Rozdział 24. Duże dziewczynki nie sypiają z pluszakami.

Start from the beginning
                                    

Nieznany: Jak nadal śpisz, to dzień dobry :)

Nieznany: Chyba że wstałaś, wtedy, miłego dnia :)

Ja: Kreatywnie.

Ja: Wstałam i jestem w szkole.

Nieznany: Szok.

Nieznany: Niedowierzanie.

Nieznany: Mam gratulować?

Ja: Przyślij medal.

Nieznany: Za taki wyczyn, tylko złoty!

Ja: Zdecydowanie.

Nieznany: A tak poważnie, cieszę się :)

Nieznany: A wczoraj? Jak minął dzień?

Ja: Świetnie.

Ja: Chyba byłam na randce :P

Ja: Nie wiem, czy mogę to tak nazwać.

Nieznany: Randka?

Ja: Tak.. Pocałunki to już randka, prawda?

Nieznany: ... Yhym.

Nieznany: Muszę spadać, miłego dnia!

Ja: Czekaj, gdzie się wybierasz?

Ja: Wszystko ok?

Ja: Jesteś tam?

Ja: Nieznajomy..


— Ellen.. Co tutaj robisz?

— Co? O Hazal, cześć! — Uniosłam wzrok, widząc przed sobą przyjaciółkę.

— Przyszłaś do szkoły, to niemożliwe — pisnęła z ekscytacji. — Myślałam, że jeszcze zostaniesz w domu.

— Potrzebowałam tego — westchnęłam, chowając telefon do kieszeni.

— Z kim pisałaś? Stałam nad Tobą dobrą chwilę, zanim mnie zauważyłaś.

— To nic takiego.

— Sam? — Poruszała zabawnie brwiami.

— Nie, nie Sam.

— Więc kto?

— Znajomy, nie ważne — ucięłam, kiedy przed nami stanął Olivier.

Spojrzałam na chłopaka, który opierał się o ścianę naprzeciw nas. Nic nie mówił, ale gapił się tępo swoim chłodnym spojrzeniem, wiercąc dziurę w moim brzuchu. Na głowie i tym razem założony miał kaptur, ale jego oczy były odsłonięte, ukazując tym samym całemu światu fioletowy ślad pokrywający znaczną część jego twarzy.

— Nie zwracaj na niego uwagi — poleciła Hazal.

— Ciekawe co chodzi mu po głowie.

— Do myślenia potrzebny jest mózg Ellen, a w jego wypadku nie musimy się o to martwić.

— Racja — prychnęłam, zabierając z podłogi torebkę, kiedy do sali przyszedł profesor Jones.

Zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie, a obok mnie jak zawsze usiadła Wesley. Wyciągnęłam z torby podręcznik do matematyki i notatnik. Rozejrzałam się po klasie szukając wzrokiem blondyna, który wyjątkowo usiadł w pierwszej ławce. Spojrzałam pytająco na Hazal, która szybko wyjaśniła mi, że Olivier siedzi tam, odkąd dostał po mordzie, by nie mierzyć się z krzywymi spojrzeniami pozostałej części klasy. Na wieść o tym mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, co dziewczyna szybko podłapała.

— Nie ciesz się tak — szepnęła, chowając głowę w zeszyt. — Jego twarz to wszystko co miał do zaoferowania.

— Nie przesadzaj, zapominasz jeszcze o zjebanym charakterze.

— Wybacz. Masz rację, to też jego atut — zaśmiała się, notując w między czasie dyktowany temat lekcji.

*

Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, wyszłyśmy na korytarz. Czułam narastający we mnie głód, który dodatkowo potęgował zapach dobiegający ze szkolnej stołówki.

— Co tak pachnie?

— Babeczki na dzień nauczyciela, pierwszoklasiści co roku je pieką.

— Można spróbować?

— Jasne, są wprost wybitne — wyszczerzyła się. — Chodźmy, sama mam na nie ogromną ochotę.

Weszłyśmy na szkolną stołówkę, od razu zauważając małe stoisko w rogu pomieszczenia. Podeszłam bliżej, przyglądając się wszystkim słodkością jakie dwie miłe dziewczyny miały do zaoferowania. Zdecydowałam się na babeczkę z malinami i kruszonką, a dla Hazal wzięłam czekoladową z orzechami. Podeszłam do dziewczyny, która kupowała nam w automacie dwie duże latte i wręczyłam jej przysmak.

— Zaraz zacznie się następna lekcja, skoczymy do mojej szafki? — zapytała blondynka. — Zostawiłam w niej książkę od Gegry.

— Dobra, przy okazji wrzucę do swojej katanę.

— Dlaczego nie zostawiłaś jej rano w szatni?

— Olivier..

Przeszłyśmy głównym holem, przy okazji kończąc śniadanie. Kiedy znalazłyśmy się na małym korytarzu, gdzie wszyscy czwartoklasiści mieli swojego szafki, Hazal zabrała książkę, a ja pobiegłam do swojej by zostawić odzież. Włożyłam mały kluczyk do zamka i przekręciłam go, ale z wnętrza, prosto na podłogę wypadła jakaś maskotka. Chwyciłam ją do ręki, przyglądając się bliżej.

— Hazal, chodź tutaj! — wrzasnęłam, upuszczając pluszaka na parkiet.

— Co jest? — Podbiegła do mnie, spoglądając pytająco.

— To wypadło z mojej szafki.

— Ten hipopotam? — Dziewczyna podniosła maskotę z wydłubanymi oczami i poszarpanym rozcięciem na szyi, z którego wychodziła poplamiona na czerwono wata. — Ohyda — syknęła wycierając dłonie z farby.

— On tutaj był — pisnęłam, siadając na parkiecie. — Ten chory psychol znalazł mnie nawet w szkole. — Założyłam dłonie na oczy i usiadłam, czując jak złość wymieszana ze strachem rozsadza mnie w środku.

— Nie mamy pewności, że to ta sama osoba, Ellen.

— O czym mówisz? — Spojrzałam na przyjaciółkę, która przykucnęła na wprost mnie. — To prezent od Lucasa, który cały czas był w moim pokoju.

— Wiem, ale może te sprawy się ze sobą nie łączą. Myślę, że to sprawka Oliviera, to by było w jego stylu.

— Nie rozumiem?

— Zawsze denerwował go ten pluszak. Wypominał Ci, że trzymasz coś, co dawno powinnaś już wyrzucić.

— Tak, ale.. Cholera, myślisz, że naprawdę on mógł to zrobić? — wydukałam, czując jak zalewam się łzami.

— Oli pewnie wykorzystał tamtą sprawę, by się na Tobie odegrać. On wie, gdzie masz swoją szafkę i wie o miśku. A gość od włamania raczej nie dałby rady nawet niezauważenie dostać się na teren szkoły.

— Możesz mieć rację. — Wstałam z parkietu i przetarłam spodnie. — Nie dam się mu sprowokować.

— Czekaj, tu jest jakiś liścik — przerwała, sięgając ręką po karteczkę, wystającej z szyi hipopotama. — Duże dziewczynki nie sypiają z pluszakami.

Forgive Me!Where stories live. Discover now