5 - Ja nie wrócę

5.6K 208 83
                                    

Po lekcjach siedziałam przy dużym akwarium czekając, aż Caroline skończy lekcje. Nie pojawiła się jednak, tak jak się umawiałyśmy. Głęboko westchnęłam czując lekki zawód. Ojciec wysłał mi sms-a, że dziś po mnie przyjedzie wracając z pracy. Kończył szybciej, bo dziś było to głupie przyjęcie. Rzecz jasna cieszyłam się powodzeniem w pracy ojca, ale nie chciałam iść na żadną uroczystość, tylko po to by być dodatkowym widowiskiem, czy atrakcją. Nie ważne jakbym wyglądała, co mówiła i jak pewna siebie bym była ludzie będą pamiętali mnie jako nastolatke z mediów. Tą, która została odnaleziona po połowie roku nieobecności.

Cóż. Nie warto jednak zaprzątać sobie tym głowę.

Wyszłam ze szkoły kierując się na murki. Lekko się zdezorientowałam widząc, że jest tam Javier. Czekał, tak jak obiecał rankiem.

- Cześć, księżniczko, miło cię widzieć.

- Cześć. Dlaczego nazywasz mnie księżniczką? Nie mam na sobie sukni. - Uśmiechnął się tylko nadal na mnie patrząc.

- Ktoś po ciebie przyjeżdża? Ile masz czasu? - Zapytał mierząc mnie wzrokiem. Dziwnie się czułam, byłam skrępowana.

- Zależy co masz w planach. Jeśli masz zamiar mnie zabić to mam tylko minute. Zdążysz? - Mówie z ironią.

- Chyba nie. Cóż, trzeba zmienić priorytety. A zdążysz wyskoczyć ze mną na pizze? Czy to za wiele? - Zamrugałam kilka razy przyglądając się mu. Nie byłam pewna czy wyjście z nim będzie bezpieczne, nie chciałam ryzykować.

- Muszę odmówić. - Odpowiadam po chwili, a on kiwnął głową na znak zrozumienia.

- W porządku. Daleko masz do domu? Odprowadzę cię.

- To jakieś 40 minut drogi pieszo. Mieszkam przy moście graniczącym. - Odpowiadam niepewnie.

- Czyli możemy przejść parkiem. - Stwierdza, a ja od razu zaprzeczam.

- Nie.

Zabrzmiało to zbyt ostro. Spuściłam wzrok na moje buty dokładnie się im przyglądając.

Cóż za aksamitny czarny kolor!

- Może podejdziemy do sklepu po jakąś wode? Jesteś dość blada, jadłaś dziś? - Pyta, a mnie opanowuje lekkie zaskoczenie.

Czy ja na pewno rozmawiam z Carterem?

- Eee, możemy iść kupić wodę. - Odparłam po chwili nadal lekko zaskoczona. On tylko rzucił mi lekki uśmiech i ruszył przed siebie, a ja - wolniej, tuż za nim.

Przystopował na chwilkę, by nasze tempo się zgadzało, a gdy byłam już obok ruszył dalej.

- Więc? Ile właściwie masz lat, Everline? - Zapytał wyrywając mnie z głębokiego zamyślenia, a wtedy zdaje sobie sprawę, że ciągle patrze na swoje buty.

- Nie dawno skończyłam osiemnaście. - Odpowiadam niepewnie. - A ty chyba masz 21?

- Już dwa. - Przytaknęłam na znak zrozumienia. - Lubisz jak mówi się do ciebie Eve?

- Szczerze mówiąc nie za bardzo. Wole zwykłe Everly, ale ludziom najwidoczniej tak wygodniej. Jestem ciekawa co robią z tą zaoszczędzoną połową sekundy. - Odparłam ironicznie. Znaleźliśmy się już przy sklepie, chłopak otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą.

- Na pewno coś pożytecznego. Ja w tyle zdążę się wyspać trzy razy. - Zaśmiałam się krótko rzucając mu równie krótkie spojrzenie.

- A na ciebie częściej wołają chyba po nazwisku, czyż nie?

- Tak, dla ludzi jestem bez imienny. - Parsknął międzysłowy. - Najbliżsi mówią mi Javi.

- Bez urazy, brzmi jakbyś był zabawnym i energicznym nastolatkiem. - Tym razem to ja parsknęłam mówiąc to.

- Może taki właśnie jestem, tyle że już nie w wieku nastoletnim. - Odpowiadam jeszcze głośniejszym śmiechem.

- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. - Chwyciłam w końcu wodę z półki i ruszyłam dalej, kierując się już do kas.

- Nie bierzesz nic do jedzenia?

- Ee, nie. Chyba, że ty jesteś głodny? - Zaprzeczył ruchem głowy, na co wzruszyłam ramionami.

Chwile później wyszliśmy ze sklepu i akurat w tym momencie zadzwonił mój telefon. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni, a na ekranie wyświetliło się połączenie od ojca. Przeprosiłam wzrokiem chłopaka obok mnie i odebrałam.

- Tak?

- Gdzie jesteś? Czekam przed szkołą. - Faktycznie szybko.

- Zaraz będę, wyszłam właśnie ze sklepu. - Odpowiadam i rozłączam się. - Przepraszam, ale muszę już iść. Tata na mnie czeka. - Brunet przytakuje i uśmiecha się lekko przyglądając się mi. - Do zobaczenia, Javi. - Rzucam uśmiechem, a on parska cicho pod nosem.

- Do zobaczenia, Everly. - Uśmiech spływa po jego ustach. Odwracam się i przechodzę przez jezdnie od razu kierując się na parking i do auta ojca.

Gdy siadam już na miejscu pasażera spostrzegam butelkę wody w mojej dłoni i lekko się uśmiecham.

- Gdzie byłaś?

- Ze znajomym w sklepie. - Mówię ponownie, mając wrażenie, że nie słuchał co do niego mówię przez telefon.

- Od kiedy ten dzieciak Carter jest twoim znajomym? - Dopytuje ostro, a mnie lekko skręca gdy zdaje sobie sprawę, że z parkingu widać wejście do sklepu.

Ojciec był ostrożny. Bardzo. Jeszcze zanim zniknęłam był wyrozumiały, a teraz..

- Od niedawna. - Rzucam krótko nie chcąc się kłócić.

- Masz wybraną sukienke na dziś? - Pyta ojciec po chwili ciszy.

- Mówiłam, że nie ide.

- Idziesz. Gilbert będzie. Widziałem jak ostatnio rozmawialiście w ogrodzie.

- No i? - Przewracam oczami czując zirytowanie. Czy naprawdę śledzą mnie gdy tylko jestem w pobliżu?

- Zasługuje na twoje uznanie, Everly. Bardzo nam pomógł gdy.. Zasługuje na rozmowę z tobą.

- Nie chce mu robić nadzei. To już nie wróci. JA nie wrócę. Nie rozumiesz tego? - Odpowiadam unosząc lekko głos. Tata już nie odpowiedział. W ciszy podjechaliśmy pod dom, gdzie ja od razu wysiadłam, a on jeszcze chwile siedział za kierownicą zastanawiając się nad czymś.

Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw, ale to było nie uniknione. Po tragedii podobno ludzie się jednoczą. Spojler - nie zawsze. U mnie tak nie było. Zjednoczyłam się jedynie z bratem.

Mój ostatni oddechWhere stories live. Discover now