XXIII

68 2 0
                                    

-To jest Tom Ovee.. - Dumbledore przedstawił chłopaka, którego Suzanne znała już aż za dobrze - Jest prefektem Slytherinu i to do niego będziesz się zwracać z problemami.. - wyjaśnił jej dyrektor, a Suzanne miała ochotę się roześmiać i  starszy mężczyzna chyba to zauważył.

-Właściwie to my się już znamy.. - fałszywy uśmiech zamajaczył na twarzy prefekta i odbił się również na twarzy dziewczyny, jakby byli zwierciadłem.

Dumbledore spojrzał na nich zaskoczony, obserwując ich uważnie. Gdy atmosfera zaczęła niebezpiecznie gęstnieć postanowił zareagować. Wziął z półki jedną z ksiąg, zerkając jeszcze raz przelotnie na tytuł i podał ją Suzanne.

-To dość ciekawe wprowadzenie i opisanie naszego świata w kątekście ostatnich kilku lat - wyjaśnił jej, zajmując swoje miejsce za mahoniowym biurkiem - Pozwoli ci całkiem neutralnie, choć nie w stu procentach, poznać losy czarodziejów.

-Dziękuje - oglądnęła z zachwytem gruby stary tom, jeżdżąc opuszkami palców po jego krawędziach i grzbiecie. Po chwili ocknęła się i wstała ze swojego miejsca, gdyż czuła, że to już koniec rozmowy.

-Gdybyś czegoś potrzebowała, drzwi mojego gabinetu zawsze stoją otworem - uśmiechnął się dobrotliwe.

-Dobrze, dziękuję- jeszcze raz się powtórzyła i złapała za swoją torbę, wkładając do niej księgę i nie czekając na chłopaka, wyszła z gabinetu mrucząc jeszcze "dowidzenia".

Ovee stał wmurowany w ziemię, nie mogąc uwierzyć że został aż tak zignorowany, spojrzał na dyrektora, ale ten nagle niezwykle zaciekawił się swoimi paznokciami, ukrywając uśmiech.

Brunet zacisnął szczękę i wyszedł ciężkim krokiem z pomieszczenia, powstrzymując się przed rozwaleniem czegoś. Zobaczył dziewczynę idącą w kompletnie inną stronę niż był pokój wspólny Slytherinu, więc zawołał za nią z tryumfem.

-Idziesz w złą stronę! - założył ręce na piersi i patrzył z satysfakcją jak się zatrzymuje.

-Kiedyś tam w końcu trafię, nie? - ponowiła swoją wędrówkę, chcąc jak najszybciej zobaczyć kogoś, kto będzie miał na sobie zielony krawat. Chciała odłożyć rzeczy, znaleźć chłopaków i po prostu się z nimi powygłupiać.

Tom aż poczerwieniał ze złości i ruszył za nią niczym rozjuszony byczek. Złapał ją mocno za ramię, odwracając w swoją stronę, na co miała ochotę jęknąć z bólu, ale postanowiła nie dać mu tej satysfakcji.

-Trochę szacunku, księżniczko! - krzyknął wściekły, a jego przyspieszony oddech owiał jej twarz, na co się skrzywiła - Nie jesteś nikim ważnym, a ja jestem prefektem! - zacisnął ręce na jej ramionach.

-Puść mnie - powiedziała lodowato nic sobie nie robiąc z jego słów. Chłopak jakby się opamiętał i poluźnił uścisk chwilę później niwelując go - Odczep się ode mnie, co? Łaski bez nie potrzebuje twojej pomocy, idź zajmij się czymś innym.

-Właśnie, że potrzebujesz - jego nozdrza zaczęły poruszać się o wiele za szybko - W życiu nie dostaniesz się do dormitorium, jeśli nie będziesz znać hasła - uśmiechnął się, jakby zdając sobie sprawę, że to on jest górą.

-To podaj mi hasło jako dobry prefekcik albo spadaj na drzewo - warknęła i oddaliła się od niego, będąc wściekłą do granic możliwości.

Chłopak wyglądał jakby w jego mózgu właśnie toczyła się zacięta walka, która skończyła się totalną klęską, czyli przegrzaniem, które miało pokrycie w jego przygłupim, zdezorientowanym wyrazie twarzy.

-Masz iść za mną - warknął odzyskując rezon.

-Ach, spadaj - fuknęła i ponownie zaczęła iść przed siebie.

Nie zaszła nawet kilkunastu kroków, gdy jej oczom na końcu korytarza ukazała się banda tak znanych chłopaków, na których widok od razu się uśmiechnęła. Nie czekając na to aż oni dostrzegą ją pierwsi, rzuciła się na nich, zacięcie o czymś rozmawiających, zawalając ich wszystkich z nóg.

-No ja rozumiem, że wyglądam nieziemsko, ale żeby aż tak padać z podziwu...- zaśmiała się, wstając z Remusa i teatralnie się przed nimi wdzięcząc. Cała paczka zawtórowała jej powoli gramoląc się z ziemi i rozmasowując obolałe części ciała.

Sama zaczęła się zastanawiać co jest powodem jej tak znakomitego humoru, w końcu parę minut wcześniej miała ochotę popełnić morderstwo. Obróciła się za siebie i zobaczyła wciąż obserwującego ją z wściekłością prefekta, na co wystawiła mu język.

- A ten to kto? - Syriusz przyglądał się przez chwilę Tomowi, zanim skierował swój pytający wzrok na dziewczynę.

- Wygląda jakby mordował nas wzrokiem...- mruknął James, trzymając rękę w swojej kieszeni zaciśniętą na różdżce.

- Nie was tylko mnie, chodźmy stąd to wam wszystko opowiem - White ostatni raz spojrzała na Ovea, który wyglądał jakby był gotowy rzucić się na nią w każdej chwili, i pociągnęła chłopaków za sobą, kierując się w niewiadomym kierunku.

- Suzanne, gdzie ty nas prowadzisz? - zapytał po dłuższej chwili Lupin, widząc że znaleźli się na końcu korytarza bez dalszej drogi.

- Eee..Ten...Chciałam wam pokazać ten cudowny okaz architektury nowozelandzkiej? - bardziej zapytała niż stwierdziła, pokazując na gładką kamienną ścianę bez żadnych szczególnych zdobień - Tak piękny i cudowny...- zaczęła jeździć opuszkami palców po niej, udając zachwyt. Cała czwórka wpatrywała się w nią z ogłupieniem i szokiem wymalowanym na twarzy, nie rozumiejąc co się właściwie dzieje - Żebyście widzieli swoje miny...- zaśmiała się, opierając się o ścianę i zginając się w pół.

- Bardzo zabawne..- mruknął obrażony Black, który czuł się z lekka oszukany, przecież to on zwykle stroił sobie żarty z innych, nigdy na odwrót.

- Och, czyżby nas kochany Syriuszek strzelił foszka? - nabijała się z niego, zarzucając mu rękę na ramiona, co on wykorzystał, zaczynając ją łaskotać.

Oboje wylądowali na ziemi, tocząc zaciętą walkę między sobą, na co pozostali zareagowali donośnym śmiechem, może z wyjątkiem Petera, który wyglądał jakby się powstrzymywał przed tym. Suzanne wpadła na genialny plan i zbliżyła się do ucha leżącego pod nią chłopaka, szeptając mu na ucho instrukcje.

- Dobra, starczy nam już tej waszej miłości - parsknął James, nachylając się nad dziewczyną i próbując podnieść ją na równe nogi, co ona wykorzystała ciągnąc go w swoją stronę, Syriusz zgodnie z planem zrzucił najpierw Pettegriew z nóg, następnie rzucając się na Lupina. Cała banda leżąc na ziemi, zaczęła walczyć i łaskotać się. Ich śmiechy niesione echem po pustym korytarzu, zwabiły mały tłumek uczniów, których część spiesząc się na kolacje przystanęła na chwilę, przyglądając się im z wyraźnym rozbawieniem albo znudzeniem.

Suzanne White i Huncwoci Where stories live. Discover now