Rozdział 26.

554 31 0
                                    

*Louis*

Około siódmej rano pojechałem do domu, żeby coś zjeść i się przebrać. Może spróbuję chociaż godzinę się przespać, ale słabo to widzę. Stres związany z porwaniem Charlie był ogromny.

Pocierałem zmęczony twarz, kierując się prosto do kuchni, gdzie jeszcze panował spokój. Starałem się nie hałasować, mimo że dom był ogromny i prawdopodobnie nikogo bym nawet nie obudził.

Wypiłem pół butelki wody i zrobiłem sobie śniadanie złożone z tostów. Szybkie i proste. Potem położyłem się na kanapie, zamykając oczy i próbowałem nie myśleć tyle. Nawet bym przysnął, bo czułem się tak błogo, ale usłyszałem szuranie kapciami. Ten dźwięk zadziałał na mnie jak pisk.

Otworzyłem oczy i powoli podniosłem głowę. Przez hol przechodziła zaspana Vanessa, wlokąc się nogą za nogą.

Ugryzłem się w język, by niczego nie powiedzieć i obróciłem się na bok, przodem do oparcia kanapy. Musiałem wypocząć, by móc zajmować się sprawą Lottie.

– Zrób kawy, a ja zaraz przy... – Usłyszałem głos Gabi, który urwał się nagle. Podbiegła do kanapy, bo poczułem jej obecność, a zaraz potem dotyk. Pogłaskała mnie po ramieniu i okryła kocem.

Od razu się uśmiechnąłem, nawet nie wiedząc, czy to zauważyła. Nie miała pojęcia pewnie, że nie było mnie całą noc. Powinienem jej powiedzieć, że Charlotte została porwana, ale... powstrzymywała mnie troska. Byłem pewny, że bardzo to przeżyje, a stres w jej stanie był niewskazany. Leżałem z zamkniętymi oczami, powoli odpływając.

Obudziłem się jakiś czas później, godzinę, może półtorej. Ale to zdecydowanie pomogło, czułem się przytomniejszy. Usiadłem, a koc zsunął się z mojego ciała. Z kuchni dobiegał radosny śpiew Holly, na co się uśmiechnąłem i podniosłem z kanapy. Przeszedłem do kuchni, czując bardzo ładny zapach jedzenia. Gosposia krzątała się po pomieszczeniu, nucąc jakąś piosenkę.

– Z rana same aromaty... – stwierdziłem, podchodząc do ekspresu.

– Kawa już na stole. – Kiwnęła głową w stronę jadalni.

– Czasami zastanawia mnie to, czy ty masz jakiś... czujnik w głowie i wiesz, kiedy się obudzę...

– Tym razem to nie ja – powiedziała szczerze i spojrzała na mnie.

– A kto? – zapytałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Twoja narzeczona, Louis. Ja tylko wykonywałam polecenia. – Wróciła do krojenia warzyw na zupę.

– Wyglądasz, jakby coś się stało... – mruknąłem, przyglądając się kobiecie.

– Gabrielle wie o Lottie. – Nie patrząc w moją stronę, zawiesiła na moment ruch ręki.

– Skąd? – dopytałem.

Przecież bym się obudził, gdyby ktoś przyszedł do domu. Na pewno nie przeglądała mojego telefonu...

– Spytała mnie, czemu śpisz na kanapie i to w ubraniach, ale nie wiedziałam, co powiedzieć, a potem Vanessa wyszła, gdy przyszedł Mike i rozmawiał przez telefon. Usłyszała coś, zapytała mnie, żeby się upewnić, a ja nie umiem jej okłamywać. Więc wie i czeka w jadalni.

Zajebiście. Więc teraz będę musiał się tłumaczyć jak mamusi, dlaczego jej nie powiedziałem. Na to przygotowałem sobie szybką odpowiedź w drodze do pomieszczenia. Wszedłem do jadalni, gdzie przy wielkim stole siedziała Gabrielle, kuląc nogi na krześle i obejmowała rękoma kolana. Obok niej stały dwa nakrycia oraz filiżanka kawy dla mnie.

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now