XXI

85 4 0
                                    

Suzanne stała przed swoimi rodzicami, nie do końca wiedząc jak się zachować, więc obserwowała widok za oknem. Pożółkłe liście drzew Zakazanego Lasu, tworzyły piękny widok w połączeniu ze słonecznym niebem, na którym widać było zaledwie kilka chmur.

Lekki wiatr poruszał taflą jeziora, na której powierzchni tańczyły liście, raz po raz zatapiając się w wodzie. Wszystko było naprawdę piękne ale White w rzeczywistości błądziła daleko myślami, nie umiejąc się zachwycać rozciągającym krajobrazem.

-Suzanne.. - zaczął niepewnie mężczyzna, ale dziewczyna od razu mu przerwała.

-Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? - starała się zamaskować swoje prawdziwe emocje, ale w jej głowie i tak było słychać lekki wyrzut.

Siedziała na parapecie zamkowego okna, uparcie patrząc na widok za nim, ale po swoim pytaniu skierowała wzrok na rodziców, obserwując ich reakcje. Daniel White spiął się i wbił przepełnione skruchą spojrzenie w swoją córkę.

-Myśleliśmy na początku, że tak będzie lepiej, bezpieczniej dla ciebie... - Adelle skurczyła się sama w sobie, jakby walcząc w sobie co powinna zrobić, ale potem westchnęła zrezygnowana, siadając obok Suzanne i łapiąc ją za rękę - Posłuchaj, nie było dokładnie tak jak Ci powiedzieliśmy wczoraj...

-Słucham? - dziewczyna wyrwała swoją rękę z uścisku, wstając gwałtownie ze swojego miejsca i odsuwając się od nich kawałek, tak jakby chciała oddzielić się od gorzkiego smaku kłamstwa, który na nowo zawitał w jej sercu.

-Proszę cię wysłuchaj nas, córeczko... - kobieta poprosiła ją ze łzami w oczach, jednak dla Suzanne ostatnie słowo wydało się dziwnie obce i aż wzdrygnęła się na tą myśl, od razu wyrzucając ją z umysłu.

-Pod jednym warunkiem - spojrzał na nich, a oni kiwnęli głowami na zgodę - koniec kłamstw, jeżeli jeszcze raz usłyszę nieprawdę ucieknę od was...Nie zniosę dłużej tego fałszu...

-Dobrze.. - Adelle otarła ostatnie łzy i odetchnęła głęboko zaczynając mówić - Wszystko co wczoraj powiedzieliśmy było prawdą - dziewczyna już chciała jej przerwać, ale kobieta nie pozwoliła na to, ciągnąć dalej - ale zatailiśmy kilka faktów. Widzisz, gdy... z-zamordowano twoich r-rodziców, nie od razu podrzucono nam ciebie. Miałaś wtedy prawie pięć lat, a zniknęłaś na trzy - White aż rozdziawiła usta w zdziwieniu, niczego takiego sobie nie przypominała - Na początku nie wiedzieliśmy co się stało, nie znaleziono twojego ciała... - kobieta urwała zanosząc się płaczem, wyglądała jakby właśnie ta wizja ją nawiedziła.

-Nigdzie nie było po tobie śladu, nikt nic o tobie nie wiedział, znaleziono tylko twoich rodziców. Po jakimś czasie podejrzewaliśmy, że to właśnie Sama-Wiesz-Kto wreszcie dostał cie w swoje ręce. Szukaliśmy cie, pytaliśmy innych, próbowaliśmy wszystkiego aż w końcu zaczęły nas nawiedzać myśli, że pewnie ten drań już cie wykończył. Przeżyliśmy kolejną żałobę, gdzieś jeszcze mając iskierke nadziei, ale byliśmy już zmęczeni, śmierciożercy zaczęli się nami interesować, musieliśmy uciekać. Ukryliśmy się i kilka miesięcy później wylądowałaś na naszym progu nieprzytomna z liścikiem w ręku...

-Gdy się obudziłaś - odchrząknela Adelle - Niczego nie pamiętałaś, sami nie wiedzieliśmy co tak naprawdę się stało, na kopercie nie było nic. Postanowiliśmy ukryć cie jak najlepiej możemy. Po jakimś czasie zaczęłaś zwracać się do nas jak do własnych rodziców, a niektóre wspomnienia zaczęły wracać, głównie te dobre. Przypominałaś sobie coraz więcej widząc nasze czary, byłaś coraz bardziej wystraszona i inna. Dlatego postanowiliśmy zacząć żyć jak zwykli ludzie - mugole, odcinając się całkowicie od magicznego świata. Dla innych byłaś martwa, więc większość uznała, że popadliśmy w niekończącą żałobę, winiąc za to czary i dlatego się odcięliśmy. Tak było łatwiej, ty już nie zadawałaś pytań, nie miałaś koszmarów, nikt nas nie śledził, tylko czasami twoja magia się obajwiała, ale to zapewne już pamiętasz. Zrozum tak było bezpieczniej, Sama-Wiesz-Kto nadal żyje i to dlatego wczoraj chcieliśmy cie zabrać i nic nie mówić, gdy tylko się dowie, że żyjesz będzie chciał znowu cie porwać, ale profesor Dumbledore twierdzi, że dla własnego dobra powinnaś tu zostać.

-Oczywiście, jeśli nie chcesz, nie musisz, możesz z nami wrócić i będzie jak dawniej - od razu wtrącił się Daniel.

-Wolałabym chyba tu zostać, poznać ten świat. Ale jak na razie mam jeszcze parę pytań...

-Pytaj o co tylko chcesz - kobieta, odgarnęła kosmyki ze swojej twarzy, poprawiając jednocześnie szmaragdową sukienkę.

- Dlaczego Voldemort - deszcz strachu przebiegł jej rodzicom po plecach, ale Suzanne zignorowała to, nie rozumiejąc czemu tak bardzo boją się zwykłego imienia - chciał akurat mnie? Skąd w ogóle wiedział, że istnieje, z tego co mówicie byłam tylko małym dzieckiem.

-Twoi dziadkowie od strony twojej mamy... byli śmierciożercami - powiedział z nieukrywanym bólem i dozą nienawiści mężczyzna - Rozailie pragnęła się od nich uwolnić, poznała świat dzięki twojemu ojcu, Haroldowi i nie chciała tak żyć. Wiele razy barykadowali ją w domu, torturowali, zmuszali do pójścia ich ścieżką, bo przecież czysta krew jest najważniejsza - prychnął ze złością, a Suzanne postanowiła mu nie przerywać, mimo że chciała zapytać o tę "czystą krew" - W końcu twoja mama z naszą i twojego ojca pomocą uciekła stamtąd. Pobrali się, a niedługo potem na świcie pojawiłaś się ty i byłaś ich największym szczęściem. Rozailie liczyła, że jak zobaczą ciebie to od razu zmiękną im serca i wrócą na dobrą ścieżkę, nie mogła pomylić się bardziej...

- Poszła do nich razem z tobą i Haroldem, a oni wpadli w szał, że ktoś taki jak twój ojciec przekroczył ich próg. Rozpoczęła się walka, miotali między sobą klątwami i w pewnym momencie, żyrandol nad ich głowami spadł z wielkim hukiem.. To byłaś ty, moglas mieć niecałe dwa latka, zaraz po tym twoi rodzice, wykorzystując zaskoczenie uciekli. Najprawdopodobniej te gnidy powiedziały o tym Sama-Wiesz-Komu, a on w jakiś pokrętny sposób się tobą zafascynował, na twoje nieszczęście.. - zakończyła opowieść.

Suzanne White i Huncwoci Where stories live. Discover now