VI

1.5K 63 9
                                    

     Był piątek, a to oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza, czyli impreza walentynkowa w szkole która wywoływała ogólne poruszenie i dziewczyny szukające kogoś na siłę byle tam iść. Druga, czyli poruszenie imprezą urodzinową u Williama. Tylko, że ta była w sobotę. Szesnastolatek podszedł do swojej szafki i wyjął z niej potrzebne na następną lekcje książki. Następną lekcją był angielski i sam ten fakt go przerażał. Na prawdę był co raz gorszy jeśli chodzi o ten język i nie rozumiał dlaczego.

- Alvaro stój tam i nie waż się ruszyć! - usłyszał i zauważył jak w jego stronę kierował się William z jakąś kartką w dłoni. Jak się okazało była to praca domowa którą pisali dzień wcześniej - Dlaczego dała mi C? - spytał, a ciemnooki wziął kartkę do ręki i zaczął patrzeć na kartkę.

- Jak to "błędy"? - spytał patrząc na kartkę - Nie było błędów - dodał i uniósł na niego wzrok - Gdzie ona jest? - Rogers nie musiał odpowiadać, ponieważ kobieta zjawiła się jak na zawołanie. Ciemnooki zatrzymał ją i uniósł papier - Jakie błędy ja się pytam?! Przecież tu nie ma błędów! - kobieta spojrzała na niego oszołomiona.

- Są błędy - odparła - W ogóle skąd ty możesz to wiedzieć, uczysz się francuskiego - W tamtym momencie stojący kawałek dalej Rogers wiedział, że babsko przegrało.

- Resulta que soy mitad español, y cuando se trata de este idioma, siempre lo he sabido! (tłumacz. Okazuje się, że jestem w połowie Hiszpanem, a jeśli chodzi o ten język to znam go od zawsze!) - powiedział z taką prędkością, że kobieta ledwo go zrozumiała.

- No chyba, że tak - kobieta wzięła do ręki kartkę - Niech będzie - Nauczycielka skreśliła C i obok napisała B  - może być?

- Tym razem odpuszczę. Ale następnym razem niech pani pamięta. Że już sprawdzałem jego pracę i na pewno jest wszystko dobrze.

      W tamtej chwilę uczniowie na korytarzu byli najwyraźniej bardzo zaskoczeni. No bo kto by się spodziewał, że niepozorny, gnębiony Alexander Blanc potrafi tak się odezwać do nauczycielki i wybronić kogoś. Zwłaszcza kogoś takiego jak William Rogers. Chłopak, który odkąd tylko go zobaczył to go prześladował.

- Alvaro - zaczął William, a ciemnooki obrócił się w jego stronę - Od tej strony Cię nie znałem.

- Ty w ogóle mnie nie znasz - odparł mrużąc lekko oczy - I nie myśl sobie. Podszedłem do niej tylko dlatego, że wiem, że tam wszystko było dobrze, a moje ego nie pozwoliło mi tak tego zostawić. Nie zrobiłem tego dla Ciebie - Blanc zrobił krok w tył, a następnie ruszył w kierunku sali matematycznej.

      Po drodze spotkał Vivianne oraz Maxa i naprawdę był zaniepokojony tym, że cały czas spotykał ich razem. To było aż nie zdrowie, że cały czas rozmawiali.

- William jest w szoku - powiedział Max idąc obok niego.

- A mnie mało to obchodzi - stwierdził wkładając ręce do kieszeni - Ja go tylko uczę - Dodał, a już chwilę później zatrzymała go jakaś dziewczyna.

- Alex...

- Nie.

- Ale...

- Nie - powiedział od razu i ją minął.

      Doskonale wiedział co się teraz będzie działo. Dowiedzieli się, że jest w połowie Hiszpnem i będzie cudownym chłopcem. Wszyscy będą go wielbić do momentu gdy dowiedzą się, że jest też w połowie Francuzem. W tedy część z zaniżonym IQ zacznie się śmiać, bo francuski język gejów. Bo Francuzi są delikatni to pedały. Prawda był wrażliwy, ale czy to na prawdę takie złe? To źle że miał uczucia i nie był tyranem?

𝙾𝚗𝚎 𝙿𝚊𝚛𝚝𝚢Where stories live. Discover now