#11. Bait

921 111 132
                                    

Lilian stała pod drzwiami gabinetu Dyrektorki, tupiąc nogą ze zniecierpliwienia. Na końcu korytarza czekali Draco, Pansy oraz Ginny, którzy stwierdzili, że wybuch Ross powinien skupić się tylko i wyłącznie na Potterze. Fenna zaś z trudem zaciągnęła Blaise'a na patrol, posuwając się do rękoczynów, a właściwie to do zaklęcia wiążącego, by móc go wylewitować do drugiej części zamku, gdy próbował uciec, zarzekając się, że za nic nie przegapi cyrku Pottera.

Gdy w końcu rzeźba odsunęła się, ze schodów zszedł były Gryfon, witając Ross lekkim skinieniem głowy i uśmiechem, a w efekcie jedynie bardziej ją tym rozsierdzając.

– Jesteś bezczelny do granic możliwości, Potter – powiedziała, zbliżając się do niego i ignorując spojrzenia reszty uczniów, którzy akurat tamtędy przechodzili.

Nie umiała nie zauważyć niedopiętej, lekko wymiętej, białej koszuli z poluzowanym krawatem i minimalnego zarostu na twarzy młodego mężczyzny. Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem, w myślach godząc się z tym, że Potter w jej oczach znowu wyglądał seksownie. Powstrzymała przekleństwo, cisnące się na usta, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak zaczerwieniona nagle się stała. Harry stanął tuż przed nią, wzruszył ramionami i włożył ręce w kieszenie ciemnych jeansów, które zdecydowanie źle działały na wyobraźnię Ross.

Przeklęta Pansy i jej zbereźne, mugolskie romanse.

– To ty mnie tu ściągnęłaś – powiedział Harry, przyglądając się dziewczynie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Było coś dziwnie satysfakcjonującego w irytowaniu Ślizgonki, choć nie był jeszcze pewien co.

– Żebyś pomógł, a nie truł mi dupę – warknęła Ross.

– Wyrażaj się – zwrócił jej uwagę, na co uniosła brwi.

– Merlinie, jakbym Draco słyszała – prychnęła w odpowiedzi i Potter mimowolnie się skrzywił, zwłaszcza że wspomniany Ślizgon właśnie do nich podszedł wraz z Ginny i tak znienawidzoną przez Hermionę Parkinson. Jakkolwiek widok ten wydał mu się dziwaczny, starał się nie dać tego po sobie znać.

Skinął głową w stronę Malfoya, który odwzajemnił gest, choć obaj znaleźli się w niekomfortowej sytuacji. Harry nie był ślepy i wystarczyło, że chwilę przyjrzał się sposobowi, w jaki Ginny patrzyła na Ślizgona, by zauważyć, iż wykazywała nim zainteresowanie, nie tylko jako przyjacielem. Ku jego zdziwieniu, przywitała się z nim normalnie, z czego wywnioskował, że pozostawiła przeszłość za sobą i postanowiła nie utrzymywać dłużej krępującej atmosfery, która utrzymywała się między nimi od rozstania. Choć bardziej zdumiała go wyciągnięta na powitanie dłoń Pansy, lecz szybko ją uścisnął, nie chcąc szerzyć konfliktu.

– Em... cześć – wydukał w końcu, a Ross prychnęła.

– A tyle miałeś przed chwilą do powiedzenia – zirytowała się. – Chodźmy na błonia, spotkamy się tam z Fenną i Blaisem po ich patrolu, o ile się nie pozabijają albo nie wygwałcą. – Pansy i Ginny parsknęły śmiechem, a Malfoy z Potterem równocześnie się skrzywili. Żadna z wymienionych przez dziewczynę opcji nie była czymś, co chcieli sobie wyobrażać.

– Nie sądzę, aby miało być tak źle, chociaż, kto wie... Potter, na długo zostajesz? – spytała nagle Parkinson, a on podkręcił głową.

– Nie, jutro do południa będę wracał. Treningi zaczynają się w poniedziałki o szóstej rano, a ja nie jestem z tych, którym wystarczy tylko kilka godzin snu – odparł z lekkim rozbawieniem, ignorując ponownie prychającą Ross.

– Uczą was tam w ogóle czegoś przydatnego? Z tego, co zapamiętałam, to Aurorzy mocno ssali pa... – zaczęła głośno.

– Lilian, do ciężkiej cholery, język! – oburzył się, słysząc jej słowa i modląc się o cierpliwość. Gdy wzruszyła lekceważąco ramionami, miał ochotę ją udusić.

Lovely Lies | Draco x Ginny ✓Where stories live. Discover now