ROZDZIAŁ XXII

2.5K 124 27
                                    

Po pierwszych dniach pełnych wrażeń, kolejne zaczęły pędzić, nieuchwytne, przybrane w smutek i niepewność.

Cudowna noc i równie felerny poranek, wprowadziły w moje serce chaos i zupełnie nie wiedziałam jak powinnam się zachować w stosunku do Malfoy'a. Nie rozumiałam co motywowało jego działania. Twierdził, że od dawna czekał na pocałunek... a potem zostawił mnie całkiem samą, bez żadnego słowa pożegnania. I nie chodziło tylko o ten cholerny poranek. Gdy w końcu zebrałam się z łóżka i gotowa oczekiwałam eskorty na śniadanie, w drzwiach zamiast Malfoy'a, zobaczyłam Zabiniego.

Nie byłam pewna czy bardziej czułam zawód, czy ulgę. Na twarz przywdziałam uśmiech, jednak serce ścisnęło mi się boleśnie - być może coś mu się stało?

Po trzecim dniu tych samych zdarzeń, zdecydowałam się w końcu zapytać Blaise'a o co w tym wszystkim chodzi.

- Draco otrzymał jakąś specjalną misję - powiedział. - Wiem tylko tyle, że zrobił wszystko, żebym to ja cię pilnował na czas jego nieobecności. Nie mam pojęcia kiedy wróci.

Kiwnęłam wtedy głową, choć nic z tego nie miało dla mnie sensu.

Żyłam z dnia na dzień, od posiłku do posiłku, w kółko czytając tę samą książkę i chłonąc informacje przekazywane przez Blaise'a - na temat tego co się dzieje we Dworze i poza jego murami, ale nigdy nic o Malfoy'u.

Voldemort również gdzieś zniknął, więc nie byłam przez niego niepokojona, ale też nie miałam możliwości załatwienia przepustki do rodziców.
Czułam na sobie spojrzenia Snape'a i Bellatrix, za każdym razem, gdy pojawiałam się w zasięgu ich wzroku. Drżałam niesamowicie pod ich mocą, ale na szczęście nigdy do mnie nie podchodzili.

Teodor nieustannie próbował mnie złapać, zagadać. Miałam wrażenie, że nie robi nic innego poza pilnowaniem momentów, w których jestem całkiem sama. Nie wiedziałam co powinnam myśleć o tym obsesyjnym zachowaniu. Z jednej strony mile łechtało moje ego, a z drugiej miałam wrażenie, że zaczynało podchodzić pod prześladowanie.

Tydzień po moim pocałunku z Malfoy'em, Zabini poinformował mnie o nieudanej próbie odbicia Harry'ego przez Voldemorta. Nie posiadałam się ze szczęścia!

Podobno Zakon Feniksa opracował naprawdę dobrą strategię, dzieląc się na kilka zespołów, w których skład wchodził "Harry" i strażnik. Genialny pomysł z wykorzystaniem eliksiru wielosokowego. Moje podekscytowanie skutecznie gasiła wiadomość o śmierci Szalonookiego, jednak w głębi ducha nie mogłam przestać się cieszyć, że Harry gdzieś tam jest, bezpieczny.

To było dla mnie cenniejsze niż największy skarb- świadomość, że moi przyjaciele żyją i tymczasowo nic im nie grozi.

*

W przedostatnim tygodniu lipca, otrzymałam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam - list.

W ten dzień jadłam posiłki w pokoju, ponieważ Śmierciożercy nabierali coraz większej odwagi w zaczepianiu mnie. Niesamowicie się nudziłam, więc widok twarzy Zabiniego pojawiającej się w drzwiach, wywołał na mojej niemały uśmiech.

- Jak tam, Granger? - zapytał, zrzucając szatę podróżną i przewieszając ją przez oparcie fotela. - Robiłaś coś ciekawego?

Widziałam przekorny błysk w jego oczach. Przez ten czas, który spędziliśmy razem, zdążyłam zauważyć, że ma naturę żartownisia, niestety stłumioną przez przeżycia i obecną sytuację. Ujawniała się jedynie w czterech ścianach mojego pokoju, - a przynajmniej tych przypadków byłam świadoma. Gdy wychodziliśmy, zawsze miał pokerową maskę na twarzy, dającą do zrozumienia, że nic i nikt go nie rusza, że ma wszystko gdzieś.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now