Rozdział 22

147 10 9
                                    

- Ulquiorra! – krzyknęła czarnowłosa biegnąc w jego stronę z uśmiechem wymalowanym na bladej twarzyczce. Po feralnym przebudzeniu w laboratorium osobowość zmieniła jej się nie do poznania. Utraciła kontrolę nad pewnymi zachowaniami, a jej mózg niemalże zapomniał czym jest strach czy potrzeba bezpieczeństwa. Nie potrafiła racjonalnie określić jakie zachowania zaprowadzą ją prosto przed oblicze śmierci. Minęły niecałe dwa dni, wszyscy już wiedzieli jak szaloną i nieprzewidywalną osobą się stała, cała Espada i pozostali arrancarzy musieli trzymać nerwy na wodzy, rozkazy wyraźnie mówiły, że nie mogła zginąć, póki nie wydobędą z niej kryształu. – Ulqi! Widziałeś gdzieś moją katanę? Słyszałam, że ci się spodobała i podprowadziłeś ją do swojego pokoju w celach dekorac...

- Nie widziałem – westchnął zrezygnowany i nie zatrzymując się na dłużej ruszył przed siebie.

- Czekaj no! – złapała go za fragment białego ubrania. Nie zatrzymał się. Szedł za to dalej ciągnąc ją za sobą. Schował ręce do kieszeni, by przypadkiem nie ukręcić jej szyi. Sytuacja nie zdążyła się rozwinąć, bo z cienia wyszedł Nnoitra.

- Nnoit! – puściła szatę czwartego espady i ruszyła szczęśliwa w stronę piątego. Ten miał jednak dziwną minę widząc tę całą scenę. Minę, która nie wróżyła nikomu niczego dobrego. W ostatniej chwili Ulquiorra zagrodził jej drogę.

- Zatrzymaj się – zerknął w stronę Nnoitry jednocześnie zatrzymując dziewczynę ręką. Każdy z Espady potrafił lepiej lub gorzej w takich czy innych sytuacjach powstrzymać się od agresji, oprócz czarnowłosego, wysokiego arrancara, który z miłą chęcią posiekałby dziewczynę na drobne kawałeczki i jeszcze nakarmił nimi rybki w akwarium dziesiątego. Nikt na całym świecie nie miał pojęcia skąd tyle nienawiści wobec niej.

- Uleq! Trzeba było powiedzieć, że też chcesz się przytulić – miała zamiar go minąć żeby rzucić się na piątego, ale czwarty Espada przytrzymał ją za kołnierz.

- Nie podchodź do niego, chyba, że chcesz zginąć.

- Chcę! W śmiertelnym uścisku z Nnoitrą zawsze!

- Odbiło jej – czarnowłosy, o którym była mowa, splunął na ziemię po czym uśmiechnął się przebiegle obracając w dłoni rękojeść swojego ogromnego miecza. – Ale chodź. Z miłą chęcią cię... uściskam – w myślach szykował dla niej niespieszną, bolesną śmierć z jego własnej ręki.

- Widzisz! On się zgodził! – wskazała palcem na stojącego w cieniu mężczyznę. Spróbowała się wyszarpnąć, ale na nikim nie zrobiło to zbytniego wrażenia. Nie miała tyle siły, by mierzyć się z którymkolwiek z nich. – Puść mnie Ulquiorra.

- Puść ją Shiffer – zaśmiał się Nnoitra.

- Aizen-sama ukaże nas wszystkich jeśli coś złego jej się stanie – westchnął czwarty, najbardziej rozgarnięty arrancar w całej tej chorej bandzie.

- Aizen-sama nam podziękuje – Nnoitra wyłonił się z cienia, w którym przez cały czas tkwił, jego broń uderzyła o kamienną posadzkę i z nieprzyjemnym zgrzytem przesunęła się razem z nim. W normalnej sytuacji Michiyuuki zapewne przełknęłaby ze zgrozą ślinę, zacisnęłaby pięści, zrobiła obrót i uciekła aż by się za nią kurzyło. Ale sytuacja ani ona sama nie była normalna, nie po tym jak ktoś niezgrabnie manipulował przy jej wspomnieniach, umyśle i całej reszcie, o której wolała nie wiedzieć.

- A może ty widziałeś moją katanę – zrobiła do niego maślane oczka. – Zgubiłam ją gdzieś i... - nie dała nikomu nawet się odezwać. Sama nawijała jakby ktoś ją nakręcił jak katarynkę. - ... ale wiesz co? Jeżeli ją znajdziesz obiecuję ci... - wyciągnęła przed siebie palec wskazujący uniesiony ku górze. - ... jedną walkę! Taką na niby.

Saysayonara - Bleach x OCWhere stories live. Discover now