— Świetnie, czuję, że to będzie najlepszy dzień mojego życia.
Hermiona uśmiecha się z rozczuleniem, a Ron za plecami Cedrika udaje, że się dławi. Granger przewraca oczami.
— Wszystko gotowe? — pyta.
— Myślę, że tak... Brakuje jeszcze panny młodej — szczerzy się jak głupi — i gości.
Hermiona przytakuje i wdają się w dyskusję o zapowiadającej się na słoneczną pogodzie, a żadne z nich nawet sobie nie wyobraża jak osobliwi goście to będą. I że ten dzień — 29.12.1996 — przez historyków zostanie okrzyknięty początkiem Drugiej Wojny Czarodziejów.
~*~
Jesień przechodzi w niepamięć, gdy wszystkie kolorowe liście opadają z drzew, by zgnić w ziemi, a świat pokrywa się cienką warstwą śniegu, która z każdym dniem staje się ociupinkę grubsza. Harry uwielbia siedzieć przy oknie w salonie z kubkiem gorącego mleka z miodem zrobionego przez Burkę i ciepłym kocem okrywającym zimne stopy. Wpatruje się wtedy w martwy ogród. Jego magiczne róże kwitną pomimo zerowej temperatury i porannych przymrozków. Dzięki ich krwawemu kolorowi stanowią przeciwieństwo bieli i szarości, a Harry nie może przestać zachwycać się tym kontrastem. Płatki na śniegu wyglądają jak krwawa bitwa w śnieżnej zamieci czy kropla krwi matki Śnieżki na białym puchu wśród hebanowego drzewa.
— Myślałem, że już skończyłeś z tą jesienną chandrą. — Z pracowni wychodzi Tom ubrany w proste szaty idealne do pracy przy eliksirach — z kieszeniami i ochronnym materiałem. Harry odkłada kubek z mlekiem na parapet i na bosaka podbiega do Toma, by przytulić go mocno. Riddle obejmuje go w odpowiedzi, a Harry czuje jego gorący oddech na szyi.
— Stęskniłem się — mówi, a słowa zagłusza materiał koszuli Toma.
— Widziałeś mnie rano — zauważa Tom i odsuwa się. — Jestem głodny — dodaje i kieruje się do kuchni, a Harry depcze mu po piętach.
— Ale od razu poleciałeś do pracowni — żali się. Siada obok Toma przy stole, a Burka podaje kolację: warzywną zapiekankę z serem i ostrym sosem, który Harry uwielbia. — W ogóle z tobą nie rozmawiałem! — dodaje z pełnymi ustami, a czerwony sos cieknie mu po brodzie.
Tom z westchnieniem wyciera maź z twarzy Harry'ego, po czym unosi palec do ust, by oblizać.
— Mniam — mówi i uśmiecha się do Harry'ego (Harry mógłby przysiąść, że kokieteryjnie!).
— Nie zmieniaj tematu — burczy. — I tak spędzam całe cholerne dni tutaj... jedyną rozrywką jesteś ty... Więc co ty na to, abyśmy dzisiaj pograli w szachy? — Oczy chłopaka błyszczą się, a w jego głowie kreuje się idealny plan zaciągnięcia Toma do łóżka po lampce szampana.
Rozszalałą wyobraźnię powstrzymuje całus od Toma. Mężczyzna szybko się odsuwa, a w jego czerwonych oczach błyszczy pożądanie.
— Nie dzisiaj, mój czarodzieju — dodaje z żalem. — Mam ważne sprawy...
— Jakie znowu? — przerywa Harry i odkłada widelec, tracąc apetyt.
— Myślałem, że chcesz pójść ze mną na spotkanie śmierciożerców — zauważa Tom, a Harry momentalnie się rozpromienia.
— Serio? — pyta lekko zdziwiony. W końcu Tom wiekami odmawiał, bo to niebezpieczne, bla, bla bla. — Skąd ta zmiana?
— Kiedyś ci obiecałem, nie pamiętasz?
Harry rumieni się w odpowiedzi, bo owszem, pamięta, nawet zbyt dokładnie. Tom wygląda, jakby właśnie taki efekt chciał osiągnąć swoimi słowami i przygląda się Harry'emu z zadowoleniem.
CZYTASZ
Niebo Gwiaździste |tomarry|
FanfictionJedna mała zmiana, a znany świat rozpada się na milion kawałków. Zdradzony przez przyjaciół, skazany na odbycie lat wyroku za coś, czego nie zrobił. Genialny plan Dumbledore'a, który zniszczył jego życie. W ciemnej celi z reguły jest cicho, nie lic...
35. Cisza przed burzą
Zacznij od początku