9 - Było ciemno. Zimno. Cicho.

4.9K 181 98
                                    

Siedziałam przy balustradzie głęboko wdychając świeże powietrze. Nadal rozmawiałam przez telefon z Javierem, chociaż aktualnie pomiedzy nami zapadła cisza, ponieważ musiał na chwilę odejść.

Pukanie w szybe rozległo się za mną. Odwróciłam się i otworzyłam drzwi delikatnie, tak by przez wąską szpare nie wlatywało za dużo zimna do wnętrza.

- Coś nie tak? - Pytam unosząc głowę ku górze, a przy tym napotykając czuły wzrok mamy. Jakże okropnie czułam się z faktem, że już nie mamy kontaktu takiego jak wcześniej.

- Sprawdzam tylko jak się miewasz. Kiedy wracasz do środka? Jest już późno Everly. - Mówiła lekko zmartwiona jednocześnie rozglądając się po ogrodzie.

- Oh.. Za niedługo wejdę do środka. - Uśmiechnęłam się lekko, a rodzicielka odwzajemniła ten gest.

- Już jestem. - Usłyszałam nagle głos Javiera wprost z mojego telefonu.

- Nie wiedziałam, że z kimś rozmawiasz. - Szepnęła cicho, a ja uśmiechnęłam się znowu nieporadnie lekko zawstydzona. - Dzień dobry, młodzieńcze. Pognaj moją córkę proszę do łóżka, powinna się przespać! - Przywitała się, a ja lekko wywróciłam oczami i gdyby gest oznaczałby słowa, ten oznaczałby "mamo, musiałaś?".

- Postaram się ją przekonać Pani Willson. Za chwilę z pewnością wróci do pokoju. - Odpowiedział Javier lekko się przy tym śmiejąc i słyszałam po głosie, że wciąż się uśmiechał.

- To świetnie. - Klasnęła w dłonie z ekscytacji. - Zaproś kolegę na obiad, chętnie go poznam. - Powiedziała już trochę ciszej i weszła do środka krzycząc jeszcze "miłego wieczoru, chłopcze".

- Przepraszam za nią, jest strasznie dociekliwa. - Dodałam zaraz gdy zniknęła lekko się rumieniąc ze wstydu.

- W porządku, nie masz za co. Chyba mnie polubiła. - Parsknęłam cicho.

- Tak, zapraszała cię na obiad.

- A dobrze gotuje? Jeśli tak to się skuszę chociażby pojutrze. - Uniosłam wzrok znad betonowej posadzki i czarnych butów czując lekką obawę.

- Oh, nie musisz. To była tylko propozycja, nie musisz tu przychodzić. - Mówię wolno nie zbyt się skupiając nad słowami jakie wypowiadam.

- Ale chcę. - Usłyszałam w odpowiedzi. Moje serce zabiło mocniej dwa razy. Oddech był ciężki, nie równy, nie perfekcyjny, gdy zdałam sobie sprawę, że cholera, on naprawde chce tutaj przyjść. Chce poznać mnie bardziej. Chce poznać moją mamę.

Zawsze wydawało mi się, że takie rzeczy są stresujące tylko gdy poznaje się rodziców swojego partnera, lub partnerki, ale nie gdy znam się z NIM kilka dni. Nie gdy jest znajomym.

- Twoja mama ma racje, powinnaś się położyć. Pewnie jesteś zmęczona. - Dopowiada po chwili, a ja sie otrząsnęłam z moich rozszalałych myśli.

- Tak, jestem.. Zmęczona. - Mówię po chwili, a słowo jakie wypowiadam znaczy tak wiele. Czy ktokolwiek postrzega je tak jak ja?

Gdy jestem śpiąca - jestem śpiąca. Gdy jestem wykończona dniem - jestem wykończona dniem. Ale gdy mówię, że jestem zmęczona, ma to tak wiele znaczeń. Tak wiele, że momentami ze zmęczenia nie mogę poprawnie myśleć, mówić, oddychać.

Czy ma to sens również dla niego? Czy rozumie?

- Everly? - Usłyszałam znowu wyrywający z zamyślenia cichy głos Javiera.

- Tak? - Szepnęłam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. Ze zmęczenia.

- Śpij dobrze. - Mówi po chwili i czuje jak moje ciało pochłania delikatne ciepło. Jakby to co mówił miało sens akurat w tym momencie, tylko dlatego, że mówił spokojnie i z delikatnością.

- Dziękuję. Ty również śpij dobrze. - Odparłam podnosząc się już na równe nogi. Rozłączyłam się i wchodząc do środka jeszcze przez chwilę w mojej głowie był Javier Carter.

Potem poszłam się myć, trwało to bardzo długo. Ociężałe ciało i stłumione emocje czuły się najlepiej właśnie w wannie. W gorącej wodzie, gdzie nikt mnie nie widzi, nikt nie słyszy.

Oddychaj.

Powtarzałam sobie to słowo ciągle, jakby było mantrą, jakby nic po za nim się nie liczyło, bo liczył się tylko oddech.

Zanim zasnęłam, również powtarzałam sobie, by po prostu oddychać, bo co innego mi zostało po za tym? 

Musiałam oddychać dla rodziców, dla Chrisa, dla Caroline.

***

Czułam się niesamowicie lekka i spokojna, było cicho, idealnie, lecz zimno. Zimne powietrze oplatało moją skórę, aż w końcu tak mocno dawało o sobie znać, że uchyliłam lekko powieki.

Było ciemno. Zimno. Cicho.

Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam przeciągle powietrze, by sprawdzić czy to aby na pewno nie sen.

Uniosłam dłoń, sunęłam nią po ścianie, opuszkami szukając pręta z zawieszonym na nim sznurem.

I był tam.

Sunęłam po sznurze w dół, a w momencie gdy zaplątł się wokół mojego nadgarstka, niemal zapłakałam. Zduszony dźwięk ugrzązł mi w gardle.

Było ciemno. Zimno. Cicho.

Podniosłam się delikatnie, starając się nie poruszać się gwałtownie. Wiedziałam, że jeśli usłyszy choćby cichy dźwięk to tu przyjdzie.

Byłam głodna. Okropnie głodna, a gdy o tym pomyślałam automatycznie dłonie przyłożyłam do brzucha na krzyż. Oplotłam go, jakbym prosiła, by przestał dawać o sobie znać. Jakby uczucie głodu, było tylko chwilową zachcianką.

Nigdy jednak nie przestał.

Nawet gdy dostałam jedzenie, nie dostatecznie tyle by się najeść. To było jak jedna kanapka na trzy dni. Jak szklanka wody na 4 dni pragnienia, bo właśnie takie były tutaj zasady.

Nagle usłyszałam klucz w drzwiach. Wstrzymałam oddech. Ból jaki odczuwało moje serce rozprzestrzenił się po całym ciele, czułam swój puls w całym ciele, czułam serce, jak bardzo szaleje, jak stara się mnie utrzymać przy życiu.

Drzwi się otworzyły, a wtedy zrobiło się okrutnie jasno. Białe światło padało promieniami wprost w moje oczy, aż tak, że musiałam je przymrużyć, a gdy tylko je otworzyłam znajdowałam się znowu w ciemności.

Czułam, że mam mokrą twarz. Czułam, swój oddech, czułam ciepło pościeli na skórze, a gdy tylko rozejrzałam się wokół zdałam sobie sprawę, że jestem w domu. W swoim pokoju, a wszystko co widziałam przed chwilą było tylko snem, a właściwie wspomnieniem.

Oddychałam. Cały czas oddychałam.

Mój ostatni oddechUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum