Rozdział 4.

624 45 13
                                    

*Louis*

Po zamknięciu się drzwi do mieszkania Gabrielli poczułem, jak mała istotka ciągnie mnie w stronę schodów. Szczerze powiedziawszy, chętnie zawitałbym wewnątrz lokalu na dłużej. Może powinienem zabawić się w jakiegoś komornika? Nie wiedziałem, że to ona uczy Charlotte. Owszem, znałem adres sióstr, ale nie skojarzyłem faktów, więc widok Gabrielle był dla mnie zaskoczeniem.

– Jak było dzisiaj na zajęciach, kruszynko?

– Super. Bardzo lubię Gabi. Śpiewałyśmy trudną piosenkę, ale potem Taylor! – Z szerokim uśmiechem wsiadła do auta i czekała, aż ją zapnę.

– Zaśpiewasz mi ją w drodze do domku? – zapytałem, pochylając się nad nią i pociągnąłem za pas.

– Tak, wujku. A ty też lubisz śpiewać?

–Chyba nie należy to do moich talentów – zaśmiałem się, zerkając w jej śliczne oczka.

Mała Lottie była kimś, kto w momencie potrafił mnie rozczulić i powalić na kolana. Nie była moim dzieckiem, ale czułem się za nią odpowiedzialny od momentu, kiedy dowiedziałem się, że była żona Harry'ego jest w ciąży. A kiedy trzymałem ja po raz pierwszy na rękach, wiedziałem, że zmieni dość sporo w naszych życiach. Zostałem jej ojcem chrzestnym. Harry nie musiał powtarzać dwa razy. Chciałem być jakimkolwiek przykładem dla tej małej księżniczki.

Lottie zaczęła śpiewać piosenkę, którą nauczyła się na zajęciach. Uśmiechnąłem się i ucałowałem delikatnie jej czółko, po czym zamknąłem drzwi. Obszedłem dookoła auto, by zająć miejsce kierowcy.

Ruszyłem spod bloków i pojechałem do siebie. Harry pracował teraz, odbierając broń, a Anabelle była teraz w swojej restauracji. Opieka nad tym aniołkiem była tylko i wyłącznie czystą przyjemnością, nawet jeżeli musiałem zachowywać się jak dziecko.

– Pani Holly zrobiła już obiadek? Burczy mi w brzuszku... – jęknęła, przerywając swój śpiew.

– Na pewno. Już czeka na nas. Co będziesz chciała robić, póki tata nie przyjdzie? – Podjechałem pod bramę, która powoli otworzyła się przed autem.

– Mmm... – zamruczała, machając nogami. – Grać w twistera.

– Nie ma opcji – zaśmiałem się, wjeżdżając na posesję.

– Dlaczego? – zapytała, mrużąc zabawnie oczy, co dostrzegłem w lusterku.

– Bo wujek się tak nie wygina. Ale mogę ci znaleźć chętnych do tej zabawy.

– Kogo, kogo? – powtarzała podekscytowana.

– Zaraz zobaczymy. – Zatrzymałem auto w garażu i wysiadłem, po czym pomogłem wyjść Lottie.

Trzymała mnie za rękę, gdy weszliśmy do domu. Najpierw zjedliśmy obiad, a dopiero później zawołałem Mike'a, Petera i Nialla.

Patrzyli na Charlotte nieco zdziwieni, chociaż cała trójka znała ja doskonale.

– Ta młoda dama...– zacząłem, gładząc jej malutką dłoń kciukiem – ... potrzebuje was na dzisiejsze popołudnie.

– Jak możemy jej pomóc? – Spytał Mike, a Niall nerwowo poprawił okulary na nosie.

– Twister! – zawołała, podbiegając do blondyna, na którego wskoczyła bez zawahania. Zaskoczony złapał ją pod pachami, podnosząc do góry.

– Nie bardzo rozumiem. – Peter potarł ręką kark i spojrzał na grę, która czekała na dywanie jak wyrok.

– Po prostu musicie się z nią pobawić przez jakieś...dwie godziny... Aż nie zaśnie.

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now