ROZDZIAŁ XXIV

2.4K 116 31
                                    

Wylądowaliśmy na wzgórzu, niecały kilometr od Nory. Puściłam dłoń Teodora w tym samym momencie, w którym moje stopy dotknęły podłoża. Potarłam wgłębienie na dłoni, odciskiem pasujące do rodowego sygnetu, który miał na palcu. Przysięgłabym, że nie widziałam go nigdy wcześniej, ale musiałabym się wtedy przyznać, że go obserwowałam i to dosyć często. Co, oczywiście, nie było prawdą... kogo ja próbuję okłamać?

Zerknęłam na niego, obserwując jak rozgląda się po okolicy. Dokładnie przyjrzałam się jego ciemnym włosom, przystojnemu profilowi twarzy. Zaczęłam analizować i rozkładać na czynniki pierwsze uczucia, które rodziły się w moim sercu, w jego obecności - coś, na co nigdy nie zdecydowałam się w kontekście Malfoy'a. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Chyba bardziej przerażały mnie konsekwencji tego, czego mogłabym się dowiedzieć.

W mojej głowie pojawiła się myśl, czy aby na pewno nie popełniłam błędu, ciągnąc Notta ze sobą na spotkanie z przyjaciółmi. Mimo wszystko, był jednym z popleczników Voldemorta. Co prawda, nigdy nie powiedział o tym wprost, ani nie afiszował się ze swoją lojalnością, jednak to "Czarny Pan" mówiło samo za siebie.

- Mam coś na spodniach? - zapytał. Dotarło do mnie, że w zamyśleniu skierowałam wzrok na jego tyłek, więc szybko wróciłam spojrzeniem do twarzy. Przekrzywił głowę z uśmiechem, a ja poczułam rumieniec ogrzewający moje policzki.

Pokręciłam głową.

- Zastanawiam się, czy mogę ci zaufać - wypaliłam, zanim zdążyłam się zastanowić. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Zacisnął usta w wąską kreskę, a w oczach pojawił się smutek. Założył ręce na piersi i pokiwał głową, odwracając się w bok.

- Rozumiem. Zasłużyłem sobie.

Miał rację, niemniej ani trochę nie umniejszało to wyrzutów sumienia, które czułam.

Nie spojrzał więcej w moją stronę, dając mi czas na zastanowienie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co robić. I tak był świadomy gdzie się wybierałam. Miałam też jego różdżkę, więc teoretycznie był bezbronny. Nic nie mógł zrobić, prawda?

Niepokój zaczął mnie kąsać od wewnątrz, jednak wiedziałam, że i tak nie mam wyboru. Nie mogłam odesłać go z powrotem, a zabrać ze sobą też za bardzo nie chciałam. Mogłam go zostawić na tym wzgórzu, związanego, ale był to najgorszy scenariusz z możliwych. Mimo wszystko zależało mi na tym chłopaku, przynajmniej w jakiś sposób.

Kiwnęłam głową i ruszyłam przed siebie, a on momentalnie zrobił to samo. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo dotarło do mnie, że tak naprawdę tylko udawał, że nie patrzy.

Zbiegłam zboczem nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że i tak pójdzie za mną. Euforia na myśl o zbliżającym się spotkaniu wyparła chwilowo cały niepokój.

*~*~*

Gdy dotarliśmy na miejsce, niebo zdążyło pokryć się szarością. Dzięki zabezpieczeniom narzuconym na Norę, muzykę usłyszeliśmy dopiero przechodząc przez barierę, około siedmiuset metrów od namiotu weselnego. Głośne dźwięki uderzyły w nas z niespodziewaną mocą sprawiając, że skrzywiliśmy się jednocześnie.

Przystanęłam w miejscu, chłonąc wzrokiem ogromny namiot, z którego co chwilę wchodzili i wychodzili goście. Za nim, psując nieco piękny efekt, górował krzywy i brzydki budynek Nory. Cóż, w tak ciężkich czasach trzeba było cieszyć się z tego, co się miało.

Teodor wyminął mnie o dwa kroki, z zamiarem podejścia bliżej, więc złapałam go za nadgarstek. Przystanął, spojrzał na moją dłoń, przez co odskoczyłam jak oparzona.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now