29.

2.7K 141 29
                                    

Dinah*

Na wieczór wróciła do Lauren nasza Matka Teresa z Kalkuty. Przywitała się ze mną niepewnie. Powiedziałam jej że teraz do momentu obudzenia się Lauren musimy odłożyć na bok nasze urazy. Następnego dnia rano stałam przed szpitalem i sobie paliłam. Nagle podchodzi do mnie wkurwiona Normani. Jeżeli chce zaczynać to niech to dobrze przemyśli. 

-Dlaczego to zrobiłaś co?! Dlaczego mnie popchnęłaś i pozwoliłaś jej zostać z Lauren sam na sam wiedząc że to przez nią ona tam leży!-Wyrzucam papierosa i staram się nie zajebać jej wzrokiem. 

-Jeżeli zaraz nie opanujesz swoich popieprzonych emocji i tonu w głosie to zamiast cię pchnąć na ziemię ja autentycznie ci zajebie.

-Zrobiłabyś to? Serio Dinah?-Prycham. 

-Tak serio. Nie wiem w którym momencie tak bardzo spierdoliłaś swój rozumny tok myślenia ale gratuluję ci tak płytkiej oceny i stwierdzenia co do Camilii której nawet nie było.

-Lauren nie dała rady przez to co zrobiła! Więc idzie się domyślić prawda?-Ta.

-Czy ona była wtedy z Lauren kiedy ta dostała ataku szału i rozbiła lustro? Nie. Czy ona pisała z jej telefonu wiadomość do was? Nie. Czy to ona podniosła szkło i podcięła żyły Lauren po czym odłożyła wszystko na ziemię? Nie. Bierzcie pod uwagę co ona zrobiła Camili za pierwszym razem,a potem co wy odjebałyście i jakoś nic sobie nie zrobiła a nawet jeżeli to nie byłaby wina Lauren tylko jej.-Wkurwia się coraz bardziej.-To Lauren jest sama sobie temu winna Normani. Po prostu nie dała rady sobie z tym co zrobiła i wyszło jak wyszło. Obwinianie kogoś kogo nie było przy kimś żadnej krzywdy nie cofnie.

Tak jak się tego spodziewałam stanęła przede mną i zaczęła drzeć mordę po mnie więc się odwinęłam. Nie mam pojęcia co napadło w tę dziewczynę ale to nie jest moja miłość...to jakaś zapatrzona w jednej wersji chora laska w tym momencie. Nie mam siły na to nawet więc mam cichą nadzieję że jakaś magiczna siła nas uciszy. 

Wiecie co? Zajebiste jest to że Ally ma dwa oblicza. I była w stanie uspokoić nas obie. 


Ally*

Wycieram twarz mojej nieprzytomnej dziecinki i wzdycham bo kłótnie Normani i DJ słychać z okna. Tutaj przyznawałam racje w stu procentach Dinah właśnie bo miała rację. Camili wtedy nie było i na dobrą sprawę miała dwa razy gorzej. Wychodzi na to że role u nich się odwróciły ponieważ Camila zaimponowała mi swoją siłą. Lauren znowu zaskoczyła słabością. Nie mam pojęcia jak to będzie kiedy się obudzi co jest dla mnie właśnie ciężkie. Nie ukrywam że nie chciałabym aby wyszło że słyszała to jak Mani obwinia Bogu ducha winną Camilę. 

-Ehh dziecinko dobrze by było gdybyś jednak wstała wiesz?-Siadam na krzesełko i wzdycham. 

Postanawiam otworzyć jakieś śmieszne filmiki na yt i spróbować się jakoś rozweselić. 

-Ally...-Z wrażenia upuściłam telefon na ziemię i wyskoczyłam na ledwo otwierającą oczy Lauren. 

-LAUREN!!! DZIECINKO O BOŻE TY ŻYJESZ!!!! LECĘ PO LEKARZA NIE RUSZAJ SIĘ!!!-Wybiegłam na recepcję po lekarzy którzy natychmiast odskoczyli od kawy i polecieli do Lauren. Ja za ten czas zbiegłam na dół do dziewczyn które ciągle darły się po sobie. 

-Dinah!!-Było to na nic bo ta argumentowała Normani.

-Normani!!-To było tym bardziej na nic bo ciągle darła się na DJ za to co ta jej zrobiła.

-Dziewczyny!!-Żeby nawet to nie poskutkowało. 

Uwierzcie mi ostatnio przez to wszystko zrobiłam się bardziej drażliwa. Jednak nie pozwolę sobie na to. 

"Zgadnij Kto To" // Camren [ Zakończone ]Where stories live. Discover now