XVI

102 2 3
                                    

Poranne promienie słoneczne wdzierały się przez nie zasłonięte kotary nad łóżkami, budząc tym samym całą czwórkę. Peter zerwał się już nad ranem i jak najszybciej opuścił dormitorium, nie kłopocząc się uprzedzeniem swoich przyjaciół o jego wyjściu.

Jednak dla Huncwotów nie była to żadna nowość, Pettigrew już od kilku  miesięcy zrywał się w ten sposób, jednak zawsze się odnajdywał, zwykle w Wielkiej Sali na śniadaniu. Gdy po pomieszczeniu rozległo się pukanie, cała czwórka jak na zawołanie jęknęła sennie i mocniej zakopała się w swoich pościelach.

Jednak ten kto stał za drzwiami nie zamierzał odpuścić i raz po raz uderzał w drewnianą powłokę, doprowadzając tym do szału śpiących w pomieszczeniu chłopaków i Suzanne, która powoli zaczęła się budzić i wiercić w pościeli.

-Jeśli nie otworzycie, to wyważe te drzwi! - zawołał damski głos, jednak nikt za bardzo nie przejął się tymi groźbami, bylo zdecydowanie za wcześnie jak na racjonalne myślenie, przynajmniej tak uważała zaspana czwórka.

Z ust Jamesa wydobyły się jakieś niezidentyfikowane pomruki, które zostały stłumione, gdy przekręcił się na brzuch, kładąc swoją głowę wprost w poduszkę. Syriusz naciągnął sobie na głowę kołdrę, chcąc przestać słyszeć dochodzące zza powłoki stuki.

Remus, który już miał dość, wstał i poszedł w kierunku drzwi, by je otworzyć. Niestety spóźnił się, ponieważ drewniana powłoka otwarła się z rozmachem o mało nie uderzając go w twarz.

-Ile można czekać?! - zawołała z wyrzutem brunetka, którą Suzanne była pewna, że już gdzieś widziała, ale jej mózg zdawał się być zbyt zaspany, żeby połączyć jakiekolwiek informacje.

-Ciebie też miło widzieć, Dorcas. Cześć Lili - Remus zaprosił do środka drugą dziewczynę, która przekroczyła pokój z niemałym szokiem na twarzy.

-Jestem pod wrażeniem, to chyba pierwszy rok, w którym chociaż pierwszego dnia nie zrobiliście bałaganu... - Meadows wypowiedziała na głos myśli, które chodziły po głowie ognistowłosej.

Suzanne podniosła się do siadu na łóżku i wreszcie dotarło do niej kim są stojące przed nią dziewczyny. Syriusz i James również usiedli, na co White wybuchła śmiechem.

- Wyglądacie jak małżeństwo po ciekawej nocy.. - puściła im oczko dalej chichocząc, czemu zawtórowali wszyscy, łącznie z Blackiem i Potterem, który wyprostował się nieznacznie widząc Lily.

-Cześć Evans, umówisz się ze mną? - zapytał James, wzbudzając tym zażenowanie u Lily i rozbawienie u całej reszty.

-Co was tu sprowadza? - zapytała Suzanne, widząc, że dziewczyna nie zamierza mu odpowiadać.

-O właśnie.. - Dorcas uderzyła się z otwartej dłoni w czoło - Profesor McGonagall kazała nam cię zaprowadzić do gabinetu, dyrektor chce cię widzieć, ponoć to okropnie ważne.. - dziewczyna powiedziała to takim głosem jakby oczekiwała wyjaśnień, domyślała się, że coś jest nie tak.

-Em... Okej, dacie mi chwilę? Muszę się przebrać - wskazała na swój strój, łapiąc za torbę.

-Pewnie, tylko się pospiesz - uśmiechnęła się do niej Lily, odsuwając się od Jamesa, który za wszelką cenę chciał być blisko niej.

-Za pięć minut wracam! - krzyknęła przez drzwi od łazienki.

White wróciła po chwili zastając pokój w takim samym stanie jak przed jej wyjściem, no może z wyjątkiem uśmiechów, malujących na twarzy każdego z grupki.

-Jestem gotowa - powiedziała Suzanne, zakładając torbę na swoje ramię.

Jak na zawołanie każdy z chłopaków wstał i również wyglądał jakby był gotowy do wyjścia, no może z wyjątkiem tego, że mieli oni na sobie pidżamy.

-A wy to co? - Dorcas zapytała z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na nich z kpiarskim uśmiechem.

-Idziemy z Suzanne - wyjaśnił jej Syriusz jakby to było najoczywistsze w świecie.

-Nie, profesor McGonagall wyraźnie powiedziała, że wy idziecie na lekcje, a my zaprowadzamy Suzanne - odezwała się spokojnym głosem Evans jakby tłumaczyła to małym dzieciom.

-Ej! To nie fair, przecież zdążymy na lekcje - oburzył się James.

-Poza tym profesor McGonagall nie musi wiedzieć - Syriusz patrzył na dziewczyny, robiąc słodkie oczka.

-Wydaje mi się, że nie mamy szans chłopaki - stwierdził Remus, widząc jak Lily zaczęła go sztyletować wzrokiem - stoi przed nami przyszła prefektka - zaśmiał się i zaczął szukać  mundurka, który znalazł pod swoim łóżkiem.

Lily jednak wywróciła tylko oczami i wskazała Suzanne gestem ręki, żeby podążała za nią i Dorcas, która już wcześniej wyszła z pomieszczenia. White pomachała jeszcze chłopakom na pożegnanie, uśmiechając się do nich uroczo, na co tamci też się wyszczerzyli i odmachali jej.

Dziewczyny wyszły z dormitorium, przeszły korytarz i zeszły schodami do Pokoju Wspólnego, który opuściły przez dziurę w portrecie. Po kilkunastu minutach błądzenia po zamku dotarły pod gabinet, gdzie czekała już na nie profesor McGonagall.

-Dzień dobry Suzanne - uśmiechnęła się do niej kobieta dobrotliwie i jakby ze współczuciem, jednak dziewczyna stwierdziła, że tylko jej się wydawało, w końcu nie dawała nikomu powodów do litości i zamartwiania się.

-Dzień dobry pani profesor - przywitała się grzecznie, zaciskając palce na ramiączku swojej torby z nerwów.

Dopiero teraz dotarło do niej, że teraz wszystko się wyjaśni i najprawdopodobniej wróci do domu, do Londynu, a zamek będzie tylko odległym wspomnieniem. Zagłębiona w swoich myślach nawet nie zauważyła kiedy znalazła się przed ogromnymi, masywnymi drzwiami z pięknymi zdobieniami.

Weszła niepewnie do środka, gdy kobieta otworzyła przed nią drzwi i aż przystanęła z zaskoczenia, gdy zobaczyła dyrektora, siedzącego za biurkiem i jego gości, który zajęli miejsca na przeciwko niego.

Dla pewności, że nie ma omamów, uszczypnęła się w łokieć, jednak lekki ból uświadomił jej, że nie jest to część jej snu. Zamrugała jeszcze parę razy powiekami i otrząsnęła się ze swojego stanu, przestępując parę kroków w kierunku machoniowego biurka.

Suzanne White i Huncwoci Where stories live. Discover now