X

116 4 3
                                    

Suzanne mocniej docisnęła do siebie kotkę, szukając w niej wsparcia. Usłyszana przez nią rozmowa, dobiegająca zza drzwi nie napawała ją optymizmem. Wręcz przeciwnie chciała zniknąć, pozostać niezauważoną, aby móc przemyśleć wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.

Miała dość, marzyła tylko o zatopieniu się w miękkiej pościeli, ale wiedziała, że i tak nie zdołałaby usnąć, nie po tym co zobaczyła i usłyszała. Zaczęła się zastanawiać nad tym czy aby na pewno nie zwariowała.

Może to tylko jej wyobraźnia? To w takim razie dlaczego wciąż stała w sali wielkiego zamczyska z kotką na rękach, za sobą mając niedorzeczny temat? Dlaczego czuła, że wreszcie jest tu gdzie powinna?

Jej rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych masywnych, brązowych drzwi. Dziewczyna nasłuchiwała każdego najmniejszego dźwięku z szaleńczo bijącym sercem.

Kotka na jej rękach zafuczała nieprzyjemnie. Suzanne pogłaskała ją uspokajająco i wymruczała jakieś słowa,chcąc dodać zwierzęciu i sobie otuchy.

Zwykłe otwarcie drzwi według Suzanne trwało wieki. Jej oddech był urywany, dziewczyna mimowolnie bała się tego kto stał za futryną. Było to spowodowane wcześniej usłyszaną rozmową.

Nie była pewna kogo dotyczyła, ale jej umysł podszeptywał jej najgorsze scenariusze, które rozwiały się wraz z pojawieniem się w sali czwórki dobrze znanych jej chłopaków.

Suzanne wypuściła nieświadomie wstrzymywane powietrze i odetchnęła z ulgą. Za to nowo przybyli stanęli jak wryci z szokiem wymalowanym na twarzy.

-Ee... Co ty tu robisz z tą pasku... - pierwszy otrzasnął się Syriusz, który urwał swoją wypowiedź, widząc morderczy wzrok dziewczyny - tym czymś? - dokończył.

Dziewczyna nie wiedziała co powidzieć, w końcu sama nie miała pojęcia co tak właściwie tu robi. Chciała pomyśleć o całej nienormalnosci ostatnich wydarzeń, ale przecież tego im nie powie.

-Em.. Ja... - odchrząknęła, chcąc zyskać na czasie - usłyszałam miauczenie i przyszłam sprawdzić co się dzieje? - wymyśliła na poczekaniu, ale i tak zabrzmiało to jak pytanie.

Cała czwórka spojrzała po sobie porozumiewawczo. Mimo, że Suzanne nie znała ich za dobrze to widziała w ich spojrzeniu, że ani trochę jej nie wierzą, ale nie przejęła się tym. Chciała tylko jak najszybciej wyjść z tego zamku, pojechać do domu i pomyśleć na spokojnie. Jednak po chwili jej pragnienia się zmieniały, chciała tu zostać i dowiedzieć się co to za miejsce. W efekcie tego była rozdarta i nie wiedziała co robić.

-Chwileczkę.. - James podszedł do niej - Jakim cudem masz te.. To coś na swoich rękach? - wskazał na kotkę, która zafuczała mściwe i rzuciła się w kierunku chłopaka, jednak dziewczyna przytrzymała ją i zaczęła głaskać ją uspokajaca.

-To nie jest "to coś" tylko kotka, trochę szacunku do zwierząt. - powiedziała stanowczo - Co się tak dziwisz, jakbyś był trochę milszy to może też byś mógł ją potrzymać na rękach. - zwierzę prychnęło pod nosem, czym wprowadziło Suzanne w osłupienie, ale szybko stwierdziła, że ma omamy ze zmęczenia.

-Ja miałbym nosić te podstępną zdrajczynie? - spojrzał zdziwiony na swoich kompanów.

Cała czwórka wymieniła ze sobą spojrzenia, by po chwili wlepić swój badawczy wzrok w dziewczynę. Suzanne już miała coś powiedzieć, ale przeszkodził jej hałas zza drzwi. Kotka na jej rękach zerwała się i szybko popędziła w tamtym kierunku.

Po chwili w sali pojawił się lekko przygarbiony, łysiejący mężczyzna. Zmarszczki na jego twarzy dodawały mu lat, a bulwiasty nos i poprzetykane żyłkami oczy, teraz świdrujące ich nieprzychylnie, sprawiały, że mężczyzna wyglądał nieprzyjemnie.

-A co wy tutaj u licha wyprawiacie? - zmierzył wszytkich obecnych w sali złowrogo, zatrzymując się chwilę dłużej na dziewczynie - Uczta już dawno się skończyła, chyba komuś szykuje się tu kolejny szlaban... - mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją.

Suzanne od razu nie przypadł on do gustu. Jego głos niemal ociekał jadem,  gdy się do nich zwracał, a jego oczy przeszywały każde z nich, szukając jakiegoś powodu, aby uprzykrzyć im życie.

-Panie Filch, już idziemy... - powiedział równie oschłym głosem Remus.

-Idziecie, ale za mną... Zdaje się, że profesor McGonagall jeszcze nie śpi. -  przerwał mu mężczyzna, dziewczynie wydawało się, że Pan Filch zacznie zaraz zacierać ręce z satysfakcji i skakać jak dziecko, ciesząc się z tego co robi. Zamiast tego posłał im jedno krótkie spojrzenie i nakazał ręką, aby za nim poszli.

Cała piątka ruszyła za mężczyzną z paskudnymi humorami. Suzanne była już niemal pewna, że znajduje się w jakiejś szkole, co prawda nie potrafiła zrozumieć, dlaczego w sali lekcyjnej był tak niedorzeczny napis, ale stwierdziła, że może to tylko żart uczniów.

Chwilę potem jak opuścili pomieszczenie i przeszli jedną kondygnacje schodów, dziewczyna zatrzymała się gwałtownie. Przecież nie mogła ot tak pójść do nauczycielki, skoro nie była uczennicą.

Nie miała nawet pomysłu jak wyjaśnić swoją obecność w tym zamku. Zaczęła się powoli cofać i kiedy już miała się obrócić i uciec, usłyszala oschły głos Pana Filcha.

- A ty dokąd?

Suzanne skierowała swój wzrok na mężczyznę i przełknęła ciężko ślinę. Nie miała pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji, w dodatku nie pomagały jej wlepione w nią spojrzenia chłopaków.

-Em.. No ja właśnie... - ręce zaczynały jej drżeć, przez myśl przeszło jej nawet, że może i lepiej gdyby się już przyznała, sama się sobie dziwiła, że jeszcze tego nie zrobiła. Czuła, że coś ją powstrzymywało, może była to chęć zobaczenia następnych wydarzeń? - Szłam do toalety. - wymyśliła na poczekaniu.

-Nie obchodzą mnie w tej chwili twoje potrzeby, trzeba było się nie szwędać po zamku o takich godzinach - dziewczyna zapalała większą niechęcią do Filcha.  - Idziesz za mną teraz  i bez dyskusji albo zaprowadzę cię do dyrektora.

-Ja naprawdę muszę... - spróbowała jeszcze raz i zrobiła jeden krok do tyłu.

-Za mną i to już! - przewał jej Filch i ruszył do przodu, ponaglając ich ręką.

-Nie przejmuj się, szlaban to nic strasznego, przynajmniej nie z nami - puścił jej oczko Syriusz i założył jej rękę na ramię, chcąc poprawić humor, co mu się udało, bo usta dziewczyny wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.

-No dobra zakochance  musimy iść, zanim nasz kochany woźny stwierdzi, że nie stosujemy się do jego poleceń. - James wcisnął się między nich i zarzucił im swoje ręce na ich ramiona.

Suzanne White i Huncwoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz