*Gabriella*
Po kolejnej nocy spędzonej u Louisa wróciłam do domu dość wcześnie, zanim nawet mężczyzna się jeszcze obudził, ponieważ na dziesiąta rano miałam umówiona lekcje śpiewu. Musiałam szybko wziąć jakiś prysznic i o dziwo, rozglądając się po mieszkaniu, było nieskazitelnie czysto. Z Vanessa tylko się wymijałyśmy i te ciche dni doprowadzały mnie do szału. Tylko kiedy dzwonili rodzice starałyśmy się zachować jakieś pozory, że wszystko jest w porządku. Miałam nadzieję, że w końcu się z nią dogadam, że się pogodzimy. Była moją siostrą, zależało mi na naszej relacji. Musiała zaakceptować, że podjęłam taką a nie inną decyzję.
Podeszłam do blatu i wzięłam tabletki, patrząc w kalendarz. Jutro miałam wizytę u lekarza. Nie wiedziałam, jak długo będę w stanie ukrywać jeszcze przed Louisem prawdę. Tyle razy podkreślał, że dawałam mu szczęście, a kiedy mnie zabraknie...znów będzie cierpiał. I to zatruwało moje myśli coraz częściej, zwłaszcza, że zbliżała się kolejna dawka chemii.
Bałam się powiedzieć o chorobie, bo pewnie odszedłby. Ale z drugiej strony chciałam być z nim szczera. Na razie nie będę o tym myśleć. Pogodzę się z Ness i poszukam pracy w dzień. A dzisiaj skupię się na lekcji z moją cudowną Charlotte. Gdy zadzwonił domofon, byłam już gotowa i wiedziałam, czego będziemy się dziś uczyć. Otworzyłam drzwi i niedługo później w progu stanęła Charlie z tatą.
Dziewczynka jak w skowronkach wleciała do mieszkania, ściągając swoje trampki i pobiegła do mojego pokoju. Zaśmiałam się, bo nawet nie pożegnała się z tatą. Dopiero po chwili wróciła, nie mając już ze sobą plecaka i wyciągnęła do Harry'ego ręce, chcąc go mocno uściskać.
– Bądź grzeczna, małpo – powiedział, całując ja w policzek i odstawił na ziemię.
– Będę, tatusiu – odpowiedziała radośnie i znowu pobiegła do salonu.
– Hej, Harry. – Uśmiechnęłam się do niego niepewnie.
– Cześć – odpowiedział, patrząc wprost na mnie. – Jak się czujesz?
– Dobrze. Na razie dobrze. Harry, posłuchaj... Nie powiesz mu?
– Ty powinnaś to zrobić, Gabi... – westchnął, opierając się ramieniem o futrynę.
– Lepiej, żeby na razie nie wiedział. Nie chcę o tym gadać. Przykro mi, że wtedy spotkaliśmy się w tej klinice. – Objęłam się ramionami i zerknęłam za siebie. Mała wyciągała rzeczy z plecaka.
– Dowie się prędzej czy później. Wiesz o tym... – powiedział, wpatrując się we mnie, co doskonale czułam. – Pomoże ci... Niezależnie od tego, czy będziesz chciała.
– Nie chcę, żeby cierpiał, a wiedząc, że ja cierpię, będzie przeżywał. Nie, Harry. Poradzę sobie z tym – odpowiedziałam zdecydowanie i spojrzałam mu w oczy. – Muszę iść śpiewać.
– Jesteście w tym razem. Będzie o wiele bardziej zraniony, jeżeli...po prostu znikniesz z jego życia – dodał na odchodne, znikając na schodach. Wzięłam głęboki wdech, zamykając drzwi. Miałam ochotę tak naprawdę się rozpłakać, wiedząc, że Styles miał rację. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji, jednak musiałam wybrać mniejsze zło i podjąć jakąś sensowna decyzję...
Wróciłam do salonu, próbując ochłonąć. Musiałam skupić się na śpiewaniu, na nauce, a wtedy trudne sprawy odejdą na dalszy tor. Usiadłam koło drobnej dziewczynki, uśmiechając się do niej nieco niepewnie. Coś chodziło jej po głowie, bo wydawała się być zamyślona.
– Co tam, Charlie? – Spojrzałam na nią uważnie.
– Jestem szczęśliwa, że wróciłaś i że wujek Louis wyzdrowiał – powiedziała, przytulając do siebie maskotkę. – Nie chciał mi powiedzieć, jakie lekarstwa mu dałaś... Ale już się uśmiecha. I zabierze mnie do zoo. Pójdziesz z nami?
YOU ARE READING
Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]
Fanfiction"Pozwól mi być tym, co cię znieczula. Pozwól mi być tym, który cię podtrzymuje, który nigdy nie pozwala ci odejść. Mogę być twoim zabójcą bólu. Będziesz mnie kochać aż do końca. Jestem ramieniem, w które płaczesz, dawką, dla której umierasz."