23

16 1 0
                                    

Dziś po kolejnej dawce chemii czułam sie okropnie. Z trudem się poruszałam, nie miałam na nic ochoty. Długo leżałam w łóżku patrząc w sufit. Przekręcałam się z boku na bok.
Bolało mnie to że kiedyś moje życie wyglądało inaczej.
Spotkania ze znajomymi, imprezy, a nawet szkoła. No i bieganie którego tak bardzo mi brakowało...
Chciałam skończyć już moją przygodę ze szpitalem, ale to nie ode mnie zależało.
Za sobą miałam już z 6 albo 7 chemii. Lekarz mówił że leczenie przynosi skutki. Każdego dnia jednak bałam się, że coś pójdzie nie tak.

-część- do sali wszedł Matthew ubrany w czarną bluzę z kapturem i granatowe jeansy. Na głowie miał czarną czapkę snapback.

-hej- westchnełam z bezsilności jaką wtedy czułam.

-jak sie czujesz ? - usiadł na krawędzi łóżka.

- jak widać- zapewne wyglądałam jak siedem nieszczęść. Blada cera, podkrążone oczy i zpierzchnięte usta.

-może...

Jego wypowiedź przerwał mój telefon. Dobrze że leżał zaraz obok bo inaczej nie miała bym siły po niego sięgnąć. Odebrałam .

- cześć Meg - usłyszałam znajomy głos.

-hej

-mówiłem Ci wczoraj że wpadnę, ale chyba niestety sie nie uda - słyszałam w jego głosie smutek.- zawalil mnie robotą i jeszcze mam klienta na siłowni.

-nic sie nie stało, może innym razem sie uda -pocieszałam go. W sumie może i lepiej ze go dziś nie będzie. Nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie.

-przepraszam i odwiedzę Cię tak szybko jak będę mógł

-dobrze to pa

-pa

Zakończyłam połączenie.

-widzę że miłość kwitnie - skomentował Matt. Pewnie widział nasz pocałunek na korytarzu.
W moich myślach pojawił się też mój pocałunek z Mattem przed moim domem. Zrobili się niezręcznie...

-można tak powiedzieć- wzruszyłam ramionami- a co mówiłeś przed ten ? - chciałam jak najszybciej zmienić temat.

-a, chodziło mi czy może nie chciała byś na chwilę, niedaleko ze mną wyjść? -poprawił czapkę na głowie.

- nie wiem czy dam rade, jestem przykuta do łóżka- nie miałam siły sie ruszać.

-damy radę- zerwał sie z łóżka i wybiegł na korytarz. Wrócił z wózkiem inwalidzkim. Pomógł mi wsiąść i zacząć mnie prowadzić po korytarzach. Potem znaleźliśmy sie w windzie.

-tadam- chłopak pokazał reką otwierające sie drzwi windy. Przed naszymi oczami ukazał sie piękny widok. Byliśmy na samym dachu szpitala. Wiatr dmuchał na moje ciało.

-pięknie tu- chłopak prowadził mnie po wielkim dachu budynku.
Zatrzymaliśmy się przed krawędzią dachu.

-tylko zablokuj mi kółka- zaśmiałam sie, a chłopak parsknąl śmiechem i wykonał moje polecenie.

-przychodzę tu czasami jak moje myśli się gubią, albo chce popisać-  pewnie chodziło mu o teksty piosenek. To jego jakby miejsce myśli i weny.

-masz rację tu jest jakby inaczej - było coś w tym miejscu, nie było tu cicho bo na dole wszedzie jeździły samochody i karetki. I było dużo ludzi. Ale gdy się nie patrzyło w dół to widać tylko niebo. Ciekawa jestem jak to miejsce wygląda w nocy gdy całe czarne niebo jest w jasnych białych gwiazdach.

on the edge (Na Krawędzi)Where stories live. Discover now