Minęło kilka dni, był już poniedziałek, co oznacza, że dziś mogłam wyjść z domu bez dodatkowych komentarzy od mamy. Pisałam z Javierem i jak bardzo do tego dążył, tak udało mu się mnie przekonać, by rano jeździć do szkoły z nim. Nieco się stresowałam, ale dla świętego spokoju udostępniłam lokalizacje Coraline.
- Hejka. - Uśmiechnęłam się szeroko wchodząc do auta, a sekundę potem samochód ruszył. - Musisz się postarać. To dzień rekrutacyjny.
- To trochę nie fair wobec mnie, nie sądzisz? Co będę z tego miał? - Spojrzał na mnie delikatnie się uśmiechając pod nosem. Przez moment nie wiedziałam czy sugeruje mi coś nieznacznego, czy po prostu się droczy.
- Aa to, że z tobą rozmawiam nie jest wystarczającą zapłatą? - Zapytałam niewinnie na co zaśmiał się głośno rzucając mi roześmiane spojrzenie.
- Z pewnością, ale chciałbym dostać coś jeszcze. Byłoby miło gdybyś zgodziła się wyjść gdzieś ze mną. - Kontynuował, a ja nie zamierzałam odmawiać. Czułam się dobrze przy nim, nadal niepewnie, ale dobrze. O ile będzie to miejsce publiczne, mogę iść.
- Na przykład?
- Na przykład jutro. Na plaży jest festiwal. - Zaproponował już poważniej, ale nadal swobodnie jakby mówił to już wiele razy, choć wiedziałam, że to nie w jego stylu. Praktycznie nikt w tym mieście nigdy nie widział go z jakąkolwiek dziewczyną. To też było zastanawiające. Co takiego w sobie mam, że Javier Carter poświęca mi uwagę?
- Przemyślę to. - Uśmiechnęłam się gdy na mnie spojrzał, co odwzajemnił, a chwilę później podjechaliśmy już na parking szkoły.
Wysiadł pierwszy, a gdy ja otwierałam swoje drzwi podszedł i pomógł mi wyjść.
- Boisz się, że zarysuje ci lakier? - Zaśmiałam się gdy zamknął za mną drzwi auta.
- Coś w tym stylu. - Rzucił śmiejąc się. - A tak serio otwieram ci drzwi, bo to mój dzień rekrutacyjny, jak to określiłaś. - Parsknęłam pod nosem.
Rozejrzałam się po ludziach i zauważyłam, że sporo uczniów patrzy właśnie na nas.
- No tak. Javier Carter i Everly Willer. Kto by się spodziewał. - Sarknęłam ruszając do szkoły.
- Będę czekał po lekcjach. - Powiedział jeszcze, a ja skinęłam na pożegnanie.
Weszłam do szkoły szybkim krokiem starając się jak najprędzej dotrzeć do Caroline. Gdy zobaczyłam ją jednak z jej być może już chłopakiem - Atlasem, stwierdziłam, że nie będę się pchać. Odwróciłam się na pięcie chcąc ruszyć do sali, w której miałam mieć teraz zajęcia, jednak coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał. Mianowicie Gilbert.
- Cześć Everly. Możemy pogadać? - Zapytał, a ja przechyliłam lekko głowę głębiej oddychając.
- To ważne? - Kiwnął stanowczo głową, na co również zareagowałam skinieniem. Złapał mnie za rękę ciągnąc za sobą. Od razu ją wyrwałam, a on spojrzał na mnie. Wiedziałam, że to go zabolało.
- Przepraszam. - Zacisnęłam usta przytakując ponownie. Po chwili dotarliśmy do schodów. Zaszyliśmy się na parapecie przy wejściu do łazienek, a tam Gilbert wyciągnął z kieszeni telefon. - Ostatnio słyszałem jak grupa pierwszaków o tobie rozmawiała. Skończyło się to nie przyjemnie, musiałem uderzyć jednego z nich, ale bez szczegółów. Potem pokazali mi to. - Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc dopóki nie wyciągnął w moją stronę telefonu z otwartą stroną. Stroną, na której głównym tematem byłam ja.
- Co to jest? - Zapytałam biorąc w dłonie telefon blondyna, a w moich płucach zatrzymało się powietrze. Miałam wrażenie jakby moje gardło boleśnie się zaciskało.
- Chris.. Musiał wyciągnąć jakieś dowody w sprawie i udostępnić je. Jest jeszcze coś.. - Mówił i spoglądał na mnie.
Kliknął coś i otworzyło się zdjęcie. Tego pokoju. Tych chłodnych ścian i sznurem przewiązanym przez łóżko. Czułam jak moje serce bije coraz mocniej, jak łzy napływają mi do oczu i drętwieją mi dłonie.
Nikt po za moją rodziną nigdy nie mógł zobaczyć tych zdjęć. To wszystko było schowane w naszym domu i nawet ja nie wiedziałam gdzie dokładnie.
Nie mogłam uwierzyć, że był do tego zdolny. Że zrobił.. Coś tak okrutnego.
Z moich oczu popłynęły łzy. Poczułam dłoń chłopaka na mojej.
- Sądziłem, że warto, żebyś o tym wiedziała. - Kiwnęłam głową i spojrzałam na niego nadal łzawymi oczami.
- Dziękuje, że mi o tym powiedziałeś, Gilbert. - Uśmiechnął się delikatnie i patrzył na mnie jakby niesamowicie bolał go widok moich łez. Zacisnął szczękę i na moment zagryzł policzki, a wtedy zapytał, o coś tak banalnego, a jednak było zdawać się mogło nie na miejscu w tej sytuacji.
- Mogę cię przytulić? Czy to ci pomoże poczuć się lepiej? - Mój oddech zadrżał, ale coś kazało mi się zgodzić. Skinęłam delikatnie głową i objął mnie jak niegdyś to robił. Delikatnie i tak czule. Ja również go objęłam chowając twarz w jego klatce piersiowej. Tęskniłam za nim. Za jego czułością i uczuciem jakie towarzyszyło mi przy nim.
W jego ramionach czułam się bezpiecznie. W tym momencie wiedziałam, że mogę na niego liczyć i powiedzieć wszystko co leży mi na sercu, ale to tylko chwila. Gilbert mnie kochał, a ja nie byłam już zdolna kochać. Nigdy. Dlatego mimo niechęci musiałam się odsunąć. Uśmiechnęłam się słabo i otarłam twarz rękawem bluzy.
- Dziękuje Gilbert.
- Zawieźć cię do domu? - Zapytał, ale nie zgodziłam się. - Gdybyś potrzebowała rozmowy wiesz gdzie mnie szukać. - Skinęłam znowu i odeszłam powoli w stronę wyjścia z budynku.
Cała drżałam stawiając kolejne kroki. Czułam się tak osłabiona i tak okrutnie bolała mnie zdrada brata. Nie rozumiałam dlaczego.
Gdy wyszłam z budynku nawet nie zwróciłam większej uwagi na krople spadające z pochmurnego nieba. Chciałam znaleźć się tylko u siebie w domu. W swoim pokoju, zaszyć się tam i być może, tylko być może zasnąć już na zawsze. W ciszy i pośród ścian, które mnie akceptowały i słuchały tak wiele moich słów, nawet wtedy, a może szczególnie wtedy kiedy nie słuchał ich nikt inny.
Tu, pośród deszczu i chaosu w mojej głowie zaniosłam się płaczem tak bardzo, że z chwili na chwile coraz bardziej traciłam siły. I szłam tak kilka minut, dopóki obok mnie z głośnym klaksonem nie zatrzymał się samochód, a ja będąc tuż przed nim tak bardzo się wystraszyłam, że przed moimi oczami zapadła czarna i cicha, obezwładniająca ciemność.
BẠN ĐANG ĐỌC
Mój ostatni oddech
Lãng mạnPrzez całe życie słyszy się o wypadkach, porwaniach, napadach. Przez całe życie myślałam, że mnie to nie dotyczy. To wszystko, o czym mówiło się w telewizji i pisało w gazetach, było dla mnie światem za kurtyną, czymś zupełnie odległym. Jednak przyp...