Rozdział 9.

620 48 8
                                    

*Gabriella*

Czułam ogromną presję, kiedy Louis siedział na wprost mnie, trzymając kieliszek z winem i po prostu obserwując mnie, zanim jeszcze zaczęłam śpiewać. Przecież to jakieś szaleństwo. Stałam po środku pustej restauracji, trzymając mikrofon przymocowany do statywu.

Tylko on. Kelnerzy gdzieś ukryci. Czułam się okropnie, ale musiałam zacząć śpiewać. Przecież po to tutaj byłam.

Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić bicie mojego walącego serca. Z jednej strony to był tylko Louis...z drugiej aż Louis. Te występy miały niewyobrażalną wagę, bo tak naprawdę cena było życie mojej siostry.

Zaczęłam śpiewać jedną z najsławniejszych piosenek Beyonce, "Halo". Umiałam ten repertuar na pamięć, bo często występowałam z nim na scenie w klubie. Chciałam oczarować Louisa każdym moim słowem. Skoro byłam tam z nim, musiał coś odczuwać, chociażby dostrzegać piękno śpiewu. Zamknęłam oczy, skupiając się na tym, by wydobywać z siebie jedynie czyste dźwięki. Naprawdę uważał mój głos za anielski? Za wyjątkowy? Nigdy tak o nim nie myślałam. Ale ludzie czasem wspominali, że śpiewam bardzo ładnie. Takiego gangstera aż tak to interesowało. To było dziwne i takie uznanie było o wiele lepsze niż u byle jakiego szarego człowieka. Skończyłam śpiewać po paru minutach, otwierając oczy i zerkając na Louisa skrytego w ciemnościach. Powoli zeszłam że sceny i musiałam przyznać, że czułam się jak piosenkarka. Miałam na sobie drogą sukienkę, byłam oglądana przez przystojnego mężczyznę. Moment. Czy ja naprawdę o tym myślałam? Ale nie dało się tego w żaden sposób ukryć.

Po chwili Louis zaklaskał, wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się delikatnie, kierując się w jego stronę. Zdążył się podnieść i uważnie mnie obserwował, jak przez ostatnie chwile.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że spełniłam twoje oczekiwania – delikatnie się uśmiechnęłam.

– Śmiem powiedzieć, że nawet twój występ przerósł moje oczekiwania. Byłaś cudowna, Gabi.

– Dziękuję. – Powtórzyłam i spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam w nich zachwyt.

Lekko błyszczały, może nawet była to jakaś iskierka radości, ekscytacji. Tak ciężko było go zrozumieć, domyślić się, co może mu chodzić po głowie.

Był bardzo specyficznym człowiekiem, z którym nie potrafiłam normalnie rozmawiać. Odpowiadał mi krótko, zwięźle. Bez słowa znów wyciągnął dłoń, która wręcz z automatu ujęłam. Nie wiedziałam nawet, czy myśli o tym samym, co ja. Jednak kiedy poprowadził mnie nieco bliżej sceny już wiedziałam, że chce zatańczyć. Przyciągnął mnie do siebie, a ja chętnie dałam się prowadzić. Nie wiem czemu, ale w jego ramionach czułam się dobrze. Zwłaszcza podczas tańca. Był taki szarmancki, bijącą od niego elegancja mogłaby powalać na kolana. Moje palce delikatnie zsunęły się z jego ramienia na biceps, materiał był bardzo delikatny i przyjemny.

– Bardzo ładny garnitur. – Przyznałam. – Zawsze dobrze się prezentujesz.

– Miło to słyszeć. – powiedział dość cicho, co wywołało na moim ciele gęsia skórkę.

– Lubisz mnie? – Zapytałam. Nie wiem czemu chciałam to wiedzieć.

– A jak sądzisz? – mruknął. – Spróbuj mnie rozgryźć, Gabi.

– Nie wiem. Może tylko jestem twoją rozrywką. Po części tak.

– Lubię cię. – odpowiedział, okręcając mnie powoli, trzymając dłoń na mojej talii.

– Zaskakujące. Nie pasuje do twojego świata, jestem pyskata, a jednak mnie lubisz.

Nie musiałam nawet na niego zerkać, by wiedzieć, że się uśmiecha. To było bardziej niż pewne. I w tym samym momencie poczułam jakby olśnienie. Zacisnęłam ciut mocniej palce na ręce Louisa i zamknęłam oczy, zaczynając śpiewać dość cicho, jednak pewnie, kolejną piosenkę Whitney Houston, All the man that I need. Poczułam w sekundzie jak się spina, a w miejscach, gdzie nasze ciała się stykają, przechodził jakby prąd.

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now