☄️XII. "O cholera" | Nowy tymczasowy władca ☄️

90 4 36
                                    

   – O co ci chodzi? – Spytał Szayel.

   – Nooo jakoś go tu nie widzę

   Przez chwilę każdy stał w miejscu i nawet nie oddychał. Chyba. Nagle zaczęło się paniczne rozglądanie. Wschód - nie ma go. Zachód - Też nie. Północ - Próbuj dalej, powodzenia. Południe - No kurwa no nie.

   – O cholera – Podsumował Landryn poprawiając osiem razy pingle.

   O dziwo podchodziliśmy do tego na spokojnie, a przynajmniej oni. Ja tam się o niego bałam, no bo wiesz... to Grimmjow

   – A wy co tacy spokojni? – Spytałam ich w końcu – Nie boicie się o niego?

   Odwrócili się do mnie na pięcie z bananami w ustach. Aha.

   – No niby tak – Zaczął Szayel – Ale przecież to Jaegerjaquez...

   – No właśnie – Przerwałam.

   – Daj mi dokończyć mi amore – To ostatnie wywołało u mnie lekkie obrzydzenie – To jest Jaegerjaquez. On nawet jak się zgubi, to po jakimś tygodniu wróci. To dzięki GPS'owi, którego wszczepiłem mu w zad po jego stworzeniu.

   To by w sumie miało sens.

   – No ok, ale i tak myślę, żeby go lepiej poszukać. Jakoś nie za bardzo ufam twoim technologiom.

   Szayel i reszta spojrzeli się na mnie z zażenowaniem. Trochę nie kumałam.

   – A bionicznej ręce jakoś ufasz. O i proszę, to moje dzieło – Landryn przeczesał dumnie grzywę. O cholercia zapomniałam iks de – No ale w sumie racja. Poszukajmy go.

   Między nami zaczął się proces doboru par, bo mieliśmy się rozdzielić. Jedna para miała szukać gdzieś na pustyni, bo mógł się zagapić na, nie wiem, minerał w kształcie kutanga, a druga miała wrócić do tej pojebanej dżungli i tam go szukać, a przynajmniej próbować, bo ta dżungla była pierdalna.

   Kiedy się już dobraliśmy (Ja znowu z Nnoitrą -_-, a Uleq z Szayem) Ruszyliśmy za siebie na poszukiwanie tego trepa.

︙Perspektywa Grimmjowa︙

   – Ale ładne... – Myślałem sobie – Ale fajnie się świeci... Chcę to...

   No i wziąłem to. Przypominało i taki okrągło-kanciasty wibrator. Świecił się na tęczowo. O kurwa, jakby Szayel to zobaczył, to by padł z zazdrości. A no właśnie... Gdzie oni są?

   – Halo? – Wołałem ich, bo może się schowali. Nikt nie odpowiedział – HALO?! – Teraz krzykłem. Dalej ni chuja odpowiedzi – O kurwa...

   Nie było nikogo z mojego Teamu. Zostałem sam z tym fajnym czymś i moją wiewiórką w jakiejś popierdolonej dżungli. Wołałem coraz głośniej, ale dalej nie słyszałem żadnego answera. Kurwa pomocy!

   Schowałem to coś do kieszeni i zacząłem iść nie wiem kurwa gdzie. Kiedy spojrzałem w górę, zobaczyłem niebo. Ciemne niebo.

   – Chuj, późno musi być – Powiedziałem sam do siebie.

   Gdzieś niedaleko mnie słyszałem skrzeki miniatórek Ulquiorry. W końcu wylazły zza liści i leciały w moją stronę. Wyjłem Panterę i byłem gotowy na ich atak. Ten liść na mojej mordzie trochę utrudniał mi widzenie, ale takie małe gówno nie może przecież powalić króla, takiego jak ja! To ja kurwa powinienem rządzić Espadą, a nie jakiś randomowy Szinigami, który wzbudza we mnie strach swoim spojrzeniem. Kasztan pierdolony mógł zostać w tym swoim więzieniu, ale nie! Musiał jakimś kurwa cudem się uwalniać i znowu nam rozkazywać. Menel.

Espada za kulisami | Bleach parodia [TRWAJĄ POPRAWKI]Where stories live. Discover now