20

17 1 0
                                    

Obudziłam sie nie było nikogo obok co mnie cieszyło. Przypominałam sobie powoli co sie wczoraj działo

Arthur...
Trener.. .
Abby...
Adam i Rose....

Szybko zerwałam sie z łóżka i pobiegłam pod sale dziewczynki.
Łóżko było puste a pościel zmieniona.

- czyli to nie był sen - powiedziałam sama do siebie. Stojąc przed wejściem do pokoju.

-Megan- chłopak położył rękę na moim ramieniu.

-była taka malutka miała tyle życia przed sobą- do moich oczu zaczęły zbierać sie łzy.

-tutaj to normalne codziennie ktoś przychodzi albo odchodzi najlepiej jak wychodzi stąd zdrowy - Matt próbował mnie pocieszyć.

Odwróciłam sie do niego i spojrzałam w błękitne tęczówki.

-myślisz że my z tego wyjdziemy ? - bałam się śmierci.

-tego nikt nie wie - zaczął gładzić moje roztrzepane włosy. A ja wtuliłam się w jego ciało. Staliśmy chwilę na środku. Chciałam czyjegoś dotyku nie Adama nie Abby ani Willa ani nawet rodziców. Kogoś z zewnątrz kto próbował mnie zrozumieć. Gładził reką moje plecy co mnie odprężało.

-posiedzisz ze mną chwilę ? - powiedziałam wciąż wtulona w jego ciało.

-jasne - spokojnie się odezwał- co innego miałbym do roboty - podniósł brew do góry.

Usiadłam po turecku na podłodze opierając się o metalowe rurki od łóżka.

- wybaczyłbyś komuś coś strasznego? Co jest wręcz nie do wybaczenia? Ale stało się dawno i może ta osoba jest teraz kimś innym a tamto to była pomyłka- powiedziałam na jednym wdechu przez co chłopak sie lekko zdziwił.

-hmm trudne - podrapał sie po podbródku- myślę że nawet jak ktoś coś zrobił strasznego to czas nie ma znaczenia bo jednak jak to sie mówi czasu nie cofniesz ale jednak stało się. - przerwał na chwilę dalej myśląc- a co do zmiany to człowiekowi nie jest tak łatwo się zmienić... tak myślę... ale wiesz to wszystko zależy- wzruszył ramionami.

-dzięki- spuściłam głowę myśląc o wszystkim i o niczym.

-chodzi o chłopaka- bardziej stwierdził niż zapytał.

-bardziej o..- przełknełam śline- kolegę, albo znjomego.- chociaż chwilowo miałam nadzieję na coś więcej.

Minął miesiąc od śmierci małej Rose. Nie chciałam z nikim rozmawiać lekarz chciał żebym porozmawiała z psychologiem ale odmówiłam. Najczęściej odwiedzali mnie rodzice a przyjaciół zbywałam jak mogłam. A Adam... chyba wreszcie dał mi na chwilę spokój. Za to polepszył mi się kontakt z Matthewem. Coraz częściej dostawałam chemioterapie co spowodowało że nie miałam już włosów, a zamiast tego nosiłam chusty albo peruke ewentualnie czapki z daszkiem.

Siedziałam razem z Mattem i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Nagle do sali wszedł lekarz.

-część- rzucił na przywitanie widać było że jest w dobrym humorze- mam dobre wieści- spojrzał na mnie stukając w rurkę od łóżka.

-no słucham- straciłam już chęci na cokolwiek. Cały czas chodziłam zmęczona i kapryśna a Matt mówił mi że nawet smutna.

-leczenie przyniosi porządane efekty więc załatwiłem wam- wskazał palcem nas dwóch- dwu dniową wyjściówke do domów.

Matt lekko sie uśmiechnął, a ja byłam obojętna.

-super doktorze - ucieszył sie chłopak- a do Meg to jeszcze nie dotarło- zażartował a ja zmroziłam go swoim wzrokiem. Potem lekarz wyszedł.

-dlaczego Ciebie już nic nie cieszy ? - Matt zmarszczył brwi.

-nie mam na nic ochoty jestem już zmęczona tym wszystkim- westchnełam głęboko. Potwierdzając tym moje słowa.

Rozmowę przerwali nam rodzice wchodzący do sali.

-słyszałem że dziś jesteś u nas- ucieszył sie Tata. A ja lekko kiwnełam.

-Matt ty też możesz do nas wpaść jeśli chcesz - uśmiechnęła się rodzicielka.

-nie dziękuję nie bede przeszkadzał z resztą mam wiele spraw do ogarnięcia, ale jeśli moge to podrzucę Megan do domu i tak bede miał po drodze - zaproponował a wszyscy się zgodzili. No oprócz mnie ale mnie nikt nie pytał o zdanie.

Siedziałam już z chłopakiem w samochodzie w tle leciała muzyka. Jechaliśmy nie rozmawiając całą drogę patrzyłam za okno.
Matt doprowadził mnie pod same drzwi niosąc w reku moja torbę z rzeczami.

-dzięki za podwózke- podniosłam kącik ust do góry.

-a Ciebie proszę żebyś się wreszcie uśmiechnęła bo z uśmiechem ci do twarzy- jego twarz zaczęła się zbliżać. Patrzył chwilami w moje oczy chcąc zobaczyć moją reakcję na jego ruchy. Poczułam jego dłoń ma mojej tali. Przez chwilę w jego oczach zobaczyłam metaliczny błysk jak u Adama... dlaczego myślałam o tym w takiej chwili? Nie wiem .... złączył nasze usta, a ja niepewnie oddałam pocałunek. Poczułam że na jego twarzy pojawia sie uśmiech. Odczepił się ode mnie.

-to pa - pogładził policzek i poszedł w stronę auta.

-pa - jęknełam. To było dziwne że podczas pocałunku myślałam nie o Matthewie ale o Adamie... mój umysł płatał mi figle, a może to serce....

Weszłam do środka. Tęskniłam za tymi ścianami w których spędziłam tyle życia. I zapowiada sie że spędzę tu też kolejne.

Poszłam do kuchni witając się z rodzicami robiącymi obiad. Nagle rozległ się dzwonek więc pobiegłam otworzyć.

-dzień dobry - przez chwilę patrzył w ziemię,ale potem jego oczy znalazły sie przed moimi.

-hej- powiedziałam tak cicho że nie wiem czy usłyszał.

- możemy pogadać?- ręce trzymał w kieszeni. A ja nie wiem co miałam robić i mówić. Odebrało mi rozum.

-możemy potem ? Może u Ciebie w barze ? - zaproponowałam. Dla świętego spokoju chciałam wytłumaczyć tą całą sytacje i już nie zaprzątać tym sobie głowy.

-okej może być o 18 ? Albo o 19 bo mam spotkanie- było widać po nim stres.

-okej do zobaczenia- mój głos nie wyrażał emocji. Zamknęłam drzwi i wróciłam do rodziny.

-kto to był?- zapytał zaciekawiony Tata.

- Adam- odpowiedziałam obojętnie siadając na krześle.

- jest u nas przynajmniej dwa razy w tygodniu i pyta o Ciebie- wyjawiła mama.

-ciekawe po co- parsknełam ironicznie.

-bo mu na tobie zależy- na słowa mamy przewróciłam oczami.

Ale z drugiej strony po co miałby pytać jak sie czuje? Jaki ma w tym inny sens?

Założyłam białe spodnie z przetarciami na kolanach do tego czarną gładką bluzę i białe reebok. Idąc parkiem włożyłam ręce do kieszeni bo było zimno. Myślałam o tym o czym bedziemy rozmawiać i powoli przychodził stres.

on the edge (Na Krawędzi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz