Rozdział 2 - Goździkowe oczy

2.5K 246 583
                                    

"Wszyscy w tej szkole są równi"

Gówno prawda - pomyślał Gen Asagiri, z lekko zmarszczonym w wyrazie frustracji czołem patrzył na tłumaczącą coś przy tablicy nauczycielkę matematyki, która, na jego nieszczęście, była też dyrektorką tej placówki. - W dzisiejszym świecie nikt nie jest nikomu równy.

Iluzjonista zdawał sobie z tego sprawę już od maleńkości, a z każdą kolejną przeżytą wiosną stwierdzał, iż granica między "równym i równiejszym" jest szersza niż jeszcze niedawno sądził. Gdy był dzieckiem, nie był jeszcze świadomym tego, jak wielki wpływ na jego późniejszą karierę będą miały obserwacje domu rodzinnego i nieprzekraczalnej granicy między członkami familii.

Na początku obserwował jak matka, Sonozaki, z bezwzględnym posłuszeństwem wykonywała wszystkie polecenia swojego męża i zawsze uśmiechała się nienaturalnie szeroko w jego towarzystwie. Zachcianki ojca zawsze były na pierwszym miejscu w domowej hierarchii - chłopak nigdy nie mógł zagadać do rodziciela, gdy ten siedział na kanapie i pił swój śmierdzący napój ze szklanej butelki, nieważne ile ładnych rysunków chciał mu pokazać czy ile nowych sztuczek właśnie opanował. Dopiero przed jego pierwszym poważnym pokazem matka raczyła mu opowiedzieć swoją jakże smutną życia, która, w jej mniemaniu, miała zmotywować go przed wystąpieniem. Przez piętnaście minut siedział z rodzicielką w szatni, słuchając opowieści o biednej imprezowiczce, która wpadła z nowopoznanym w klubie facetem-alkoholiku, jaki w przypływie łaskawości postanowił przyjąć do siebie kobietę wraz z ich niechcianym dzieckiem i zapewnić im utrzymanie. Dziesięcioletni wówczas Gen nie rozumiał w jaki sposób miało mu pomóc skupić się przed spektaklem. Po jakimś czasie dowiedział się, że to jedna z olbrzymiego grona technik manipulacyjnych.

Z czasem jego samego zaczęto nazywać go mistrzem manipulacji. Asagiri tylko uśmiechał się krzywo za każdym razem, gdy słyszał tę ksywkę. Jeżeli on był mistrzem to jego matkę z pewnością można nazwać boginią.

Boginią manipulacji i niewolnicą pieniądza. Co za ironiczne połączenie, nieprawdaż?

Młody iluzjonista personalnie nie był w stanie zrozumieć tej pogoni za gotówką, lecz jako ktoś, kto zna się na psychologii mógł dostrzec logiczne podstawy do tej obsesji. Sonozaki wychowywała się w konserwatywnej rodzinie, gdzie wszystkie jej wybory zależały od apodyktycznego ojca. Następnie przez własną nieostrożność i bezmyślność musiała związać się z człowiekiem, którego nienawidziła i wychować bachora, którego nie kochała. Będąc finansowo zależna od męża przez wiele lat, nic dziwnego, że oszalała na punkcie pieniędzy, którymi mogła sama zarządzać.

Szkoda tylko, iż pieniądze te zdobywała kosztem cierpienia własnego syna.

Gen skrzywił się nieznacznie, gdy zbyt mocno dociśnięty przez nauczycielkę mazak zapiszczał cicho, wyrywając go z melancholijnego zamyślenia. Patetyczne przemówienie dyrektorki sprzed dwóch tygodni nadal echem rozbrzmiewało w jego głowie. Granatowe oczy iluzjonisty zerknęły machinalnie na leniwie płynącą zakolami rzekę za oknem, na licu zatańczył smętny uśmiech, a spomiędzy spierzniętych wargach bezgłośnie wypłynęło dawno zapomniane imię.

Yuu.

Nareszcie zadzwonił dzwonek obwieszczający wszystkim znużonym całym tygodniem szkoły uczniom, że ich mordęga właśnie dobiegła końca. Asagiri prędko spakował książki do plecaka, szybko maszerując w stronę szatni. W piątkowe popołudnia musiał błyskawicznie opuścić szkołę, jeżeli chciał wrócić bez żadnych szkód do mieszkania. W pierwszym tygodniu przy wyjściu z budynku złapała go grupka licząca blisko dziesięć dziewczyn i nie przejmując się jego grzecznymi, aczkolwiek stanowczymi, wymówkami zaciągnęły go na wielogodzinny spacer, gdzie zmuszony był słuchać podnieconego trzebiotania grona fanek. W ostatni piątek udało mu się bezproblemowo wyjść z placówki, jednakże po drodze do domu spotkał dwie uczennice, które wciągnęły go w stosunkowo krótką, zaledwie półgodzinną, aczkolwiek bardzo niezręczną rozmowę pełną pisków, chichotów i mnóstwa wspólnych zdjęć.

Dr Stone "Endorfiny" (Sengen AU) Where stories live. Discover now