#17. Alaina

779 93 136
                                    

Potter ofiarą czarnej magii i eliksiru miłości.


Powszechnie wiadomo, jak kruchą emocjonalnie osobą jest sławny Chłopiec Który Przeżył. Jednak wojna odcisnęła na nim piętno większe, niż można by się spodziewać, a on sam padł ofiarą eliksiru miłości, zwanego Amortencją. Okazuje się, że bohater wojenny całkowicie opuścił gardę i - jak dowiedzieliśmy się od jednej z uczennic Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - został otumaniony przez córkę śmierciożerców Lilian Ross. Nie wiadomo, czy jest to kolejny sposób na odzyskanie władzy przez fanatyków czystej krwi, a także jak na obecną sytuację zareaguje Ministerstwo Magii. Pan Potter odbywa bowiem trening na Aurora, lecz zważywszy na obecną sytuację, nie wróżymy mu zrobienia kariery.

Jak mówią uczniowie w Hogwarcie:

"Ross para się czarną magią, nic dziwnego, że Potter dał się podejść. To popleczniczka Sami-Wiecie-Kogo, wyjątkowo zagorzała."

"Od razu wiedziałam, że to niemożliwe, aby byli prawdziwą parą. Nikt o zdrowych zmysłach nie związałby się ze Śmierciożercą."

"Napoiła go Amortencją, którą zrobiliśmy na zajęciach."

Mamy nadzieję, że Ministerstwo podejmie odpowiednie kroki, aby powstrzymać degenerację w Hogwarcie, jak i zastanowi się, komu daje wysokie stanowiska pracy.


Dla redakcji i czytelników,

R.Skeeter


Unieśli brwi, widząc dołączone do artykułu zdjęcie pocałunku Harry'ego i Lilian spod Wielkiej Sali. Było tym samym jasne, że informacji Ricie musiał udzielić któryś z uczniów. Ton, w jakim napisano artykuł – tak typowy dla Skeeter – stawiał zarówno Ross, jak i Pottera w wyjątkowo kłopotliwej sytuacji i nikogo nie dziwiło, że dziewczynie puściły nerwy. Nie wiedzieli jednak, co mogliby na to wszystko poradzić.

– Jak dorwę tę starą szmatę, to przekona się na własnej skórze, co potrafi zagorzała popleczniczka Czarnego Pana – wycedziła Lilian, nie wiedząc, co wkurzyło ją bardziej: to, że zrobiono z niej pieska Voldemorta, czy to, że przez nią pisali bzdury o Potterze. – Kto jej w ogóle podesłał to zdjęcie? – Opadła na kanapę obok Blaise'a i spojrzała na niego. – Podaj mi ognistą, Zabini.

– Ale...

– Daj-mi-ją. Teraz – powiedziała, artykułując każdą sylabę z osobna i Ślizgon westchnął zrezygnowany.

– Zależy wam wszystkim tylko na moim alkoholu – odparł dramatycznym tonem, na moment rozładowując napięcie w pomieszczeniu.

Ginny zerknęła na Draco, który całkowicie umilkł, a jego czoło przecinała długa zmarszczka. Wiedziała, co było powodem zniknięcia dobrego humoru.

Nikt o zdrowych zmysłach nie związałby się ze Śmierciożercą.

Weasley zdawała sobie sprawę z tego, jak to jedno zdanie zadziałało zarówno na niego, jak i Lilian. Posiadanie przez nich znaku było faktem niezaprzeczalnym i choćby nie wiadomo, jak się starali, wciąż świadczył on o ich przynależności do szeregów Voldemorta – chcianej lub nie. Dla świata zewnętrznego ten szczegół nie wydawał się ważny.

Ginny chwyciła dłoń Draco, spoczywającą na jej ramieniu, i uścisnęła ją lekko, chcąc dodać mu otuchy i wyrwać z zadumy. Spojrzał na nią natychmiast, zmuszając do uśmiechu,  choć nieszczerego.

*

– To ta dziewczyna? Nie wygląda na kogoś, kto rzuca pogróżkami i pali czyjeś szaty – odezwała się Fenna, uważnie przypatrując się dziewczynie wychodzącej z klasy. Z jakiegoś powodu Pansy kategorycznie zabroniła jej iść z nimi, gdy będą rozprawiać się z Alainą. Normalnie nie chciałaby się mieszać, ale nienaturalny opór zarówno Parkinson, jak i Zabini'ego, sprawił, że postanowiła obserwować wszystko z ukrycia. Przy okazji zaciągając ze sobą również Stiana, który teraz stał tuż za jej plecami i ziewał, wyraźnie jednak podirytowany.

Po pierwsze, męczył go kac. Nie docenił Ślizgonów w kwestii picia.

Po drugie, naprawdę nie miał ochoty oglądać babskich kłótni.

Po trzecie, chciało mu się spać.

Mimo to jego spojrzenie zatrzymało się na wściekłej Pansy, która chwyciła jedną ze Ślizgonek za ramię i siłą odwróciła ją w swoją stronę.

– O co ci, do cholery, chodzi, Jones? Do reszty ześwirowałaś, że palisz moje ciuchy i wypisujesz te brednie? – spytała, a jej donośny głos sprawił, że uczniowie umilkli, zatrzymując się i obserwując dalszy rozwój sytuacji z ciekawością.

Stojący obok przyjaciółki Blaise zmarszczył brwi.

– Serio, Alaina, odejmuję dwadzieścia punktów za twoje szczeniackie zagrywki – powiedział, doskonale wiedząc, co dla innych Ślizgonów oznaczało odebranie nawet tylu punktów: całkowite upokorzenie, gdyby do końca roku nie zebrali choćby połowy punktów reszty domów.

Ślizgonka odrzuciła do tyłu długie, falowane blond włosy, jakich pozazdrościć mogła jej niejedna dziewczyna, a następnie splotła ręce na piersi i uniosła lekko podbródek, patrząc na nich z wyższością – tak niepasującą do jej słodkiej i małej twarzyczki.

– Zasłużyłaś sobie. Gdybyś nie płaszczyła się tak przed innymi domami i nie zadawała ze szlamami i zdrajcami krwi, nie byłoby problemu – odparła lodowatym tonem, od którego Fennę przeszły ciarki. Niesamowite, że w tak drobnym ciele mieściło się tyle chłodu i nienawiści.

– O co ci chodzi, dziewczyno...

– Gdyby nie ty, Blaise nie zadawałby się z tamtą... przytępawą krową! – Rozległ się głośny plask, gdy dłoń Pansy z impetem uderzyła w policzek dziewczyny.

Zabini znieruchomiał, lecz nawet z daleka van Dijk mogła dostrzec, jak bardzo zacisnął zęby, aż jego szczęka stała się widocznie zarysowana.

– Nie przeginaj, Jones – wycedziła Parkinson, po czym odsunęła się od dziewczyny na krok. – Totalnie się stoczyłaś – dodała, odwracając się do niej tyłem, a następnie odchodząc w stronę miejsca, w którym ukrywali się Fenna i Stian, co jednak nie było mądrym posunięciem.

Alaina wyszarpnęła z kieszeni szaty różdżkę i wycelowała nią w plecy odchodzącej Ślizgonki. Puchonka nie znała zaklęcia, które wypowiadała, ale coś musiało być na rzeczy, bo Zabini natychmiast rzucił się w stronę dziewczyny, chwytając jej dłoń w nadgarstku – o sekundę za późno.

Fenna poczuła szturchnięcie w ramię, gdy w tym samym momencie Valen, dotychczas stojący nieruchomo, rzucił się biegiem w stronę Pansy, wyciągając przy tym swoją różdżkę. Zaklęcie tarczy, którym skontrował urok Jones, osłoniło ją, ale siła uderzenia odrzuciła ją w tył.

Parkinson poczuła, jak jej stopy odrywają się od podłoża, ale upadek nie nastąpił. Zamiast tego jej plecy obiły się o coś na wpół twardego, a czyjaś ręka owinęła się wokół jej talii, stabilizując ją. Odetchnęła z ulgą i spojrzała przez ramię, by sprawdzić, kto przyszedł z pomocą.

Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, widząc Krukona, którego twarz wykrzywiona była w grymasie gniewu, a palce zaciśnięte na różdżce zbielały w knykciach.

– Co tu się wyrabia?! – Zza rogu wyszła żwawym krokiem profesor McGonagall i już wiadomo było, że sytuacja zrobiła się całkowicie poważna.

– Idziemy – Stian pociągnął Pansy w jej stronę, jednocześnie celując różdżką w Alainę i unieruchamiając ją. – Opowiesz jej wszystko i zakończymy tę farsę – dodał, czując jedynie rosnącą irytację.

Naprawdę nie znosił być w centrum kłopotów. 

*****

Dzisiaj tak nawet całkiem luźno, z małym hintem co do dalszej historii x) Dajcie znać jak się podobało <3

Lovely Lies | Draco x Ginny ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz