54. Kto żyje, kto umiera, kto opowie historię

2K 227 244
                                    


'Cause everything that you thought I would be
Has fallen apart right in front of you
                                                        ~Linkin Park

—trzy lata później—

Hermiona obejmuje palcami gorący kubek kawy, próbując się rozgrzać. Kąciki oczu pieką od niedoboru snu, a z piersi kobiety wydobywa się ciche westchnienie, gdy obserwuje poranny zgiełk na ulicach Londynu. Anglię spowija szara mgła, a widok miasta przysłaniają krople spływające po szybie. 

To już trzy lata — trzy lata od dziwnie krótkiej wojny, która jednak pochłonęła tak wielu... A ogrom więcej sporo kosztowała: utratą bliskich, kończyn czy trzeźwości umysłu.

Pamięta jakby to było wczoraj; widzi ten obraz za każdym razem, gdy zamyka oczy. Nie wymaże z pamięci zamku oblanego krwią, krzyków bólu i słów gorszych niż rana zadana sztyletem. A przede wszystkim nie wymaże poczucia winy, które dusi ją po nocach i potrafi sprawiać, że jest cieniem własnej siebie. Gdyby nie jej Promyczek... boi się pomyśleć, gdzie by wtedy była. 

— Ta pogoda idealnie obrazuje twój nastrój w tym okresie — wzdycha Fred. Na sobie ma różowy fartuszek upaćkany żółtą papką, a na rękach trzyma jej Promyczek.

— Jak się ma słoneczko mamusi, hm? — Hermiona odkłada kubek i bierze roczną córeczkę w ramiona. Pyzata buzia dziewczynki świeci się po myciu bałaganu, jaki Sunny zawsze robi, gdy cokolwiek je. Hermiona uśmiecha się, a ruda dziewczynka (choć jej włosy dopiero rosną, to oboje z Fredem uważają, że skończy z burzą loków Hermiony, rudą burzą loków) odwzajemnia ten gest i zaczyna podskakiwać w uścisku mamy. — Dałeś jej cukier? — Hermiona mierzy wzrokiem Freda, który przybiera niewinną minę.

— To moja córka — mówi — oczywiście, że jest ruchliwa. 

— Ale nie gdy dopiero się obudzi. 

— To było parę kawałków banana! To dziecko, zasługuje na jakąś frajdę! — tłumaczy Fred, ale wzrok Hermiony jest nieugięty, gdy poprawia uchwyt, by Sunny było wygodniej.

— W jej posiłkach jest dokładnie tyle cukru, ile potrzebuje, większa ilość może powodować tylko choroby.

— I szczęście — dodaje Fred, nie przejmując się słowami Hermiony, która wzdycha.

— Przypomnij mi, dlaczego wyszłam za ciebie za mąż?

— Bo kochasz mnie do szaleństwa? — mruczy Fred, obejmując Hermionę ramionami i składając na czubku jej głowy słodki pocałunek. 

— Tak, to mogło być to. — Śmieje się cicho, a Sunny czuje się zaniedbana, więc wydaje parę dźwięków, które mają sens tylko dla niej.

— Mama-mamama! — rozpoczyna monolog sylab, tłumacząc swoje niezadowolenie. — Ma...! — dodaje, uderzając Hermionę w pierś. 

— Tak, mamusia zaraz cię przebierze w śliczną sukienkę, hm? A potem pójdziesz do babci, bo mamusia i tatuś mają dużo pracy, wiesz?

— Zróbmy jej taką malutką kitkę na czubku głowy! — mówi Fred, który odsuwa się trochę i czochra rude włosy Sunny. — Będzie wyglądać uroczo!

— Papu — zauważa Sunny Weasley, wskazując na fartuszek Freda. — Mama! Papu! — wykrzykuje radośnie i zaczyna wyrywać się z uścisku Hermiony, z ekscytacją wskazując pulchną rączką na poplamione ubranie swojego taty.

— Och, tatuś jest brudny?

Dziewczynka poważnie kiwa głową. 

— Powinien się umyć, nie sądzisz?

Niebo Gwiaździste |tomarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz