Rozdział 6

241 18 17
                                    



- Witaj Michiyuuki – władczy głos rozniósł się echem nie tylko po całej sali, ale także po każdej komórce budującej jej ciało. Zadrżała, zauważył to napawając się każdą oznaką lęku. Lęku przed nim, przed największym władcą. Nie mogę dać mu wygrać. Zacisnęła pięści i przygryzła dolną wargę. Już wiedziała, że pewnego dnia odpłaci mu za upokorzenie, które teraz musi znosić, odpłaci mu po stokroć.

- Cieszymy się niezmiernie, że raczyłaś pojawić się w naszych skromnych progach – uniósł dłoń omiatając nią całą przestrzeń wokół siebie, chciał pochwalić się tym, co posiadał. – Witaj w Hueco Mundo, dokładniej w Las Noches – nie czekając na jakąkolwiek reakcję czy komentarz, kontynuował – Zapewne zastanawiasz się dlaczego tutaj jesteś, prawda? – to było pytanie retoryczne. Podświadomie czuła, że nie wymagał, by odezwała się teraz tym swoim zachrypniętym głosikiem jednocześnie przerywając mu jego zachwycający monolog. Każda sekunda spędzona tutaj przybliżała ją do popadnięcia w swego rodzaju niewyjaśniony obłęd. Mimo, że przestrzeni było tu aż nadto, czuła się przytłoczona. Nie tylko przez gołe ściany, ale także przez kilkanaście par oczu, które czujnie obserwowały każdy jej ruch, każdy wdech i każdy wydech.

- Otóż posiadasz we wnętrz swojej niewinnej duszyczki coś, czego ja... - spojrzał na zebranych podwładnych - ...czego my niewątpliwie potrzebujemy. Fragment czegoś, co należy do nas – uśmiechnął się tajemniczo. Mówił tak tragicznie nieudanymi zagadkami, że śmiać się chciało patrząc na jego obecny wyraz twarzy.

A więc posiadam coś, czego oni bardzo pragną. Myśląc logicznie: skoro nie zabili mnie do tej pory to oznacza, że jestem im potrzebna, by mogli odzyskać tę swoją własność. Jeżeli będę współpracować i wyciągną to ze mnie to później na pewno pójdę gryźć glebę. Jeżeli nie będę współpracować to i tak odbiorą to siłą. Mogłabym przeciągnąć w czasie mój pobyt tutaj i zaczekać na jakiś ratunek, zbawienie, czy cokolwiek innego, ale nikt mnie tu nie zna, więc nie mam na co liczyć.

- O czym myślisz dziewczyno? – lodowaty głos przeszywający trzewia wyrwał ją z transu. Musiała mieć naprawdę dziwny wyraz twarzy, kiedy tak rozmyślała nad swoim dalszym losem. Starała się coś wymyślić, domyślała się, że odpowiedź z serii „o niczym" nie przejdzie tak łatwo. Nie u niego.

- O tym, mój władco... - dwa ostatnie słowa wypowiedziała tak bardzo ironicznie jak tylko się dało. Zaśmiała się w duchu - ...w jaki sposób mogę Ci efektywnie przekazać tę twoją własność, którą nie wiem jakim cudem wam odebrałam – bardzo nienaturalnie to zabrzmiało, ale niech myśli, że dostanie to, czego pragnie. Arrancarzy – ci w białych strojach, wszyscy bez wyjątku zaśmiali się łapiąc aluzję stworzoną przez czarnowłosą. Sadząc po wyrazie twarzy władcy, chyba nie domyślił się o co chodzi, był wręcz wniebowzięty słysząc taką odpowiedź.

***

- Jesteś tego pewien? – Kapitan Kyoraku Shunsui już od jakiegoś czasu krążył od jednego końca pokoju do drugiego co jakiś czas zerkając na ekran dużego monitora znajdującego się w głównym laboratorium dwunastego oddziału. – A co jeśli...

- Jestem pewien – twardy ton głosu kapitana trzynastego oddziału przerwał domysły przyjaciela – Nie zapadła się tak po prostu pod ziemię. Obserwowałem ją. Wszystko było w porządku dopóki...

- Dopóki nie wyszła tamtego dnia z domu. Mówiłeś to już – przerwał mu mężczyzna odziany w różowe haori. Zatrzymał się stając tuż za siedzącym na krześle Ukitake i zaczął badawczo przyglądać się obrazom przesuwającym się na monitorze. Do wczoraj jeszcze wszystko było w jak najlepszym porządku. Czarnowłosa dziewczyna była bezpieczna w swoim świecie, w świecie żywych. Nic nie miało prawa jej tam zagrozić.

- To na pewno ten bydlak Aizen – w głosie białowłosego czuć było zdenerwowanie. Jego palce nie przestawały uderzać o klawisze urządzenia, a obrazy nie przestawały się zmieniać tworząc spójny film ukazujący dotychczasowe życie Michiyuuki – mogliśmy ją zabrać od razu jak...

- To był rozkaz głównodowodzącego. Nie twierdzę, że był on przemyślany. Cóż możemy począć w takiej sytuacji? – Kyoraku stanął przy wyjściu. Towarzyszenie przyjacielowi w tych bezsensownych poszukiwaniach nieco go już zmęczyło. Wszystko było jasne i jednoznaczne, lecz ten wciąż nie dawał za wygraną, możliwe, że miał jeszcze nadzieję iż brutalna prawda okaże się jednak inna. Nagle Ukitake zerwał się z krzesła i pomknął ku wyjściu wymijając zręcznie kapitana ósmego oddziału.

-Poinformuj generała głównodowodzącego o wyprawie, którą mam zamiar zorganizować – zacisnął dłonie w pięści. Jego twarz ukazywała teraz czystą determinację – Odnajdę ją. Aizen nie może posiąść tego fragmentu, to byłby koniec... nas – powiedziawszy to pognał długim korytarzem. Echo jego kroków z każdą sekundą cichło. Kyoraku stał tam dopóki nie słyszał już tylko swojego miarowego oddechu i cichego szumu kabli łączących różne urządzenia z prądem.    

Saysayonara - Bleach x OCWhere stories live. Discover now