41. Różowa furia

2K 267 327
                                    

Drzwi to klasy to wysoki kawał ciężkiego drewna z misternymi żłobieniami i żelazną klamką. Harry opiera się o ścianę na przeciw i spogląda na rzeźbione wrota do piekła jak to określił kiedyś Ron.

— Aż tak źle? — pyta, przelotnie spoglądając na niskiego blondyna obok niego. Colin krzywi się, jakby ktoś kazał mu połknąć plaster cytryny bez cukru.

— Tę kobietę diabeł z piekła wygnał, bo się jej bał — mówi śmiertelnie poważnym tonem. Obniża głos i marszczy brwi, przybierając minę goryla. 

Harry uśmiecha się i ponownie spogląda na drzwi.

— Nie może być aż taka zła — śmieje się. W tym momencie uczniowie zaczynają wchodzić do klasy. Harry przechodzi obok żłobionych elementów z bijącym sercem i zajmuje miejsce obok Colina. 

Na środku sali stoi niska kobieta ubrana we wszystkie możliwe odcienie różu. Jej przesłodzony głos oznajmia rozpoczęcie lekcji.

— Cofam to, jest jeszcze gorsza — szepcze Harry na ucho Colina po minucie słuchania nawiedzonej wielbicielki Barbie. 

— Uosobienie zła. — Colin kiwa głową, po czym kładzie ją na ławce. Harry chciałby podążyć jego śladem, ale to pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią, a ma tyle zaległości... Powinien słuchać. Dlatego stara się utrzymać otwarte oczy i nie ziewać, słuchając monotonnego wykładu. 

Po trzydziestu minutach Harry nie wytrzymuje i pyta głośno:

— Kiedy będzie część praktyczna?

Wręcz czuje wypalające spojrzenia pozostałych uczniów, gdy Dolores Umbridge przerywa zdanie w połowie i odwraca się w stronę Harry'ego. Niczym w zwolnionym tempie. Uśmiech nie schodzi z przeciągniętych mocną, różową szminką ust, gdy mówi:

— Na moich lekcjach, panie Potter, jeśli uczeń chce coś powiedzieć, powinien unieść rękę. 

Harry przewraca oczami i podnosi rękę. 

— Teraz mogę? — pyta, wpatrując się w nauczycielkę, która poszerza swój uśmiech, sprawiając, że staje się jeszcze bardziej nieszczery.

— Nie widzę potrzeby, by prowadzić praktyczne zajęcia, panie Potter. 

Harry przez chwilę się w nią wpatruje osłupiały. Mruga i wpatruje się jeszcze trochę.

— Pani sobie żartuje? — pyta z niedowierzaniem. — Przecież to szkoła magii, a nie teorii! — parska.

Wokół panuje cisza, spojrzenia wszystkich skierowane są w stronę Harry'ego Pottera i nauczycielki, której brew niebezpiecznie drga.

— Proszę zważać na ton! Panie Potter! Jestem nauczycielką! Należy mi się szacunek! — krzyczy, a jej dłonie zaciśnięte są w pięści. 

— Na szacunek trzeba zasłużyć — burczy pod nosem.

Po jego słowach w sali rozlegają się szepty, a ich echo niesie się po całej klasie.

— Panie Potter?

— Tak? — Harry przenosi wzrok ze swoich rąk na Umbridge. 

— Może pan powtórzyć, co właśnie pan powiedział?

Harry wypuszcza powietrze z ust i odpowiada pewnie spoglądając w małe, żabie oczka:

— Że jeśli chce pani mojego szacunku, powinna pani na niego zasłużyć, pani profesor.

— SZLABAN! Szlaban, panie Potter! Dzisiaj i jutro, i pojutrze! Codziennie do końca tygodnia! — krzyczy, a jej źrenice rozszerzają się do granic możliwości. 

Niebo Gwiaździste |tomarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz