XIV

111 2 0
                                    

Huncowci zaprowadzili Suzanne do Pokoju Wspólnego Gryffindoru i usiedli z nią na kanapie przed kominkiem. Ze względu na późną porę w pomieszczeniu nie było już nikogo, nie było co się dziwić w końcu dochodziła trzecia nad ranem.

-Jesteś pewna, że nie chcesz iść spać, jest już dosyć późno, a nie miałaś łatwego dn... - po raz kolejny chciał ją zapytać Potter.

-Doceniam troskę, serio James, ale jak będę chciała iść spać to będę wam zrzędzić nad uchem o tym - uśmiechnęła się do niego, czuła się dziwnie z tą troską, w końcu nie znali się zbyt długo - To jest nienormalne... - jęknęła, chowając twarz w dłonie, chwilę potem nagle zamierając w bezruchu - O cholera, moja ciocia, ona nie ma pojęcia gdzie ja jestem, będzie się martwić... - dziewczyna szybko zaczęła szperać w swojej torbie i po chwili wyjęła z niej swój telefon, jednak urządzenie nie chciało się uruchomić - No, działaj!

Huncwoci przyglądali się Suzanne z zaciekawieniem, a raczej urządzeniu trzymanemu przez nią w rękach. Byli czarodziejami, więc naturalne było dla nich używanie czarodziejskich rzeczy. Urządzenie takie jak mugolski telefon było dla nich całkowicie oderwane od rzeczywistości.

-Co to jest? - zapytał zaciekawiony Syriusz, przekrzywiajac zabawnie głowę, by lepiej widzieć przedmiot.

Suzanne spojrzała na niego zaskoczona, nie wierząc własnym uszom. Wydawało jej się, że się przesłyszała albo po prostu, że cały ten dzień jest tylko dziwnym snem, który nie ma żadnego pokrycia z rzeczywistością.

-Telefon. - wyjaśniła mu Suzanne jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

-Ja chyba coś kojarzę, to chyba takie urządzenie mugoli, przez które się kontaktują z innymi nawet jeżeli przebywają w innych miejscach na świecie - wyjaśnił im Lupin.

-Sorry, Luniek, ale ty zdecydowanie za dużo wiesz - poklepał go po ramieniu Syriusz, kręcąc głową.

-Ja przynajmniej coś wiem, Łapciu - Remus również poklepał go po barku, ale zdecydowanie mocniej.

-Ee...co to są mugole? - zapytała Suzanne, którą rozbawiło zachowanie chłopaków.

-Raczej kto to...-James podrapał się po karku - To niemadzy. - widząc wciąż pytającą minę dziewczyny ciągnął dalej - W sensie ludzie, którzy nie mają zdolności magicznych, nie są czarodziejami.

-Och.. - White była zaskoczona, że jest specjalna nazwa takich ludzi, ale po namyśle stwierdziła, że przecież ona też zna nazwę tych uzdolnionych - Em.. Możecie mi powiedzieć coś więcej o tym...tej szkole i świecie?

-Pewnie, to zaczniemy od szkoły. - Potter spojrzał na resztę chłopaków, którzy pokiwali zgodnie głowami.

-Właściwie to ja już pójdę spać. - Peter odezwał się po kilku godzinach milczenia i wprawił tym w zaskoczenie wszystkich.

Chloapki pokiwali na jego słowa i po tym jak odszedł, obrócili się do Suzzane. Jednak dziewczyna gorączkowo nad czymś myślała.

-On zawsze jest taki...dziwny, nieśmiały i...wycofany? - zapytała z małymi zawahaniami.

Huncwoci popatrzyli po sobie, zastanawiając się dłużej nad odpowiedzią. Co prawda zauważyli już dawno, że coś się zmieniło z Peter'em i zachowywał się dziwnie, ale on od zawsze był zamknięty i inny.

-Glizdogon od zawsze był inny, ale ostatnio rzeczywiście coś się zmieniło. Podejrzewamy, że może mieć dziewczynę - zaśmiał się Black, któremu zawtórowali pozostali.

-Glizdogon? To aż takie dziwne, że on ma kogoś? - zapytała, patrząc na nich.

-Taka ksywka, każdy z nas ma taką. Ja jestem Rogaczem, Peter to Glizdogon, Syriusz to Łapa, a Remus to Lunatyk - wyjaśnił jej James.

-A jeżeli chodzi o drugie pytanie, to nasz kochany przyjaciel nie umie totalnie rozmawiać z kobietami - pokręcił głową rozbawiony Syriusz - Nie to co ja, złociutka - chłopak zarzucił swoją rękę na jej ramiona.

-Tak, tak Łapo, ale nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego - strzepnęła jego rękę - Nie jesteś w moim typie.. - zaśmiała się.

-Słucham? Łamiesz mi serce, złośnico - złapał się za klatkę piersiową, udając niewyobrażalny ból.

-Spokojnie, myślę, że James pomoże ci ukoić to złamane serce - poruszyła zabawnie brwiami, szturchając go łokciem w bok.

Black natychmiast się wyprostował i otworzył usta w zaskoczeniu. James zareagował podobnie, za to Remus dusił się ze śmiechu, ledwo utrzymując się na kanapie.

-Że co?! - krzyknęli razem Potter i Black, zabijając się za to spojrzeniem.

-Patrz, już zgodni są - wydusił z siebie Lunatyk.

-Mam nadzieję, że na kobiercu ślubnym też tak będzie - puściła oczko Lupinowi.

-Na pewno... - Remus o mało nie spadł z kanapy, gdy dostał poduszką prosto w twarz, dalej się śmiejąc.

-Możecie skończyć?! - Potter i Black znów krzyknęli razem i posłali sobie mordercze spojrzenia.

-Wolę dziewczyny - odezwał się Łapa.

-Ja też - zgodził się z nim Rogacz.

-Na pewno? - Suzanne udawała powagę, ale jej kąciki drgały do góry - Wiecie, my z Remusem zaakceptujemy was jacy byście nie byli...

-A jesteście totalnymi idiotami, więc.. - dokończył za White Lunatyk, ale roześmiał się w połowie.

Te słowa były zapalnikiem wojny, która chwilę potem się rozpętała. Każdy z obecnych w pokoju złapał za poduszkę i zaczęli się nimi okładać, śmiejąc się na cały głos.

Suzanne przeszło przez myśl, że to tutaj mógłby być jej drugi dom, a wraz z tą myślą przypomniała sobie, że nadal nie poinformowała nikogo o tym gdzie jest. Zmartwiło ją to, ale postanowiła chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim i świetnie się bawić.

Niestety ich zabawa dosyć szybko się skończyła. Powodem tego było otwarcie drzwi Pokoju Wspólnego i stanięcie w ich progu profesor McGonagall.

-A co tu się dzieje? - wszyscy zastygli w bezruchu jak na zawołanie.

Suzanne spojrzała na chłopków i od razu wybuchła śmiechem na widok Huncwotow - Syriusz leżał na Remusie, który bronił się przed nim poduszką, a James stał obok nich gotowy do skoku na dziewczynę, która stała obok profesorki.

Suzanne White i Huncwoci Where stories live. Discover now