ROZDZIAŁ XX

2.8K 135 47
                                    

Stanęłam na korytarzu z mętlikiem w głowie i chaosem w sercu. Drzwi zamknęły się za mną z głuchym dźwiękiem. Zostałam sama wśród otaczającej mnie ciszy.

Rozejrzałam się dookoła, lecz nie zauważałam ciemnych ścian. Nie widziałam staromodnych lamp i pustych ram obrazowych. W mojej głowie wciąż rozgrywała się scena sprzed paru minut, zupełnie jakby w mojej głowie siedział wredny chochlik i raz po raz wciskał klawisz replay.

Nie mogłam uwierzyć, że to ja pozbawiłam magii moją mamę. Że to ja, ze wszystkich ludzi, odebrałam jej coś, co z pewnością dawało jej szczęście. Zrobiłam z niej... charłaka? Na myśl, że gdyby wiedziała, kto jest odpowiedzialny za jej małą tragedię, z pewnością nie chciałaby mnie więcej widzieć, gorzkie łzy stanęły mi w oczach.

Jesteś moim cudem i nigdy nie żałowałam, że postanowiłam cię urodzić.

Czy gdyby wiedziała, co zrobiłam, wciąż by tak myślała?

Tylko pomyśl, jak bardzo jesteś silna... wystarczył sam moment zapłodnienia, a już odebrałaś całą magię, która jej pozostała. Nie różnimy się od siebie tak bardzo, jakbyś tego chciała. Obydwoje zabieramy to, co nam się należy, niezależnie od kosztów.

Głos Voldemorta dudnił w mojej głowie, wywołując falę łez. Rozpacz i zaprzeczenie ogarnęły całe moje ciało. Nie byłam taka jak on! Nie byłam! Pomagałam innym, byłam dobra!

Zatrzymałam się w miejscu i złapałam za głowę, chcąc wyciszyć szalejące w niej głosy, myśli, uczucia. Zaczęłam ciężko dyszeć, modląc się by nie wpaść w panikę i nie zemdleć w miejscu, w którym stałam.

Musiałam dostać się do pokoju, pomyśleć, zastanowić dogłębnie nad tym czego się dowiedziałam i czego oczekiwał ode mnie Voldemort.

Po raz kolejny rozejrzałam się dookoła, ze zdumieniem zdając sobie sprawę, że przeszłam połowę korytarza. Otarłam łzy, zmusiłam się do zepchnięcia niechcianych myśli na tyły świadomości. Wiedziałam, że ta kontrola nie potrwa długo- byłam zbyt rozbita, zbyt zła, rozżalona i obezwładniona przez wyrzuty sumienia. Musiałam wykorzystać ten czas by bezpiecznie dostać się do pokoju.

- Miona? - znajomy głos zatrzymał mnie w miejscu. Nie, nie, nie teraz... pomyślałam, zaciskając powieki. Nie chciałam się z nim mierzyć. Nie miałam ochoty słuchać jego wyjaśnień, przynajmniej nie teraz. Bałam się, że przy jakiejkolwiek dodatkowej ilości informacji, moja głowa eksploduje, na równi z sercem.

Postanowiłam udać, że nic nie słyszałam i pójść dalej, jednak ciepła dłoń złapała mnie za nadgarstek. Jego dotyk był delikatny, niepewny, więc bez większego problemu wyrwałam się z uścisku. Zrobiłam dwa kroki w tył, czując rosnącą złość na widok smutku wymalowanego na jego twarzy.

Opuścił ręce, ewidentnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

- Czego chcesz? - zapytałam zduszonym głosem. Jego wcześniejsza obojętność znów wbiła sztylet w moje serce. Przymknęłam powieki, starając się zamaskować świeże łzy. - Nagle przypomniałeś sobie, że istnieję?

Drgnął, słysząc wyrzut w moim głosie.

- To nie tak...

- A jak? - Złość, którą udało mi się chwilowo ujarzmić, zaczęła wlewać się do mojego umysłu, mącąc jasność myśli. Zaczęłam podnosić głos, zupełnie nad tym nie panując. - Zakradasz się do mojego pokoju, twierdzisz, że się martwiłeś. Przekazujesz informacje, całujesz na pożegnanie, a potem, gdy potrzebuję twojego wsparcia, udajesz, że mnie nie ma? Może się mylę?

Zmieszany, rozejrzał się dookoła.

- Miona, pozwól mi wytłumaczyć...

Nie zaprzeczył. Zrobił dwa kroki w moją stronę, wyciągnął ręce, lecz dwa kroki się cofnęłam.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now