Lilian stała pod drzwiami gabinetu Dyrektorki, tupiąc nogą ze zniecierpliwienia. Na końcu korytarza czekali Draco, Pansy oraz Ginny, którzy stwierdzili, że wybuch Ross powinien skupić się tylko i wyłącznie na Potterze. Fenna zaś z trudem zaciągnęła Blaise'a na patrol, posuwając się do rękoczynów, a właściwie to do zaklęcia wiążącego, by móc go wylewitować do drugiej części zamku, gdy próbował uciec, zarzekając się, że za nic nie przegapi cyrku Pottera.
Gdy w końcu rzeźba odsunęła się, ze schodów zszedł były Gryfon, witając Ross lekkim skinieniem głowy i uśmiechem, a w efekcie jedynie bardziej ją tym rozsierdzając.
– Jesteś bezczelny do granic możliwości, Potter – powiedziała, zbliżając się do niego i ignorując spojrzenia reszty uczniów, którzy akurat tamtędy przechodzili.
Nie umiała nie zauważyć niedopiętej, lekko wymiętej, białej koszuli z poluzowanym krawatem i minimalnego zarostu na twarzy młodego mężczyzny. Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem, w myślach godząc się z tym, że Potter w jej oczach znowu wyglądał seksownie. Powstrzymała przekleństwo, cisnące się na usta, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak zaczerwieniona nagle się stała. Harry stanął tuż przed nią, wzruszył ramionami i włożył ręce w kieszenie ciemnych jeansów, które zdecydowanie źle działały na wyobraźnię Ross.
Przeklęta Pansy i jej zbereźne, mugolskie romanse.
– To ty mnie tu ściągnęłaś – powiedział Harry, przyglądając się dziewczynie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Było coś dziwnie satysfakcjonującego w irytowaniu Ślizgonki, choć nie był jeszcze pewien co.
– Żebyś pomógł, a nie truł mi dupę – warknęła Ross.
– Wyrażaj się – zwrócił jej uwagę, na co uniosła brwi.
– Merlinie, jakbym Draco słyszała – prychnęła w odpowiedzi i Potter mimowolnie się skrzywił, zwłaszcza że wspomniany Ślizgon właśnie do nich podszedł wraz z Ginny i tak znienawidzoną przez Hermionę Parkinson. Jakkolwiek widok ten wydał mu się dziwaczny, starał się nie dać tego po sobie znać.
Skinął głową w stronę Malfoya, który odwzajemnił gest, choć obaj znaleźli się w niekomfortowej sytuacji. Harry nie był ślepy i wystarczyło, że chwilę przyjrzał się sposobowi, w jaki Ginny patrzyła na Ślizgona, by zauważyć, iż wykazywała nim zainteresowanie, nie tylko jako przyjacielem. Ku jego zdziwieniu, przywitała się z nim normalnie, z czego wywnioskował, że pozostawiła przeszłość za sobą i postanowiła nie utrzymywać dłużej krępującej atmosfery, która utrzymywała się między nimi od rozstania. Choć bardziej zdumiała go wyciągnięta na powitanie dłoń Pansy, lecz szybko ją uścisnął, nie chcąc szerzyć konfliktu.
– Em... cześć – wydukał w końcu, a Ross prychnęła.
– A tyle miałeś przed chwilą do powiedzenia – zirytowała się. – Chodźmy na błonia, spotkamy się tam z Fenną i Blaisem po ich patrolu, o ile się nie pozabijają albo nie wygwałcą. – Pansy i Ginny parsknęły śmiechem, a Malfoy z Potterem równocześnie się skrzywili. Żadna z wymienionych przez dziewczynę opcji nie była czymś, co chcieli sobie wyobrażać.
– Nie sądzę, aby miało być tak źle, chociaż, kto wie... Potter, na długo zostajesz? – spytała nagle Parkinson, a on podkręcił głową.
– Nie, jutro do południa będę wracał. Treningi zaczynają się w poniedziałki o szóstej rano, a ja nie jestem z tych, którym wystarczy tylko kilka godzin snu – odparł z lekkim rozbawieniem, ignorując ponownie prychającą Ross.
– Uczą was tam w ogóle czegoś przydatnego? Z tego, co zapamiętałam, to Aurorzy mocno ssali pa... – zaczęła głośno.
– Lilian, do ciężkiej cholery, język! – oburzył się, słysząc jej słowa i modląc się o cierpliwość. Gdy wzruszyła lekceważąco ramionami, miał ochotę ją udusić.
![](https://img.wattpad.com/cover/179602006-288-k453440.jpg)
YOU ARE READING
Lovely Lies | Draco x Ginny ✓
FanfictionGinny Weasley określiłaby samą siebie jako osobę otwartą. Oczywiście nie była w stanie stwierdzić, czy ta otwartość działała na jej korzyść, czy niekorzyść. A przynajmniej tak sprawy wyglądały, dopóki nie przyszło jej sprzeciwić się temu, co popiera...