Rozdział 24.

508 38 6
                                    

*Louis*

O dziwo pracowałem. Miałem noc pełną wrażeń, bo musiałem zlikwidować aż dwie osoby. Dawno tego nie robiłem, zlecałem to pracownikom.

Gabrielle nie zadzwoniła wieczorem, ale uznałem, że była zbyt zajęta rodziną. Może obyło się bez żadnej kłótni.

Budząc się w łóżku sam, poczułem przygnębienie. Nie lubiłem tego.Chciałem, by blondynka wprowadziła się tutaj jak najszybciej, dzieliła ze mną sypialnię, garderobę. Sam nie wiedziałem, dlaczego tak się z tym wszystkim spieszyłem. Pieprzony Styles, musiał wykrakać. Długo nie musiał czekać, aż znalazłem się w identycznej sytuacji emocjonalnej. Uczucia były ciężkie, ale sprawiały, że byłem szczęśliwy. Bezgranicznie szczęśliwy.

Zszedłem na dół w dresie i najpierw poszedłem poćwiczyć, żeby się wyżyć i obudzić do końca, a dopiero potem zjadłem śniadanie, przeglądając najnowsze wiadomości. Po dwunastej przyjechał do mnie Harry i usiedliśmy do biznesowych spraw, choć co jakiś czas zerkałem na telefon. Żadnego znaku od Gabi.

– Panie Tomlinson. – Do gabinetu zajrzała służąca. – Panna Dawson przyszła.

Tak niezapowiedzianie? Powinienem przywyknąć do tego typu wizyt, wspominając chociażby to, jak zaskoczyła mnie pod prysznicem.

– Poproś ją tutaj – oznajmiłem, stukając długopisem w biurko.

– Chyba nie jest w stanie wejść po schodach – stwierdziła nieśmiało.

Harry poderwał głowę i spojrzał na mnie.

Chyba przeżyłem jakiś wewnętrzny zawał i zerwałem się z krzesła, momentalnie opuszczając pokój i zbiegając na parter. W holu jej nie było, więc wpadłem do salonu. Siedziała na fotelu, obejmując rękoma kolana. Cała blada i zmęczona.

– Gabi, co się stało? – zapytałem, opadając na miejsce obok niej i dotknąłem jej nóg. Wyglądała jak chodząca śmierć. Jeżeli czymś się struła, dlaczego w ogóle tutaj przyjechała? Przecież bym ją odwiedził.

– Musimy porozmawiać. – Podniosła na mnie wzrok. Boże, nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Czułem się zagubiony i przerażony tym.

Do głowy nie przychodziło mi kompletnie nic, co mogło się wydarzyć i to było kurewsko frustrujące. Dawno nie czułem takiej dezorientacji i pewnego rodzaju złości, za to, że trzymała mnie w niepewności.

– Słucham, mów wszystko...

– Jestem chora – wyszeptała ledwo słyszalnie. Jej dłonie były bezwładne w moich.

– Mogłaś zadzwonić, przyjechałbym. – Złożyłem pocałunek na jej czole. Była nieco rozpalona, jakby miała gorączkę.

– Nie, Louis. Jestem chora – podkreśliła ostatnio słowo i spojrzała mi w oczy. – Mam białaczkę.

Odsunąłem się powoli od niej i spojrzałem w jej oczy. Białaczkę? Przecież to kurwa niemożliwe, to był jakiś pierdolony żart!

– To nie jest zabawne, Gabi. – Pokręciłem głową.

– Wczoraj miałam drugi wlew chemii – odparła, patrząc gdzieś w bok. – Choruję od dwóch lat. Ale dopiero w tym roku zaczęło się pogarszać. Nie byłam dość odważna, by powiedzieć ci prawdę. Przepraszam.... Tak bardzo cię bardzo przepraszam – dodała szeptem.

Wszystkie rany, jakie kiedykolwiek mi zadano, nie bolało tak, jak to, co przed chwilą mi wyznała. Mój anioł był chory, śmiertelnie chory. I nie powiedziała mi tego, chociaż miała tak wiele okazji. Do kurwy nędzy, dlaczego tego nie było w żadnych jej aktach?! Nikt mi tego nie przekazał. Nikt. I po niej tego nie poznałem, nic na to nie wskazywało. Przecież musiała brać leki, męczyć się, a ja to przeoczyłem.

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now