ROZDZIAŁ XXX

2.2K 101 65
                                    


Moje kolana uderzyły o posadzkę z głuchym tąpnięciem. Nie podniosłam głowy, nie sprawdzałam gdzie jestem, kto mnie otacza. Po wcześniejszym chaosie, złożonym ze strachu i panicznej próby znalezienia rozwiązania, w moim umyśle zapanowała pustka. Nie chciałam i wiedziałam, że nie mogę się poddać, a jednak przerażenie odarło mnie z całej pewności siebie.

Wróciłam do Malfoy Manor.

Wróciłam do początku własnego koszmaru.

Słyszałam, że szmalcownicy z kimś rozmawiają, docierał do mnie głos tego, kto odpowiadał. Nie rozumiałam słów, zupełnie jakbym była ogłuszona.

Zostaliśmy podniesieni, pociągnięci w głąb i znów rzuceni na posadzkę. Przez głowę przemknęła mi myśl, że odważnie traktują potencjalną córkę swojego pana, ale zniknęła po chwili, jakby jej nigdy nie było.

Usłyszałam kroki, później następne. Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Z letargu uwolnił mnie delikatny uścisk dłoni, które miałam związane na plecach.

Uniosłam głowę, natrafiłam na niebieskie oczy Ronalda. Widziałam w nich przerażenie, troskę. Były przepełnione uczuciem tak wielkim, że zalały mnie okropne wyrzuty sumienia. Wygiął usta w delikatnym, pocieszającym uśmiechu, oddałam uścisk. Musiałam być silna, dla siebie, dla nich. Znów poczułam bicie serca, mój umysł na nowo rozpoczął pracę.

- ... Pottera - powiedział szmalcownik, stojący na samym przodzie.

- Pottera? - byłam pewna, że głos należał do ojca Draco. Zerknęłam kątem oka, akurat w momencie, gdy wychylił się, by spojrzeć na naszą gromadkę.

Szmalcownik pokiwał głową, przybliżył się nieco do Lucjusza, który skrzywił się z niesmakiem.

- Wydaje mi się, że mamy też Jego córkę...

W Malfoy'a seniora jakby wróciło życie. Siłą odsunął na bok swojego informatora, jakby był nic nie wartą szmacianą lalką i szybkim krokiem podszedł w naszą stronę.

Serce biło mocno w mojej piersi, dostosowując się do jego tempa. Postanowiłam nie podnosić spojrzenia, nie pokazywać, że cokolwiek wiem, cokolwiek słyszałam.

Szczęśliwie, w grupie zatrzymanych nie byłam jedyną dziewczyną. Minusem było to, że tamta była blondynką...

Poczułam silne szarpnięcie za włosy, gdy męska dłoń zmusiła mnie do spojrzenia w górę. Zacisnęłam usta, z trudem powstrzymując syknięcie. Nie byłam pewna, czy powinnam być przerażona czy wściekła, nie wiedziałam, co bardziej naprowadziłoby go na trop. Przyglądał mi się dłuższą chwilę, mierzył chłodnym spojrzeniem bladych oczu, zanim wypuścił i poszedł dalej. Utkwiłam wzrok w podłodze.

- A jemu co się stało?

- Pojęcia nie mam. Już tak wyglądał, gdy go znaleźliśmy.

Podziękowałam sobie w duchu, za szybką reakcję z zaklęciem żądlącym. Dzięki temu kupiłam nam trochę czasu.

Przez parę sekund nic się nie działo i zaczęłam rozważać spojrzenie w tamtą stronę, gdy usłyszałam krótkie polecenie.

- Draco, podejdź tutaj.

Zanim zdążyłam się powstrzymać, poderwałam głowę do góry. Odnalezienie go zajęło mi dosłownie sekundę, a gdy nasze oczy się spotkały, czas stanął w miejscu.

Nawet z tej odległości zobaczyłam niedowierzanie, przerażenie, rozpacz, wypływające z każdego zakamarka jego ciała. Domyśliłam się, że wpatrywał się we mnie już dłuższą chwilę, niepewny, pełen nadziei, którą zdeptałam bez litości.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now