Rozdział 18.

490 38 2
                                    

*Gabriella*

Po kolejnej nocy spędzonej u Louisa wróciłam do domu dość wcześnie, zanim nawet mężczyzna się jeszcze obudził, ponieważ na dziesiąta rano miałam umówiona lekcje śpiewu. Musiałam szybko wziąć jakiś prysznic i o dziwo, rozglądając się po mieszkaniu, było nieskazitelnie czysto. Z Vanessa tylko się wymijałyśmy i te ciche dni doprowadzały mnie do szału. Tylko kiedy dzwonili rodzice starałyśmy się zachować jakieś pozory, że wszystko jest w porządku. Miałam nadzieję, że w końcu się z nią dogadam, że się pogodzimy. Była moją siostrą, zależało mi na naszej relacji. Musiała zaakceptować, że podjęłam taką a nie inną decyzję.

Podeszłam do blatu i wzięłam tabletki, patrząc w kalendarz. Jutro miałam wizytę u lekarza. Nie wiedziałam, jak długo będę w stanie ukrywać jeszcze przed Louisem prawdę. Tyle razy podkreślał, że dawałam mu szczęście, a kiedy mnie zabraknie...znów będzie cierpiał. I to zatruwało moje myśli coraz częściej, zwłaszcza, że zbliżała się kolejna dawka chemii.

Bałam się powiedzieć o chorobie, bo pewnie odszedłby. Ale z drugiej strony chciałam być z nim szczera. Na razie nie będę o tym myśleć. Pogodzę się z Ness i poszukam pracy w dzień. A dzisiaj skupię się na lekcji z moją cudowną Charlotte. Gdy zadzwonił domofon, byłam już gotowa i wiedziałam, czego będziemy się dziś uczyć. Otworzyłam drzwi i niedługo później w progu stanęła Charlie z tatą.

Dziewczynka jak w skowronkach wleciała do mieszkania, ściągając swoje trampki i pobiegła do mojego pokoju. Zaśmiałam się, bo nawet nie pożegnała się z tatą. Dopiero po chwili wróciła, nie mając już ze sobą plecaka i wyciągnęła do Harry'ego ręce, chcąc go mocno uściskać.

– Bądź grzeczna, małpo – powiedział, całując ja w policzek i odstawił na ziemię.

– Będę, tatusiu – odpowiedziała radośnie i znowu pobiegła do salonu.

– Hej, Harry. – Uśmiechnęłam się do niego niepewnie.

– Cześć – odpowiedział, patrząc wprost na mnie. – Jak się czujesz?

– Dobrze. Na razie dobrze. Harry, posłuchaj... Nie powiesz mu?

– Ty powinnaś to zrobić, Gabi... – westchnął, opierając się ramieniem o futrynę.

– Lepiej, żeby na razie nie wiedział. Nie chcę o tym gadać. Przykro mi, że wtedy spotkaliśmy się w tej klinice. – Objęłam się ramionami i zerknęłam za siebie. Mała wyciągała rzeczy z plecaka.

– Dowie się prędzej czy później. Wiesz o tym... – powiedział, wpatrując się we mnie, co doskonale czułam. – Pomoże ci... Niezależnie od tego, czy będziesz chciała.

– Nie chcę, żeby cierpiał, a wiedząc, że ja cierpię, będzie przeżywał. Nie, Harry. Poradzę sobie z tym – odpowiedziałam zdecydowanie i spojrzałam mu w oczy. – Muszę iść śpiewać.

– Jesteście w tym razem. Będzie o wiele bardziej zraniony, jeżeli...po prostu znikniesz z jego życia – dodał na odchodne, znikając na schodach. Wzięłam głęboki wdech, zamykając drzwi. Miałam ochotę tak naprawdę się rozpłakać, wiedząc, że Styles miał rację. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji, jednak musiałam wybrać mniejsze zło i podjąć jakąś sensowna decyzję...

Wróciłam do salonu, próbując ochłonąć. Musiałam skupić się na śpiewaniu, na nauce, a wtedy trudne sprawy odejdą na dalszy tor. Usiadłam koło drobnej dziewczynki, uśmiechając się do niej nieco niepewnie. Coś chodziło jej po głowie, bo wydawała się być zamyślona.

– Co tam, Charlie? – Spojrzałam na nią uważnie.

– Jestem szczęśliwa, że wróciłaś i że wujek Louis wyzdrowiał – powiedziała, przytulając do siebie maskotkę. – Nie chciał mi powiedzieć, jakie lekarstwa mu dałaś... Ale już się uśmiecha. I zabierze mnie do zoo. Pójdziesz z nami?

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now