14.

1.3K 90 85
                                    

Camila*

Od tego tragicznego już spotkanie z Lauren minął miesiąc który okazał się jednym z najgorszych w moim życiu. Straciłam wtedy przytomność i znaleziono mnie na ulicy,wylądowałam w szpitalu gdzie leżałam tydzień. Dziewczyny były u mnie codziennie jej nie było ani razu. Kiedy wróciłam z niego okazało się że Lauren przebywała więcej w swojej drugiej kancelarii niż tutaj. Dziewczyny z zwłaszcza nasza królowa wiedziały że coś jest na rzeczy i to po raz kolejny. A kiedy była tutaj i miałyśmy spotkanie to biło od niej taką formalnością że mój płacz wewnętrzny był coraz to gorszy. Cassandra była dla mnie aniołem nie recepcjonistką. Dowiedziałam się od Ally czegoś więcej odnośnie odsiatki Lauren i jej uniewinnienia. To była jego wina,wyszło po jakimś czasie że jechał uszkodzonym pojazdem. Chciał się popisać może czy coś nie wiem. Żałowałam cholernie tego co jej powiedziałam nie czułam się tak źle nawet po śmierci mojej narzeczonej. Nie umiałam się do niej odezwać nawet. Dlatego nie potrafiłam się nawet na niczym skupić. Siedziałam nad papierami i ciągle zastanawiałam się czy wygram tę sprawę,a tutaj moja cudowna recepcjonistka oznajmiła mi że mam gościa w postaci uśmiechniętego Shawna. No nie miałam wyboru jak pozwolić mu wejść. Widać było po nim że cierpliwości nie ma. 

-Jak się czujesz Mila?-Jakby mi ktoś jebnął z cegły. 

-Lepiej dziękuję że pytasz. Powiedz mi od razu co cię do mnie sprowadza? 

-Chciałem po prostu zaprosić cię na kawę lub spacer,wiem powinienem odwiedzić cię w szpitalu i tak dalej ale byłaś ciągle oblężona dziewczynami a w dodatku Panienka Jauregui zakazała lekarzom wpuszczać do ciebie kogokolwiek oprócz dziewczyn.-Zaskoczyło mnie to. Lauren zabroniła? 

-Skoro chciało rzucić się na mnie pół miasta to uważam że dobrze postąpiła,doceniam to że chciałbyś mnie gdzieś wyciągnąć ale mam masę pracy tutaj i nie mam nawet na to energii.-No to chyba po zawodach. 

-Dlaczego nawet ktoś taki jak ona ma prawo o tobie decydować a taki ja który chce iść tylko na cholerny spacer z kawą lub lodami nawet o to prosić nie może?-Holaaaa. 

-Shawn po pierwsze to nie tym tonem,po drugie nikt o mnie nie decyduje a kwestia mojego bezpieczeństwa podczas mojej niedyspozycji i tak należała do którejś z nich więc to nie jest różnica. Bo jeżeli nie Lauren to Ally lub Norminah by to zarządziły.-Jego śmiech i to jak się do mnie zbliża wcale mi nie ułatwia teraz życia. 

-To skoro masz teraz możliwość decydować to może odpocznijod nich,odpocznij od tej wiecznie ponurej Lauren która nie dopuszczała nawet swojej siostry do siebie i po prostu choć się zabawić gdziekolwiek.-SŁUCHAM?!

Był coraz bliżej mnie. Zaczęłam zwracać mu na to uwagę nawet zdenerwowałam się do tego stopnia że nie pozwoliłam mu tak mówić o Lauren. 

-Odnoszę wrażenie że zawładnęła nie tylko twoimi myślami i życiem...-Lepiej nie kończ.-...ona nie jest dla...-No mówiłam nie kończ. 

-Dla kogo nie jest hm?-Kurwa. 

Lauren*

Miałam zamiar podejść do Camili spytać o tę sprawę którą ma,była nieobecna a to jest sprawa o ogromny majątek więc wolałabym nie narażać naszej kancelarii na przegraną przez jej stan zdrowia. Akurat przed moim wejście Cass powiedziała mi że ma gościa a kiedy usłyszałam nazwisko to miałam wrażenie że oszaleję. Stanęłam pod drzwiami by się przysłuchać,wiem że to nie jest kulturalne i tak dalej ale on za każdym razem wywołuje kłótnie. I tym razem się nie myliłam,dlatego wparowałam tam z prędkością światła. 

-Do kogo nie jest hm?-Odwraca się z nożami w oczach co na mnie nie działa niestety kolego. 

-Nawet teraz tutaj jesteś pomimo że wcześniej cię nie było? Traktujesz Camilę jak swoją...-No nie mój drogi popycham go na ścianę tak że aż sama jestem w szoku iż posiadam taką siłę. 

"Reflection" // Camren [ Zakończone ]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon