Rozdział 18

186 15 24
                                    

Dziękuję za ponad 800 wyświetleń <3 Może w końcu dobiję do 1k? A dzisiaj nowy rozdział, dużo więcej się dzieje niż w poprzednim. To tak żeby nadrobić :D Zapraszam.


Po zakończonym dniu zawsze lubiła wpatrywać się w niebo.

- Dlaczego w trzynastym oddziale nie ma porucznika? – wypaliła nagle zupełnie nieświadoma tego, że nie wypadało o to pytać. Kapitan Ukitake uśmiechnął się delikatnie i oparł o drewnianą poręcz spoglądając gdzieś w dal. Każdy normalny kapitan wściekłby się słysząc słowa, których nikt nigdy nie powinien wypowiadać. Dziewczyna przygryzła wargę i zaczęła czubkiem buta kopać dołek w ziemi. – Przepraszam, jeśli...

- Nic nie szkodzi. Kaien był bardzo odważnym i silnym shinigami. Pasował na to stanowisko – kapitan wypowiedział to bez cienia bólu, czy złości.

- Był?

- Zginął w szlachetnej walce. Nie utracił honoru. Do końca pozostał sobą – Ukitake odwrócił się do czarnowłosej i lekko przechylił głowę. Nie odzywał się już, wpatrywał się w nią jak gdyby była jedyną osobą, na której naprawdę mu w tym momencie zależało.

Wolała nie zagłębiać się w szczegóły śmierci byłego porucznika trzynastego oddziału, czuła, że i tak nie powinna była pytać o coś, co nie dotyczyło tylko i wyłącznie jej osoby.

- Utrata członka oddziału jest bardzo bolesna – szepnął i podszedł do dziewczyny. Wzrok miała wbity w ziemię. – Utrata kogoś na kim ci bardzo zależy może boleć całe wieki – pochylił się lekko, położył jej swoją ciepłą dłoń na policzku, przez chwilę wpatrywał się w ciemne oczy po czym wyprostował się i ruszył do swojej kwatery przy okazji muskając jej rękę swoim haori. Nie miała nawet szansy, by cokolwiek odpowiedzieć, nie miała też pojęcia jak długo stała w jednym miejscu po jego odejściu. Okazało się, że długo, bo zaczynało powoli świtać, kiedy w końcu postanowiła uciec do swojego małego sanktuarium.

Następny dzień miała spędzić w towarzystwie szóstego oddziału dowodzonego przez Byakuyę Kuchiki, z którym miała nieszczęście się zderzyć parę dni temu.

Poczuła silne uderzenie w plecy i omal nie wypluła płuc. Zaczęła kaszleć.

- Zamyśliłaś się!

- Renji!

- Gdybym był Espadą już byś nie żyła – zagwizdał koło jej ucha. Odgoniła go niczym muchę.

- Gdybym ja była Espadą to najpierw odrąbała bym ci wszystkie kończyny, później wsadziłabym tę twoją wielką głowę do słoika z... - umilkła. Szayel. – Ale wiesz co? – zawołała nagle żeby odgonić myśli, które zaczęły się wkradać do jej głowy. – Nie muszę być Espadą żeby to zrobić! – rzuciła się na niego z piskiem, ten złapał ją w swoje silne ramiona i zaczął czochrać czarne, długie włosy. Nienawidziła tego, nie mogła później doprowadzić ich do ładu. Zaczęła krzyczeć i się ślinić, zwykle pomagało jej to ujść z życiem z tego typu sytuacji.

- Jesteś ohydna! – odskoczył wycierając rękę o spodnie.

- Ze mną się nie zaczyna – zaśmiała się poprawiając ciemne włosy. – W Las Noches nauczyłam się tego i owego, by przetrwać – w rzeczywistości za takie zachowanie przypłaciłaby tam co najmniej kawałkiem jednej z kończyn. Któryś z espady nieźle by się wkurzył, gdyby zaczęła tak krzyczeć i wariować.

- Zobaczymy czy będziesz potrafiła się obronić przed tym! – wyciągnął katanę. Oczywiście wszystko było dla żartów, ale wielu shinigami lubiło się w ten sposób przekomarzać symulując prawdziwe walki. Michiyuuki też wyciągnęła katanę i z uśmiechem od ucha do ucha krzyknęła na cały głos: - Byakuya będzie jeszcze po tobie płakał. Taki słaby porucznik. Jak można mieć aż tak spaczony gust żeby... - umilkła starając się rozszyfrować minę porucznika szóstego oddziału. Strach pomieszany z kpiącym uśmieszkiem. Opuścił katanę i skłonił się lekko.

Saysayonara - Bleach x OCWhere stories live. Discover now