6

32 1 0
                                    

-Megan - trener usiadł na swoim krześle- wiesz co chce ci powiedzieć.

-Zawiodłam i Pana i siebie- spuściłam głowę z pokorą - Ale ostatnio tyle się dzieje...

- wiesz że, aby dojść do sukcesu musisz wszystko poświęcić, aby go osiągnać- pouczał mnie trzymając ręce na biurku - jesteś moją najlepszą zawodniczką, wiem że dużo od Ciebie wymagam.

-wiem trenerze postaram sie jak tylko mogę.

- nie Megan teraz pozałatwiaj swoje sprawy, odpocznij, wycisz sie. Nie trenuj za dużo i daj sobie czas - poradził mi. W sumie przydałaby mi sie przerwa.

Wyszłam z gabinetu i poczułam ogromny smutek, prawie przegrałam ten jakby się wydawało łatwy bieg. Obwiniałam się za to, nie moge popełniać takich błędów.

Nie miałam ochoty wracać już na lekcje. Miałam jeden pomysł, który podsunął mi trener.

Poszłam więc do baru do Adama. Gdy weszłam było tam jeszcze mało ludzi, pora była wczesna. Nie zauważyłam go więc usiadłam na krześle barowym. Po chwili zobaczyłam znajomą twarz.

-hej- uśmiechnęłam się. Chłopak miał na sobie czarne jeansy i biały t-shirt z logo nike. Na ramieniu miał zawieszoną czarną torbę.

-część nie spodziewałem sie Ciebie tutaj - powiedział zaskoczony podchodząc do lady.

- w sumie ja też nie - zaśmiałam sie a za plecami stał drugi barman który skierował się do Adama.

- idź wreszcie stąd siedzisz tu już cały dzień byś się lepiej położył spać- rzeczywiście miał podpuchniete oczy ze zmęczenia.

- już idę tylko obsłużę znajomą - wskazał na mnie.

- co dla Ciebie? - zapytał zmęczonym głosem.

- a co polecasz ?- w sumie nie miałam na nic ochoty.

-poczekaj chwilę- wrócił sie na zaplecze. Czekając na niego ze stresu bawiłam się palcami. I zastanawiałam się po co przyszłam...- proszę- postawił przede mną kuferek pełen lodów.

-kocham lody - przyciągnełam naczynie do siebie. Naprawdę kocham lody i nigdy nie potrafię im sie oprzeć. Oczy mi się aż zaświeciłym, a chłopak widząc moją reakcję zaśmiał sie.

-widzę- przeszedł pod ladą i teraz widziałam go w pełnej okazałości. Śmiało można stwierdzić że był zabójczo przystojny.

- no co? - zarumieniłam sie wkładając koszyk włosów za ucho.

- a ty czemu nie na uczelni ? - zapytał trochę zdziwiony że o tak wcześniej porze siedzę u niego w pracy.

-nie miałam ochoty - westchnąłam i zaczęłam jeść śmietankowy smak.

- coś sie stało? Jesteś bardzo smutna- zmartwił się, nie wiem dlaczego.

- bieg nie poszedł mi tak jak bym tego chciała, miałam pogadane z trenerem. - wbiłam łyżeczkę w kolejną gałkę.

-przecież wygrałaś- przeczesał ręką włosy aby zaczesać je do tyłu. - a to, że poszło ci troche gorzej to wiesz... bywają lepsze i gorsze chwilę.

-dzięki, że mnie pocieszasz - posłałam mu wdzięczny uśmiech. - wogóle dziękuję Ci jeszcze raz za wszystko co dla mnie robisz - znów poczułam wypieki na policzkach, dlaczego tylko przy nim sie tak czerwienie.

-po prostu jestem zawsze w odpowiednim miejscu i czasie - wzruszył ramionami i oparł się o blat - no i chce ci pomagać...

No i chce ci pomagać... dziwne ale bardzo miłe. Zapadła krótka niezręczna cisza.

on the edge (Na Krawędzi)Where stories live. Discover now