32

15 0 0
                                    

Kilka tygodni później

- zdałam! - krzyknęłam na całe gardło wchodząc z białą kartką do domu.

Mama wybiega z kuchni.

- brawo córeczko, wiedziałam że tak będzie- mocno mnie przytuliła. Prawie mnie dusząc.

- moja zdolna - pojawił sie i tata. Wziął mnie i uniósł nad ziemią.

Cieszyłam się że ich mam. I że jest już po wszystkich egzaminach które poszły mi dobrze jak na to wszystko co sie działo w moim życiu.

- przychodzi dziś Abby i Will- poinformowałam ich cała w skowronkach - musimy to uczcić.

Wbiegłam na górę i cieszyłam się jak małe dziecko. To był moj mały sukces który był dla mnie nowym początkiem. Nie liczył sie już Adam czy choroba z którą wciąż walczyłam. Liczyło sie samo życie.

Wieczorem zaczęłam szykować się do spotkania z przyjaciółmi. Włożyłam czarną zwiewną sukienkę, przygotowałam przekąski i picie.
Nagle rozległ sie dzwonek do drzwi.

-otworzę- krzyknęłam zbiegajac na dół.

- cześć piękna- pisneła Abby i przytuliłyśmy się tak jakbyśmy się nie widziały kilka lat a nie kilka godzin temu.

- część, chodź na górę Willa jeszcze nie ma i pewnie spóźni się jak zwykle z reszta - westchnelam i pobiegłam z przyjaciółką do pokoju.

-to jakie masz dalsze plany na studia? - zagadala Abby.

- hmm.. w sumie nie wiem może coś ze sportem tyle że jakiś konsultatnt czy coś a ty ? - zapytałam, ale przerwał nam dzwonek do drzwi. - poczekaj pójdę to pewnie Will.

Pobiegłam i bez namysłu wpóśiłam go do środka.

- jak zwykle spóźniony- nie patrząc na niego wchodziłam już na schody, ale on nie szedł za mną. Obejrzałam się i to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

-witaj Meg - był to on.. człowiek o którym nie da sie zapomnieć . Który wiecznie siedział w mojej głowie. Który zostawił mnie i zranił moje serce. Którego już nie chciałam znać.

- wyjdź stąd- powiedziałam stanowczo. Moje serce biło z milion razy szybciej i mocniej niż zwykle. Głos i ręce drżały z nadmiaru emocji.
- nie.. e chce..e..e Cię znać- jąkałam się i byłam bliska płaczu. Myślałam że już nigdy go nie zobaczę co byłoby najlepszym rozwiązaniem .

- Prosze Cię skarbie ja ci wszystko wyłumaczę tylko daj mi pięć minut.- zbliżył sie do mnie o krok. Widziałam troskę i strach w jego oczach. Oczy  które kiedyś mnie hipnotyzowały.

- zmarnowałam na Ciebie i tak zbyt wiele czasu - nie chciałam żeby po raz kolejny mnie zranił. To był zamknięty etap w moim życiu. ON był zamkniętym etapem w moim życiu.

- proszę cie - złapał mnie za nadgarstek swoją ciepłą dłonią. Na moim ciele pojawiła sie gęsia skórka. Zaczęły wracać wspomnienia sprzed ponad miesiąca. - porozmawiajmy- zbliżył sie jeszcze bardziej.

- co on tu robi?!- Abby była zszokowana, tak jak ja przed chwilą. Zeszła szybko po schodach i stanęła obok mnie w tym czasie chłopak zabrał swoją dłoń.

- przyszedłem jej wszystko wyjaśnić proszę nie wtrącaj się- powiedział poważnie.

- przez tyle czasu nie mogłeś a teraz Co? Wracasz i myślisz że wszystko wróci do normy. Zostawiłeś ją rozumiesz... Tak się nie robi osobie którą sie podobno kocha. Ale sory dla Ciebie przecież najważniejsze jest to żeby sie hajs zgadzał- wrzasneła mu prosto w twarz. Chłopak stał niewzruszony. Myślę że on wie że mu się to wszystko należy.

- proszę pięć minut i jeśli to co powiem niczego nie zmieni to zostawię cie w spokoju raz na zawsze. - wyczułam ogromny smutek w jego głowie gdy to mówił. Ale czy było mi go żal?

Nie

- dobrze masz pięć minut i ani sekundy dłużej- chciałam skończyć to raz a dobrze. Żebym już nie musiała widzieć jego osoby swoim życiu.

- możemy w cztery oczy? - spojrzał na rozwścieczoną dziewczynę stojacą obok mnie. Cieszyłam sie że wspiera mnie w tej chwili. Ale tą kwestię musieliśmy wyjaśnić sobie sami.

Abby zmroziła go wzrokiem i weszła z powrotem na górę.

- możemy wejść chociaż do samochodu. Nie chce tu o tym rozmawiać- włożył ręce do kieszeni i spuścić głowę.

Założyłam pierwsze lepsze buty i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do środka auta w którym kiedyś uwielbiałam jeździć. Teraz jak najszybciej chce stąd wyjść i nigdy tu nie wrócić.

- mów- ponaglałam go po chwili ciszy - czas leci- nie miałam zamiaru być dla niego miła. I tak ma szczęście że się zgodziłam na tą rozmowę.

- Meg- westchnął- chce ci tylko powiedzieć że nie chodziło tu o żaden biznes w Los Angeles.

Coo?! Czyli jeszcze perfidnie kłamał mi w oczy. Świetnie... to nie polepsza jego sytuacji.

- fajnie- przerwałam mu swoim ironicznym głosem

- chodziło o sprawę z Evą - zacisnął ręce na kierownicy- sprawa znowu ruszyła. Zatrudniłem prawnika i dzięki zdobytym dowodom udało mi sie z tego wybrnąć. Nie chciałem Cię w to wyciągać bo wiem że ta kobieta jest niobliczalna. I gdyby sie o nas dowiedziała... boję sie że mogłaby coś Ci zrobić. A tego bym sobie nie darował. Nie chce żebyś cierpiała przez moje błędy. - chwila ciszy- nie chodziło mi o pieprzone pieniądze tylko o Ciebie Meg i o nas.

- po pierwsze jakich nas !- podniosłam głos patrząc w jego strapioną twarz- nie ma już żadnych nas. Po drugie cierpieć.... ja już dużo wycierpiałam przez Ciebie- złapałam za klamkę i wyszłam z tego piekła. Usłyszałam tylko.

- Ale ja wciąż Cię kocham- zatrzasnelam za sobą drzwi. Oparlam sie o drewnianą framugę i usiadłam na podłodze. Dlaczego nie mógł mi wcześniej o tym powiedzieć? Że niby chodziło o moje bezpieczeństo? Zostawił mnie z dnia na dzień i jeszcze myśli że się z tego cieszyłam a nie płakałam w poduszkę co noc.
Jedno słowo by wystarczyło a poczekała bym na niego. Ale teraz jest już na wszystko za późno.

on the edge (Na Krawędzi)Where stories live. Discover now