3 - Dziennik

6.5K 213 37
                                    

Zauważył moje przerażenie. Puścił moją dłoń, wciąż patrząc w moje zaszklone oczy i wystarczyło tylko bym zamrugała, a łzy spłynęłyby po suchej skórze, zostawiając za sobą nie tylko mokrą smugę, ale także ból i zażenowanie.

Nie powinnam przy nim płakać. Na pewno nie dlatego, że trzymał mój nadgarstek. Jednak moje wyrzuty sumienia, w tym momencie grały najniższą rolę.

- Idź. Nie będę cie już zatrzymywał. - Mówiąc to cofnął sie o dwa kroki. Zrozumiał, że jestem przerażona, jakby wcześniejsze gesty nawat trochę go nie nakierowały.

Wzięłam kilka szybkich oddechów, po czym odwróciłam się i odeszłam jak najszybciej. Moje serce obijało się o klatkę piersiową, dłonie i nogi drżały, ale nie to było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że on widział mój strach. Wiedział, że jestem przerażona.

Tak szybkim krokiem znalazłam się w galeri w zaledwie cztery minuty. Ciężko było opanować mój oddech, ale musiałam to zrobić jak najszybciej. Nie chciałam zbędnych pytań od mamy.

Weszłam do najbliższej łazienki. Chwile czekałam, aż się zwolni, po czym przy umywalce wziełam tabletkę i popiłam ją wodą z kranu. Nie było to najlepsze wyjście, nigdy nie wiadomo, ale musiałam to zrobić. Były to tabletki na wyciszenie. Niestety musiałam je brać dość często. Moje życie było istnym wulkanem emocji, który wybuchał co kilka godzin. Powodów było od groma.

Kilka minut później spotkałam się z mamą w kawiarni. Uwielbiała kawe stamtąd, więc nie zdziwiło mnie, to że tam siedziała.

- Cześć. - Powiedziałam siadając na przeciw niej. - Nastepnym razem podjedź pod szkołę, dobrze? Naprawdę, nie lubię chodzić sama.

- Tak, przepraszam, Everly. Nie miałam czasu. - Kiwnęłam głową już nie odpowiadając.

Ale na siedzenie w kawiarni ma czas.

- Jak się czujesz? Jak było w szkole? - Zapytała popijając z filiżanki. Chyba było to jakieś cappucino.

- W porządku. Co masz do załatwienia? Długo tu będziemy? - Rzuciłam patrząc na ozdoby wczesno jesienne, a nie wprost na nią.

- Pójdziemy jeszcze do księgarni i możemy jechać do domu. - Przytaknęłam ze zrozumieniem i czekałam aż mama dopije kawę.

Jakiś czas później przeglądałam dzienniki w księgarni. Jeden szczególnie mi się spodobał. Jego okładka była tekturą owiniętą w szarostki, biały materiał z nadrukiem niebieskiego kwiata, a tuż pod nim miejsce na tytuł.

Był mały i podręczny, zdecydowałam się więc go kupić. Nie wiedziałam jeszcze co do końca będę w nim zapisywać, ale był przeuroczy.

Skierowałam się w stronę regałów z książkami literatury piękna. Moja mama musiała kręcić się właśnie tutaj. Właśnie przeglądała książkę w wersji kieszonkowej o tytule „Filary ziemi".

- Spójrz jaka cudowna okładka! - Zawołała z uśmiechem, który nijako wpłynął też na moje usta w mniejszym niż u niej stopniu.

- O czym to? - Zapytałam podchodząc bliżej, nadal przy piersi trzymając dziennik.

- „Wśród gapiów stoi dziewczyna, która tego dnia poprzysięga zemstę czterem wpływowym możnym: księdzu, mnichowi, rycerzowi i szeryfowi. I rzuca na nich klątwę, która nie opuści ich aż do śmierci." - Przeczytała fragment opisu z okładki. - Brzmi całkiem okej. To chyba jakiś bestseller. - Kontunowała przyglądając się książce z zachwytem. - A ty co sobie wybrałaś? - Zapytała spoglądając na dziennik w moich rękach.

- Um, jakiś dziennik. Będę tu zapisywać różne rzeczy. - Pokiwała głową z uśmiechem i zwróciła się w kierunku kas.

- To całkiem dobry pomysł. - Przyznała, a chwile później wsiadałyśmy już do samochodu.

***

Podniosłam się gwałtownie, tym samym budząc się z przeraźliwego snu. Oddech był szybki. Szybko łapałam kolejne wdechy. Gdy tylko zorientowałam się, że jestem w pokoju odetchnęłam głęboko i wytarłam kołdrą łzy z mojej twarzy.

Wstałam na kolana i uchyliłam okno. Niestety takie pobudki w nocy zdarzały mi się dość często.

Położyłam się na plecach ównieśniej zapalając lampkę przy łóżku. Starałam się unormować oddech wgapiając się w sufit.

Chwila minęła zanim postanowiłam wstać. Poszłam do łazienki przemyć twarz zimną wodą. Zamglonym wzrokiem podążyłam na swoją twarz w lustrze. Zarumienione od łez policzki i drżące usta w połączeniu z roztrzepanymi włosami wyglądały prawie tak źle jak się czułam.

Było chwile po 6:00. Wróciłam do pokoju po ubrania i ręcznik, po czym poszłam wziąć gorącą kąpiel.

***

- Już schodzę! - Krzyknęłam ostatni raz zaczesując do tyłu blond włosy. Chwyciłam w dłoń czarny plecak i wyszłam z pokoju od razu kierując się do wyjścia. Zbiegłam po schodach i zaraz zakładałam już buty.

- A śniadanie? - Zapytała kobieta poprawiając okulary na nosie i uśmiechnęła się delikatnie. Podała mi pudełko ze śniadaniem.

Brr jak zimno. Pazdziernik jednak jest do kitu. Chwile później byłyśmy już pod moją szkołą. Szybko wyszłam z samochodu żegnając mame i skierowałam się do budynku.

Caroline siedziała na schodkach, a gdy tylko mnie zauważyła podnosząc głowę z nad talefenu uśmiechnęła się szeroko i zaczęła mi machać. Zaśmiałam się cicho widząc jej entuzjazm.

Dziś miałam w miare dobry humor, chociaż nocka była średnia. Była jednak tylko jedną spośrod czterech części całej doby, więc liczyłam na to, że jeszcze się poprawi.

Przeleciałam wzrokiem po całym placu dla upewnienia. Nikogo nie dostrzegłam.

Gdy tylko byłam niedaleko Caro podbiegła obejmując mnie, ale zaraz sie odsunęła lustrując mnie wzrokiem. Caroline była typem osoby, która potrafiła przekazac co myśli poprzez spojrzenie. Nie wiem co jej nie pasowało, ale patrzyła na mnie w ten właśnie sposób.

- Ile spałaś? - A więc o to chodzi.

- Obudziłam się w nocy. - Jej wzrok wyraził skruchę pod tytułem "przykro mi", ale szybko się uśmiechnęłam i pocieszyłam ją. - Ale nie martw się, wszystko gra. Czuje się dzisiaj nawet dobrze, wiesz?

- Cieszę się, Eve. Chodźmy. - Złapała mnie za rękę i poprowadziła do wejścia.

Caroline zawsze trzymała mnie za rękę. Była osobą, która pokazywała jak jej zależy gestami, a mnie przy niej było komfortowo. Czułam, że właśnie tego potrzebuje.

Dotyku.

Kilka minut później Caroline zaczęła opowiadać o swoim poranku i wszystko było w jak najlepszym porządku dopóki obok nas nie przeszedł jakiś blondyn.

- Everly. - Szepnęła. - Widzisz tego blondyna za nami? - Pyta jakby to była najoczywistrza rzecz o jakiej mogłybyśmy rozmawiać.

Rozejrzałam się. Nie znałam go, chyba nawet widziałam tego chłopaka pierwszy raz. Chociaż nie wiem. Nie idzie mi zapamiętywanie ludzkich twarzy, tymbardziej gdy spędziłam tutaj zaledwie trzy dni.

Kiwnęłam twierdząco głową przyglądając się jego blond włosom. Nie jestem pewna, ale chyba miał nadwyraz zielone oczy. W każdym razie mocno przyciągały uwagę.

- To Atlas Corrigan. To z nim ostatnio zostałam po lekcjach. - Mówi cicho i wolno, jakby chciała bym oswoiła się z tą wiadomością.

- Po co? - Zadaje pytanie wracając wzrokiem do jej oczu. Jej mina wydaje się być lekko zakłopotana.

- Celia ostatnio prosiła bym oprowadziła jej kuzyna po szkole, bo ona jest zajęta. Zgodziłam się, ale nie wiedziałam, że jest aż taki przystojny. I może brzmi to dziwnie, ale oprowadzałam go i jakimś cudem skończyło się to pocałunkiem. - Ostatnie zdanie wypowiedziała tak szybko, że chwile mi zajęło przyswojenie tego.

- CO? - Rzucam od razu, a ona cała się rumieni. Ma szczęście, że dzwonek szkolny zabrzmiał właśnie w tym momencie. - Czeka nas rozmowa. Dziś wieczorem. U mnie w domu. - Mówię, a potem wchodzimy do klasy za nauczycielem. Ona tylko pokiwała głową, co dość zabawnie komponowało się z jej zakłopotaniem.

Mój ostatni oddechWhere stories live. Discover now