Rozdział 15.

531 43 8
                                    

*Louis*

Dzień wcześniej

Ból głowy przeszedł, ale nie miałem siły wychodzić z domu. Pracowałem z gabinetu, nie chcąc nikogo widzieć. Jedynie z Harrym miałem kontakt, ponieważ powierzyłem mu ważne zadanie. Oby spełnił obietnicę.Przetarłem zmęczone oczy, które były suche jak wiór. Może powinienem wrócić do okularów podczas siedzenia przy komputerze, wolałbym nie oślepnąć...

Sięgnąłem po szklankę z alkoholem, który przygotowałem sobie przed kilkoma minutami. Może powinienem trochę przystopować? W każdej chwili przecież... Oparłem głowę o zagłówek krzesła i wbiłem wzrok w dokumenty, które piętrzyły się na biurku. Oprócz bycia gangsterem, byłem też biznesmenem, a ostatnio zaniedbałem biurokracje. Teraz miałem więcej czasu, tylko brakowało mi chęci. Odstawiłem szklankę z głośnym hukiem i oparłem łokcie na blacie, przecierając twarz. Moją uwagę przykuły kroki na korytarzu i na pewno nie była to Holly, którą odesłałem godzinę temu z tacą pełną obiadu.

— Chodź, nie przeszkadzaj wujkowi... — powiedziała Annabelle szeptem, a po chwili przez szparę między drzwiami a podłogą wleciała jakaś kolorowa karteczka.

Chichocząc pod nosem mała odbiegła, a zaraz potem kroki ucichły. Podniosłem się z fotela i poszedłem zobaczyć, co takiego przygotowała dla mnie chrześnica. Wziąłem do ręki kartkę, a na niej zauważyłem, że jest koślawo napisane "wujek Lou". Narysowała też duże serduszko. Była urocza, pomyślałem z uśmiechem. Cieszyłem się, mimo wszystko, że w moim życiu pojawił się taki aniołek. Potrafiła w sekundę poprawić mi nastrój, chociaż wolałbym, żeby jej słodkość przyciągnęła tutaj Gabrielle. Wtedy byłbym maksymalnie spełniony. Szkoda, że nie spełniała marzeń. Ozłociłbym ją.

Odszedłem od drzwi i usiadłem na skórzanej kanapie, patrząc w okno, które zasłoniłem roletami. Nawet nie wiem, która była godzina. Wszystko zlewało mi się w jedno, a o jedzeniu nie mogłem myśleć. Przeżywałem jakąś pieprzoną agonię, zupełnie dla mnie niezrozumiałą. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Obudziło się we mnie wewnętrzne dziecko, którym tak naprawdę nigdy nie byłem, i w dodatku zanudzone na śmierć. Czy to naprawdę była pieprzona kara boska? Drgnąłem, wybudzając się z letargu, gdy telefon zaczął wibrować na blacie. Podszedłem do biurka i widząc, że dzwoni Harry, odebrałem.

— Błagam, powiedz, że masz jakieś ciekawe wiadomości dla mnie... — mruknąłem, siadając znów w fotelu i wyciągnąłem nogi, krzyżując je w kostkach.

– Brzmisz jakbyś cały dzień nic nie zrobił — stwierdził.

Zerknąłem znów na stos dokumentów, cicho chrzakajac.

— Pracowałem — stwierdziłem krótko.

– Gówno, a nie pracowałeś. Wyjdź z domu, czekam na dworze – powiedział zły i rozłączył się.

Zmarszczyłem czoło i odłożyłem dość głośno telefon na blat. Co za kutas...

Wyjrzałem przez okno, oczywiście po minimalnym podniesieniu rolety, dostrzegając wisząca na szyi przyjaciela blond aniołka. Mała przylepa... Tak jak Gabi, kiedy była przestraszona. Zamknąłem oczy, przypominając sobie, jak się do mnie tuliła. Uspokoiłem ją. To byłem ja, nikt inny. Musiała mi ufać choć trochę. Niechętnie wyszedłem z gabinetu i zszedłem na dół. Holly wybiegła z kuchni, ale machnąłem ręką i udałem się do drzwi. Przetarłem palcami oczy, gdy stanąłem na dworze. Słońce dawało się we znaki. Może byłem jakimś ukrytym wampirem, zwłaszcza, że żądza krwi była niemała. Chociaż nie miałem ochoty nikogo ugryźć. No może poza Gabi, ale to tak, by nie zrobić jej krzywdy, a raczej sprawić przyjemność.

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz