Rozdział XXIII [Gniew]

Comenzar desde el principio
                                    

Może nie powinna oceniać tego tylko przez pryzmat tego, co widziała, ale Bloodwell zdecydowanie nie wyglądała na złą. Zimną i obojętną owszem, ale Angel nie sądziła, żeby ktoś, kto nie dba, jednocześnie pragnął działania. W zasadzie nagle nabrała pewności, że sprawy miały się zupełnie inaczej – i że ta kobieta dłużej niż cokolwiek wierzyła w coś, co równie dobrze mogło okazać się mrzonką.

To miasto uczyniło ją taką – samotną i oziębłą, dokładnie jak ono samo.

Angel mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści. Jedną wsunęła do kieszeni, machinalnie szukając różanego płatka, póki nie przypomniała sobie, że został na górze, porzucony na podłodze. Jej spojrzenie znów uciekło do Bloodwell, choć krocząc za nią, widziała jedynie smukłe, przysłonięte kurtyną srebrzystych włosów plecy kobiety. Kolejny raz zwróciła uwagę na sposób, w jaki ta się poruszała – pewnie, z gracją i nonszalancją, której niejeden mógłby jej pozazdrościć. Tak mogłaby kroczyć królowa, tyle że w tym miejscu nie było nikogo, kto mógłby ją podziwiać i w odpowiednim momencie z szacunkiem pochylić głowę.

Gdzieś kątem oka wychwyciła ruch. Zdążyła dostrzec tylko szybko znikająca w cieniu jednego z budynków sylwetkę – zbyt niewyraźną, by stwierdzić, do kogo ta należała. Intruz zresztą oddalił się niemal natychmiast, wyraźnie nie paląc się do tego, by wejść komukolwiek w drogę.

– Ktoś tam był – szepnęła Angel.

Nie doczekała się żadnej konkretnej reakcji. Bloodwell nawet się nie obejrzała, w zamian nieznacznie wzruszając ramionami.

– Nie wątpię – odparła i przez moment Angel była gotowa przysiąc, że jej głos zabrzmiał niemal pogodnie. – Zawsze tak na mnie reagują.

– Zawsze? Ale…

– Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Plac opustoszał, gdy tylko się pojawiłam… Cóż, nie licząc tego małego przedstawienia. – Kobieta westchnęła przeciągle. – Nie żebym była zaskoczona. Zawsze dużo prościej kryć się w mroku.

– Dlaczego mieliby się przed tobą chować? – zniecierpliwiła się. Tym razem przyśpieszyła kroku, bez wahania stając u boku kobiety. Brwi Bloodwell jak na zawołanie powędrowały ku górze, ale nie skomentowała tego stanu rzeczy nawet słowem. – Nie jesteś… zła, prawda? Nie wyglądasz, jakbyś zamierzała kogoś zabić, więc…

– Zabić? – Tym razem śmiech kobiety brzmiał przede wszystkim szczerze, nie gorzko. – To na mój temat opowiada Shadow? Że kroczę przez ten świat i niosę śmierć?

– Nie – zaoponowała natychmiast Angel. – To znaczy… W zasadzie mówił o tobie tak, jakbyś jednak to robiła.

– Ach, tak… I akurat ty mówisz mi, że śmierć jest tym, czego ci ludzie najbardziej się obawiają?

Angel zesztywniała, zwłaszcza gdy poczuła na sobie spojrzenie tych przenikliwych, intensywnie niebieskich oczu. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, bezwiednie zacisnęła dłoń na przegubie. Wewnętrzna strona nadgarstków znów zapiekła – prawie jak wtedy, gdy Shadow w dość jednoznacznym geście przesunął palcami po jej skórze, sugerując wszystko to, co Angel tak bardzo pragnęła zapomnieć.

Nie, możliwe, że to nie śmierci należało się obawiać. Tyle że nie miała odwagi wypowiedzieć tych słów na głos.

Bloodwell pozostała obojętna, zupełnie jakby właśnie takiej odpowiedzi od samego początku się spodziewała.

– Chodźmy dalej. Powiedziałabym, że jeśli się nie pośpieszymy, świt nas zastanie, ale wiesz… W tym świecie o to jedno nigdy nie trzeba się martwić.

BLANK DREAMDonde viven las historias. Descúbrelo ahora