IX

132 6 6
                                    


Tom stanął obok dziewczyny, będąc przekonanym o słuszności swoich następnych działań. Jego domysły potwierdziły się, gdy tylko zobaczył reakcje Suzanne na zamek. Mimo, że na każdym uczniu zamek robił niesamowite wrażenie, to z roku na rok mniej osób zatrzymywało się, by popatrzeć na budowlę, tak reagowali zwykle pierwszoroczni.

Nie miał za grosz zaufania do nowo poznanej szatynki. Tymczasem Suzanne stała jak oczarowana, dopiero po chwili, zdając sobie sprawę z tego, że chłopak przygląda się jej uważnie. Zamknęła usta i zignorowała jego nieufne spojrzenie.

Chciała jak najszybciej się od niego uwolnić. Nie dość, że wypytywał się jej zdecydowanie zbyt nachalnie, to jeszcze obserwował każdy jej ruch.

-Dziękuję za doprowadzenie mnie pod same drzwi zamku, ale ja muszę już iść. Ty też powinieneś, w końcu uczta nie będzie czekać. To cześć.

Suzanne ruszyła na lewo od drzwi, kierując się w stronę schodów prowadzących na wyższe piętra, ale przecież nie mogła wiedzieć, że to co robi jest co najmniej dziwne i niezbyt normalne, jeśli brać pod uwagę innych uczniów.

-Chwileczkę, gdzie ty się wybierasz? Przecież jest kolacja powitalna. Poza tym nie powinnaś sama pałętać się po korytarzach, gdy wszyscy świętują.

Tom nie dawał za wygraną, jednak cierpliwość Suzanne została aż za nadto nadszarpnięta. Chciała tylko spokojnie pomyśleć co robić dalej, ale pewien osobnik nie opuszczał jej na krok, gdyby nie on już siedziała by z powrotem w pociągu.

Choć w pewnym sensie ogromnie się cieszyła, że mogła zobaczyć to piękne, ogromne zamczysko. Czuła się tutaj sobą, ale teraz była doprowadzona do szewskiej pasji zachowaniem chłopaka.

- Na  szczęście nie ty jesteś odpowiednią osobą, żeby mi mówić co powinnam. - Suzanne uśmiechnęła się najbardziej fałszywie w sowim całym życiu, irytacja przejmowała nad nią kontrolę.

Nie przeszła nawet jednego kroku, gdy znowu rozległ się głos Toma, którego miała serdecznie dość dzisiejszego dnia.

-Tak się składa, że jestem odpowiednią osobą. - powiedział z zaciśniętą szczęką.

-A to niby dlaczego? - dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.

-Bo jestem prefektem.

Przyglądająca się z boku osoba nie miałaby wątpliwości, że ta dwójka rozmawiająca na środku korytarza, na wprost Wielkiej Sali za sobą nie przepada, ale Suzanne i Tom pod fałszywymi uśmiechami i niby spokojną postawą ukrywali niemałą wściekłość.

-To cudownie gratuluję, ale ja już sobie pójdę i z łaski swojej zostaw mnie w świętym spokoju. - dziewczyna nawet nie zastanowiła się nad tym czym jest ten cały prefekt.

Chciała tylko w spokoju pomyśleć co robić dalej, a nie mogła tego robić przy osobie, której za grosz nie ufała. Chłopak już nie ukrywał tak dobrze swojego wzburzenia, oczy z których ciskał gromami i mocno zaciśnięta szczęka, same świadczyły o sobie.

Jednak nie zdążył powidzieć ani jednego słowa, gdyż Suzanne zaczęła uciekać przed nim z prędkością światła. Zdawała sobie sprawę, że nie było to najmądrzejsze z jej strony, ale miała już dość.

Usłyszała jeszcze za sobą wściekłe warknięcie i kroki, ku jej zdziwieniu nie skierowane w jej stronę. Na ślepo przeskakiwała po dwa schodki, chcąc uciec przed całym światem.

Zatrzymała się pod jakimiś drzwiami klasy i bez zastanowienia nacisnęła na klamkę. Jej oczom ukazała się klasa urządzona bardzo starannie i symetrycznie. Po obu stronach ściany wisiały tablice zapiane lekko pochyłym, ale kaligraficznym pismem.

Niesiona ciekawością Suzanne podeszła do jednej z nich i zaczęła odczytywać zapisane na nich słowa. Przez chwilę nie mogła uwierzyć własnym zmysłom. Przecież na tablicy w normalnej szkole temat nie mógł brzmieć tak niedorzecznie.

I dziewczyna miała po części rację, bo Hogwart zdecydowanie nie był normalną szkołą, patrząc spod oka mugoli. Jednak biorąc pod uwagę oko uczniów w nim przebywających temat na tablicy był całkiem normalny.

Jednak jak dla normalnego człowieka, któremu od dziecka wmawiano, że nie istenieje nic czego nie można racjonalnie wytłumaczyć miał brzmieć napis "Jak zamienić igłę w zapałkę - wskazówki do działania w praktyce".

Dziewczyna cofnęła się o krok wciąż wpatrując się w słowa, tym samym wpadając na biurko nauczycielskie. Jakież było jej zdumienie gdy zobaczyła stronę z podręcznika do transmutacji pierwszorocznych.

Wzięła książkę do rąk i zaczęła czytać słowo po słowie tekst, który spowodował u niej coraz większy natłok myśli i pytań. Podskoczyła w miejscu na dźwięk miauknięcia, które w tamtej chwili wydawało jej się jak przenisone z horroru.

Podniosła głowę z nad książki i przeniosła wzrok na miejsce skąd doszedł do niej dźwięk. Jej oczom ukazała się szaro bura kotka, która według Suzanne wpatrywała się w nią z podejrzliwością.

Dziewczynie od razu zmiękło serce na widok pięknych, żółtych oczu, podeszła do zwierzęcia, które zdawało się być zszokowane przychylnością Suzanne.

White lekko pogłaskała kotkę po grzbiecie, by chwilę później zdobyć zaufanie zwierzęcia i już pewniej kontynuować pieszczoty, gdy nagle zza drzwi doszły jej do uszu strzępki rozmowy, która nie wskazywała na to, że kolejne wydarzenia będą dobre.

-Mówię ci przecież, że tutaj widziałem jak szła.

-Wiele rzeczy mówisz, a wiesz jak to się zwykle kończy.

Pojedyncze śmiechy przerwały rozmowę osób, których głosy wydały się jej znajome.

-Niech ta mała wreszcie nas popamięta. Nienawidzę jej od chwili, w której po raz pierwszy ją poznałem.

-Tak, wszyscy to pamiętamy, aż za bardzo.

Suzanne usłyszała lekkie skrzypienie drzwi, które okazało się wystarczającym impulsem, by wziąć kotkę na ręce i schować w swoich ramionach. Nie miała wątpliwości, że to o nią chodziło chłopakom.

Suzanne White i Huncwoci Donde viven las historias. Descúbrelo ahora