Rozdział 14

174 14 22
                                    

Ten rozdział dedykuję: @SoraHoshi89 oraz @Ilit015 , za to, że w ogóle jeszcze to czytają i komentują. Dzięki!

***

Mijały dni, tygodnie. Wiedziała już doskonale na co mogła sobie pozwolić, a czego powinna się wystrzegać w tym niekorzystnym dla niej świecie. Starała się zachowywać idealnie, dokładnie tak, jak wymarzył sobie to Aizen. Szayel niby pracował nad sposobem wyciągnięcia fragmentu Hougyoku, robił to jednak bardzo powoli, tym lepiej dla niej, miała wystarczającą ilość czasu na rozeznanie się w swojej sytuacji. 

Michiyuuki więcej nie spotkała się z Inoue, mimo iż próbowała jakoś nawiązać z nią kontakt. Bez skutku. Zresztą nawet, jeśli by się jej udało, musiałaby znowu tłumaczyć się władcy, a wolała tego typu sytuacji uniknąć. Nastąpiła zawieszenie broni między nią, a Nnoitrą. Stwierdził, że nie zniży się do poziomu, w którym walczyłby z bezbronnym, słabym człowiekiem, więc sobie odpuścił. Nawiązała się także nić porozumienia między czarnowłosą a Grimmjowem. Ulquiorra znikał częściej niż było to konieczne, choć dla samej dziewczyny było to wiadome, nie mogła jednak mówić o tym głośno. Nie miała pojęcia, że pewnego razu nadszedł dzień, kiedy całe jej idealne zachowanie w końcu się opłaciło.

- Zejdziesz do świata żywych wraz z piątym i szóstym espadą oraz ze swoim opiekunem – słowa Aizena były niepodważalne. – Pozwolę ci zabrać parę drobiazgów z domu, w którym wcześniej mieszkałaś.

- Szybko się zdecydowałeś władco – skłoniła się lekko pozwalając, by włosy zasłoniły jej twarz. Zrobiła to tylko po to, by ukryć uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. – Jestem wdzięczna – odparła siląc się na jak najmniej fałszywy ton głosu. Tak długo na to czekała, choć teraz ta propozycja nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, przyzwyczaiła się do ciężkiego życia tutaj, nie chciała stąd odchodzić. Dokładnie tak jak zaplanował sobie to Aizen. 

Miała na sobie białą sukienkę sięgającą kostek, dostała ją całkiem nie dawno. Ubrania, w których przybyła tutaj zniszczyły się w trakcie intensywnych treningów, które odbywała z różnymi członkami espady. Jedne były lżejsze i polegały głównie na bieganiu, skakaniu i omijaniu przeszkód inne zaś polegały na czystej walce, oczywiście można było się domyślać kto mógł tak bardzo pragnąć rozlewu krwi. Nie posiadała żadnej specjalnej mocy, nie miała nigdzie dziury na wylot, nie pragnęła zabijać, mogła się jednak nazywać pełnoprawnym arrancarem, została przez większość z nich bez żadnych sprzeciwów przyjęta do wesołego grona prowadzonego przez króla Hueco Mundo.

- Wierzę, że nie zawiedziesz nas wszystkich Michiyuuki – dodał patrząc z podziwem na tę kruchą dziewczynę, która jeszcze parę tygodni temu kuliła się niczym wystraszony szczeniak. Teraz stała prosto, mogłoby się wydawać, że nawet największa wichura by jej w tym momencie nie złamała. Dopiął swego, była już jego, była po ich stronie. Ale to nie koniec planu, jaki dla niej przygotował.

Sama nie znała prawdziwego powodu, dla którego ich trójka została wysłana do Karakury, miejsca gdzie kiedyś mieszkała. Aizen zawsze widział w czymś cel i wszystko, co zaplanował, nie działo się przez przypadek. Przed przejściem przez Gargantę – specjalny portal prowadzący do świata żywych, musiała się przygotować i psychicznie i fizycznie. Otrzymała jakiś czas temu swoją własną katanę, z którą nie rozstawała się już na krok. Wiedziała, że wszędzie może czaić się jakieś niebezpieczeństwo. Była szybka, ale na tyle na ile pozwalało jej ludzkie ciało i dosyć bystra jeśli chodzi o ulatnianie się zanim na dobre rozpocznie się walka.

- Idziemy – zarządził Grimmjow. Nie lubił czekać, a wizja zejścia do Karakury budziła w nim ciekawość, miał nadzieję na jakąś małą walkę i może rozwalenie paru budynków tak dla rozrywki. Szła za nim i za Nnoitrą, który udawał, że nic go nie obchodzi, zaraz za nią szedł Szayel. Wnętrze Garganty było czarne, ale dość szybko na horyzoncie zobaczyła fragment błękitnego nieba. Czegoś, o czym zapomniała, że w ogóle istnieje. Wstrzymała oddech i wyszła wprost na zieloną trawę parku, który obudził w niej wspomnienia, kiedy to pierwszy raz dostrzegła ogromną bestię - pustego. Nie nacieszyli się długo wizytą w świecie żywych, natychmiast wokół nich pojawili się shinigami. Zupełnie jakby wiedzieli gdzie i kiedy zaatakować. Michiyuuki poruszyła się niespokojnie, poczuła na ramieniu dłoń Szayela. Grimmjow zaśmiał się złowieszczo i natychmiast wyciągnął katanę gotowy w każdej chwili do walki, do powalenia ich wszystkich za jednym zamachem. Byli, w przeciwieństwie do arrancarów, ubrani na czarno, nie mieli dziur ani pozostałości po masce pustego. Oprócz tego niczym innym się nie różnili. Dziewczyna spojrzała na Szayela, dłoń trzymała na rękojeści swojej katany, choć wiele w jakiejkolwiek walce by nie wskórała.

- Co jest? Kim oni są?

- Shinigami – warknął ósmy espada i splunął na ziemię. Wyraźnie patrzył na nich z odrazą. Dziewczyna przysunęła się bliżej espady. A więc to są shinigami? To oni mieli mnie stąd wyciągnąć? Nieważne. Nie ruszę się z Las Noches. Aizen był dla mnie nad wyraz dobry...

- Michiyuuki – jeden z shinigami odezwał się wychodząc naprzód, ciągle gotowy do walki. Miał długie białe włosy, czarny strój i białą szatę zarzuconą na siebie. Gdzieś już słyszała ten głos. Skąd znał jej imię? Czego od niej chcieli? Czyżby przybyli na ratunek? Tyle, że teraz było już trochę za późno. Chciała zostać z arrancarami, choć nienawidziła Aizena, nie mogła zaprzeczyć, że dał jej nowy dom i nawet pomógł zapomnieć o śmierci, która i tak ją prędzej czy później czekała. Dał jej rodzinę, której jej brakowało, do tej pory była sama na świecie, teraz mogła liczyć na swoistą pomoc ze strony espady i innych stworzeń mieszkających w Las Noches. Cofnęła się. Stanęła za Szayelem, ufała mu i była pewna, że w razie zagrożenia stanie po jej stronie.

Grimmjow nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń rzucił się z szaleńczym obłędem w oczach na shinigami o rudych włosach. Ten przyjął cios i momentalnie zniknęli wciągnięci w wir walki. Dało się słyszeć tylko głuchy odgłos uderzających o siebie katan.

- Co wy jej zrobiliście?! – warknął białowłosy shinigami patrząc z nienawiścią na Szayela. Ten tylko wzruszył ramionami i poprawił okulary. Był zbyt spokojny, to było bardzo podejrzane.

- Nic. Zupełnie nic. A teraz tak jak się umawialiśmy, oddaję wam dziewczynę.

Co?  Zastanawiała się co on właściwie teraz powiedział. Nagle poczuła się jakby oberwała obuchem w głowę. Prawda dotarła do niej z prędkością światła. Zaufała mu, a on ją... oddaje? Im? Shinigami? Zostawia ją? Porzuca niczym niepotrzebnego śmiecia? Gwałtownie wciągnęła powietrze i spojrzała przerażona na espadę, na osobę, której bezgranicznie zaufała.

- Co ty... - nie zdążyła dokończyć, bo popchnął ją w kierunku białowłosego. Straciła równowagę i upadła na trawę. Poderwała głowę patrząc z nienawiścią w stronę Szayela. Zakochała się w nim, a on ją porzucił. Był taki jak pozostali, bez serca, bez rozumu, bez uczuć, żałowała, że kiedykolwiek komukolwiek zaufała. Już nigdy.

I zniknął. Bez słowa, bez cienia żalu czy skruchy, bez pożegnania, bez ostatniego spojrzenia rzuconego w jej stronę, zostawiając po sobie jedynie gorzki posmak tęsknoty wymieszanej ze złością.

- Szayel... - szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy, choć tak bardzo starała się być twarda. Białowłosy shinigami klęknął przy niej i delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy. Natychmiast odsunęła się spoglądając nienawistnie na spoglądające na nią osoby.

- Zostawcie mnie! – podniosła się i wyciągnęła katanę. – Sama dam sobie radę – choć w nic już nie wierzyła, starała się tymi pustymi słowami podnieść się na duchu. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że ją zostawili. A może taki był plan? Może Aizen specjalnie to zaplanował, tylko po co? Chciał ją mieć cały czas przy sobie, a nagle wyrzucił ją w objęcia ich własnych wrogów.


Saysayonara - Bleach x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz