46. Harry Potter

2K 253 161
                                    

Miękkie łóżko nie jest w stanie ukoić wirujących myśli Harry'ego, które kręcą się wokół wczorajszych wydarzeń. Jak to możliwe, że ten dziwne wspomnienia z czasów Azkabanu tak różnią się od wyobrażeń Harry'ego,  a jednocześnie odzwierciedlają wszystkie największe lęki?

Chłopak przekręca się na drugi bok, a z piersi wydobywa się długie westchnienie. 

Czy powinien być przerażony? Czy może szczęśliwy? Bo mała iskierka szczęścia i nadziei przeciska się przez całą tę trwogę i Harry boi się właśnie niej. Boi się tego, kim tak naprawdę jest. 

Z kolejnym westchnieniem zwleka się z łóżka i kieruje się do łazienki. W lustrze odbija się twarz młodego chłopaka z zielonymi oczami. Ale Harry nie to widzi — on ma przed sobą tęczówki płonące krwawą czerwienią.

— Mam jakieś urojenia... — szepcze, kręcąc głową. Szybko się ubiera i schodzi do pokoju wspólnego, by paść na kanapę zmęczony życiem i dniem, który dopiero się zaczął. Ale jak ma się czuć, skoro śnił o niepokojących rzeczach? O różach, trupach i świecących gwiazdach. I coś go ciągnie do tych snów, bo choć były przerażające, to jednocześnie były częścią jego życia, bo to właśnie tym jest Harry Potter, prawda? Nie tym, co sądzą o nim inni, ale tym, kim chce być. To jego życie, do cholery!

Harry sięga po magazyn o qudditchu, chcąc skorzystać z wolnej niedzieli i odprężyć się przy kominku, ale nie może się skupić: literki się rozmazują i przeskakują po zdjęciach sławnych graczy. 

— I co ja mam teraz myśleć? Co zrobić?! — Harry chowa twarz w dłoniach, ale nie płacze; nawet nie szlocha, choć oczy pieką. Szybko prostuje się i z wściekłością wrzuca magazyn do płomieni. — To popieprzone! — krzyczy, a łańcuszek pali jego szyję jak żywy ogień. Potter ignoruje dziwną magię artefaktu i przerażony pada na kolana przed kominkiem.

— Cholera.

Drżącymi palcami wyciąga z ognia płonący magazyn, rzuca go na podłogę i syczy chicho. Unosi rękę i przygląda się niewielkiemu oparzeniu. Zaczerwieniona skóra wygląda dobrze — nie ma żadnych bąbli ani innych niepokojących objawów. Siedzi i wpatruje się w swoją rękę, dopóki nie czuje zapachu spalenizny.

Podnosi się gwałtownie i z szerokimi oczami spogląda na dywan, który zajął się ogniem od magazynu rzuconego tam przez Harry'ego.

Aquamenti! 

Harry przygląda się poczerniałym kartkom z niesmakiem.

Czy tak wygląda moje serce? — myśli. — Czarne i cuchnące popiołem. A może zgnilizną?

W praktycznie pustym pokoju rozlega się jego cichy śmiech. 

— Harry Potter? 

Gryfon unosi głowę, słysząc słodki głos. Przed nim niepewnie stoi pierwszoroczna Gryfonka z pyzatą, zarumienioną buzią. 

— We własnej osobie. — Uśmiecha się cierpko, bo czy aby na pewno jest Harrym Potterem? Tym, którego kiedyś znali inni? Czy zmienił się w potwora? Odpowiedź na te pytania może przynieść jego pamięć, uświadamia sobie Harry. Przecież może poprosić Dumbledore'a o przywrócenie pamięci!

Z rozmyślań wyrywa go głos dziewczynki:

— Miałam dać ci to wczoraj, ale nie mogłam cię znaleźć i mam nadzieję, że profesor Dumbledore nie będzie zły... Proszę! — Wyciąga rękę z karteczką, na której wierzchu zielonym atramentem napisane jest imię Harry'ego.

— Nie musisz się martwić. — Harry stara się, aby jego uśmiech był pokrzepiający, ale dziewczynka szybko ucieka do chichoczących koleżanek kryjących się w korytarzu prowadzącym do dormitorium dziewcząt.

Niebo Gwiaździste |tomarry|Where stories live. Discover now