13. Przedsmak śmierci

3.2K 345 380
                                    

Dni wleką się w nieskończoność, a Harry może jedynie wpatrywać się w nudny sufit i oczekiwać przybycia dementorów. Bo gdy nadchodzą, przynosząc ze sobą chłód i ten oślizgły rodzaj strachu, myśli Harry'ego wirują, gdy chłopak próbuje odwrócić uwagę od halucynacji i okropnych wydarzeń powtarzanych w głowie jak w pętli. Wtedy jedynym ratunkiem jest stabilny głos Voldemorta. A gdy go nie ma, Harry może jedynie płakać z bezsilności zatracony w otchłani rozpaczy.

W końcu nadchodzi wybawienie i więzy przykuwające Harry'ego do łóżka znikają. Rana na szyi już się prawie zagoiła, ale nie przynosi to jakiejkolwiek ulgi, skoro na nadgarstkach pojawiły się oparzenia po kajdanach, których magia czasami rozgrzewała je do czerwoności. 

Harry niepewnie stawia stopy na zimnej podłodze, próbując stłumić irracjonalny strach, że zapomniał jak się chodzi.  Przeciąga się z ulgą; jego kości  trzeszczą, dawno nieużywane. Z obrzydzeniem i mdłościami patrzy na łóżko pokryte uryną i śmierdzącym potem. Musi skorzystać z prysznica. W tym celu zaczyna rozglądać się za strażnikiem.

Podchodzi, powoli, rozkoszując się zimnem pod stopami, do ciężkich drzwi z żelazną kratą u góry. Staje na palcach, by zerknąć na korytarz, oczekując, że znajdzie tam znudzonego strażnika zapewne podpartego pod ścianą i przysypiającego. 

Jednak nie ma tam strażnika. Zamiast niego w cieniu stoi zakapturzona postać. 

Harry z początku jej nie zauważa — czarny płaszcz i kaptur tak bardzo zlewają się z cieniem padającym na ścianę. Zdradza ją ruch; dziwnie płynny, jakby lewitowała w powietrzu. Właśnie dzięki niemu Harry zauważa szczegóły: że peleryna jest postrzępiona, że kaptur zasłania twarz całkowicie, że spod długich rękawów wystają nienaturalnie długie place z zakrzywionymi, czarnymi paznokciami.

Dementor.

Jakby w reakcji na tę myśl, stwór odwraca się gwałtownie w stronę Harry'ego; fałdy peleryny łopoczą, jakby targane przed wiatr. W trzy sekundy dementor jest tuż przy kracie, przystawiając otwór gębowy jak najbliżej twarzy Harry'ego. 

Pokryte liszajami ręce unoszą kaptur, a Harry przełyka ślinę wpatrując się w obrzydliwe oblicze potwora. W puste oczodoły porośnięte cienką błoną, niezdrową i pokrytą śluzem skórę, wreszcie w paszczę mroczną jak sama otchłań piekła. 

Harry stoi  bez ruchu, czując delikatne igiełki lodu wspinające się po jego skórze. Nie może przestać wpatrywać się w ciemny otwór na twarzy dementora; miejsce, za pomocą którego ten potrafi wyssać samą duszę człowieka. 

Im dłużej Harry się w nią wpatruje, tym bardziej jest pewny, że to nie tylko czarna dziura — w głębi migocze delikatne i łagodne światło, a jego blask tłumiony jest przez mrok dementora. Pulsuje niczym umierające serce rajskiego ptaka, sprawiając wrażenie rzeczy niezwykle delikatnej, zdolnej obrócić się w proch przy najlżejszym dotknięciu.

Zimno staje się dotkliwsze; teraz mrozi koniuszki palców Harry'ego, które ten w końcu odrywa od krat. Robi krok w tył, nie spuszczając wzroku z demenotra, który to przekrzywia delikatnie głowę, jakby przypatrywał się Harry'emu, a przecież nie ma oczu; puste oczodoły dementora przykrywa jedynie dziwna błona.

Nogi jakimś cudem plączą się, a Harry upada, zaskoczony ciężarem własnego ciała. Dementor w dalszym ciągu stoi przed drzwiami. Po prostu stoi niczym porzucona, złowieszcza kukła.

Zimno przeradza się w przepływające wspomnienia — igiełki lodu niszczą wszystko, co dobre, zostawiając same gorzkie słowa i bolesne zdrady. Tysiące myśli, tysiące minionych wydarzeń; wszystko zlewa się w jeden chaotyczny ciąg. Obrazy napierają z niszczycielską siłą, a Harry potrafi tylko odtwarzać w kółko i w kółko najgorsze wydarzenia ze swojego życia. 

Niebo Gwiaździste |tomarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz