51.

2.7K 162 36
                                    

- Jak się czujesz? - spytała, łapiąc go za dłoń. Była już o wiele cieplejsza niż poprzedniego dnia.

- Ścięłaś włosy? - zignorował jej pytanie, marszcząc brwi. Dziewczyna skinęła jedynie głową, nie odzywając się, dlatego, uważnie studiując jej twarz w nowej fryzurze, odpowiedział żywym głosem: - Lepiej. Nie czuje już tego uciążliwego zimna, jak wczoraj. - Dla potwierdzenia swoich słów, wstał z łóżka i zaczął pakować te nieznaczną ilość ubrań do torby, którą przyniosła Sara.

- To dobrze, bo musimy już ruszać. Bucky martwi się, że może być tu wiele szpiegów HYDRY, dlatego chce jak najszybciej opuścić to miasteczko. - odparła, pomagając mu w pakowaniu, widząc, jak wrzuca wszystko jak popadnie.

- A co potem?

- Nie wiem. Bucky poszedł zadzwonić do przyjaciela z nadzieją, że nam pomorze. - odparła biorąc torbę na ramię, nie chcąc przemęczać jeszcze organizmu blondyna i udała się w kierunku drzwi.

- A ty, jak myślisz, pomoże nam? - spytał Henry, podążając za Sarą.

Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i chwilę milczała.

- Nie wiem. Ostatnio trochę nabroiłam. Nie wiem też, co się właściwie tam działo, kiedy nas ściągnęli tu i co sobie o tym pomyśleli.

Chłopak skinął głową, ale nic więcej nie powiedział, bo właśnie znaleźli się w głównym holu. Od razu rzucił im się w oczy siedzący na kanapie szatyn ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemie.

- Co się stało? - spytała dziewczyna, klękając przed nim i obejmując jego twarz dłońmi.

Mężczyzna westchnął i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.

- Uważają nas za szpiegów HYDRY. Myślą, że najpierw ściągnęliśmy ich do Avengers Tower, które teraz jest prawie ruiną, a potem uciekliśmy.

- To przecież stek bzdur! Porwali nas! - Obruszyła się dziewczyna, wstając i gwałtownie gestykulując rękoma. - Zniknęliśmy, tak nagle, a oni uważają, że jesteśmy teraz potulnymi maskotkami HYDRY!

- Właśnie na tym polega problem, że nie zniknęliśmy tak nagle. - przerwał jej, na co zmarszczyła brwi i spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem. - Nie wiem, jaki cudem, ale kamery wychwyciły nas jak uciekamy pozostawiając za sobą pełno bomb. - odparł, na co Sara umilkła.

Znała już to. To były sprytne zagrania HDYRY, które miały na celu odsunięcia od ich celu wszystkie osoby, które mogłyby jej pomóc. Chcieli żeby stali się bezbronni, nie mając gdzie szukać ratunku, a byli pewni, że sami nic nie zdziałają.

- Kolejne z ich zagrań. Chcą, żeby wszyscy myśleli, że jesteśmy przestępcami, tak jak wtedy, kiedy uciekłeś. - odparła, zakładając ręce na piersi i przegryzając wargę.

- No tak, stałem się wrogiem całego narodu, a nawet dwóch. - prychnął na wspomnienie o oskarżeniu go o feralny wybuch budynku ONZ w Wiedniu.

Bez problemu wrobili go w to i pewnie w podobny sposób upozorowali ich ucieczkę. Nic łatwiejszego dla tak wielkiej organizacji jak HYDRA. Szkoda tylko, że nawet Avengersi nabierali się na tak łatwe sztuczki z podstawieniem podobnych osób w miejsce tych prawdziwych. Drugi raz oskarżają nie tych, co trzeba, nie sprawdzając dokładnie wszystkiego i to właśnie wkurzało najbardziej Bucky'ego.

- Więc, co teraz? - spytała Sara, tracąc powoli nadzieje, że uda im się zrealizować ich, jak się okazało strasznie kruchy, plan.

- Steve nam wierzy i chce pomóc, dlatego wrócimy do Nowego Jorku. Tam się z nim spotkamy, opowiemy dokładnie, jak wygląda nasza sytuacja i razem pomyślimy, co dalej. - odparł, wstając i biorąc torbę na ramię. Chciał już wyjść, ale zatrzymał go głos dziewczyny.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. W Nowym Jorku są wszyscy Avengersi i główna siedziba T.A.R.C.Z.Y. Na pewno w końcu dowiedzą się, że tam jesteśmy i prędzej, czy później złapią. I nawet Steve może nas wydać nie ważne jak byście się nie przyjaźnili, bo będzie chciał uratować świat przed groźnymi zabójcami.

- Rozumiem, że mu nie ufasz... - mówił, odwracając się w jej stronę. - ... ale nie mamy innego wyboru. Sami nie pokonamy HYDRY. Znamy się ze Stevem od dzieciństwa i wie, że nie zrobiłbym czegoś takiego, nawet po tym, co mi się przydarzyło, bo jako jeden z niewielu wierzy, że w głębi duszy jestem dobry.

- Ale ja nie jestem. Nie uwierzą mi, kiedy powiem, że chce pomóc.

- Jesteś, tylko jeszcze tego nie zauważyłaś. I może ty tego nie widzisz, ale ja i Rogers wręcz przeciwnie. Steve zdążył to dostrzec nawet po tych kilku dniach, kiedy byłaś z nami. Zauważył, że się zmieniasz przy mnie. Zaufał mi, jeśli chodzi o ciebie, więc ty też możesz. - wyznał, a Sara umilkła.

Może to i prawda, ale bała się zaufać się komuś innemu niż Barnesowi. Miała już to wykute w umyśle: nie ufaj nikomu, bo się sparzysz, albo zbyt bardzo zaangażujesz. Już wszędzie widziała zdrajców, którzy przy najbliższej okazji ją wydadzą. Nie potrafiła się tego pozbyć.

- Nie zmuszę cię, żebyś zaufała Steve'owi... - przerwał ciszę, widząc, jak Sara nadal milczy. - ... ale zaufaj wtedy mi, wiedząc, że nigdy bym cię nie naraził na niebezpieczeństwo. - dokończył, wystawiając w jej kierunku rękę.

Sara przegryzła wargę, tak mocno, że polała się z niej stróżka krwi. Ufała mu na tyle, żeby powierzyć mu tajemnice swojej przeszłości, ale nie wiedziała, czy była w stanie wrócić z nim do Nowego Jorku, bo przecież nadal był tam ktoś, z kim miał jeszcze nie dawno bardzo bliskie relacje.

Nie była pewna, czy i tym razem wybierze ją, a nie przeżyłaby odrzucenia. Nie przeżyłaby tego bólu. Nie mogła go kolejny raz stracić, dlatego stała tak jeszcze długo, zastanawiając się, co ma wybrać: możliwość odrzucenia, ale bycie bezpiecznym i odnalezienie pomocy, czy pewność zatrzymana przy sobie Barnesa, ale walczenie samemu z ogromną organizacją z dużym prawdopodobieństwem na poniesienie śmierci.

Wybór był trudny, ale Sara już wybrała i to nie koniecznie dobrze dla jednej z osób.

You're not alone || Bucky BarnesTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang