18.

5.9K 334 71
                                    

W równym, energicznym tępię Steve, Tony, Natasha i Bucky szli szerokim korytarzem prosto do sali, gdzie najczęściej spotykali się na opracowanie planu. Rudowłosa dalej prowadziła Karę, ściskając ją boleśnie za ramię, a zaraz za nimi podążał szatyn. Nie chciał się ani na chwilę oddalać od dziewczyny. Musiał zadbać o to, żeby nic się jej nie stało. Starał się ufać mścicielom (chodź nie było to dla niego łatwe), szczególnie, że wśród nich był Steve, ale nie potrafił się zmusić do tego, by zostawić dziewczynę samą. Jego przeczucie, że mogą źle ją potraktować było zbyt wielkie.

- Siedź tu, tylko spokojnie. - odparła kobieta, popychając Kare na krzesło. Zrobiła to odrobinę za mocno i spowodowało ciężkie sapniecie dziewczyny, kiedy jej plecy zderzyły się z twardym oparciem krzesła.

- Może trochę delikatniej, co? - warknął Bucky, stając przed ciemnowłosą i wystawiając pierś.

Wyglądał trochę jak lwica chroniące swoje młode i po części tak było. Jakaś nieznana mu siła w środku niego kierowała nim. Działała na zasadzie instynktu. Podpowiadał mu, co powinien zrobić i powiedzieć, a robiąc to czuł, że robi dobrze. Miał wrażenie, że zbliża się do dziewczyny i dlatego słuchał tego małego głosiku w jego głowie.

- Złość piękności szkodzi, wiesz? Proponuję ci się uspokoić. Idź sobie odpocząć, bo ta misja na pewno cię wykończył, jak każda inna. - prychnął Stark, stając naprzeciw Barnesa i hardo patrząc mu w oczy.

Nie bał się denerwować Buckyego, co ukazywało tylko jego głupotę i brak zdrowego rozsądku. Gdyby szatyn stracił kontrolę na pewno by się wydostał z budynku. Za nim inni Avengersi dowiedzieliby się, co się stało, dawno ukryłby się już i ślad by po nim zaginął. Niebezpiecznie było też robienie tego przy dziewczynie. Zawsze istniała możliwość, że pomoże mu, a wtedy już na pewno mieliby poważny problem.

- Po tym, co zrobiliście nie mam zamiaru odejść od niej na krok, dopóki nie będzie bezpieczna. - syknął Bucky.

Jego słowa poruszyły siedzącą za nim dziewczynę. Nie spodziewała się tego, że choć jej nie pamięta, będzie tak o nią walczyć. Mimo, że tego nie chciała, powoli rozbudzała się w niej nadzieja, bo Barnes może tego nie wiedział, ale zaczął wywiązywać się obietnicy złożonej dawno temu.

- Bucky, może na prawdę będzie lepiej, kiedy wyjdziesz... - zaczął Steve, co wywołały kpiący śmiech szatyna.

Rogers nie chciał źle. Po prostu bał się o swojego przyjaciela i nie chciał, żeby dopadły go w końcu konsekwencje jego furii, które szły za nim jak cienie.

- Nie ma nawet takiej opcji. Ta sprawa dotyczy mnie najbardziej z was wszystkich i prędzej to wy stąd wyjdziecie niż ja. - warknął, nie ruszając się z miejsca nawet na centymetr.

Zanim ktoś zdążył zareagować doprowadzając do kłótni, do pomieszczenia wszedł Nick. Zmierzył wszystkich srogim wzrokiem. Ich krzyki było słychać już na początku korytarza. W końcu zatrzymał wzrok na dziewczynie schowanej za Buckym. Ich spojrzenia spotkały się, jednak nie na długo. W oczach Kary była jakaś pustka, którą nawet Fury nie potrafił znieść. Odwrócił wzrok.

- Jakiś problem? - spytał z lekką kpiną w głosie, przypatrując się wszystkim tylko nie dziewczynie.

Jak na zawołanie Natasha, Tony i Steve podeszli do czarnoskórego. Ściszyli swoje głosy na tyle, by pozostała dwójka ich nie usłyszała.

- W trakcie misji nastąpiły małe komplikacje. - zaczął Rogers. - Okazało się, że ta dziewczyna, Kara, jak nazywał ją Bucky, nie chce wydostać się spod rozkazów HYDRY. Nie wiemy teraz, co mamy w tym wypadku zrobić.

- Jak to nie? Moim zdaniem to bardzo proste. Zamykamy ślicznotkę w celi przeznaczonej dla Hulka i wyciągamy z niej tyle ile się da, bo okazuje się, że ona wie więcej niż twój przyjaciel. - prychną Stark, przewracając oczami.

- Bucky na to nie pozwoli. Poza tym, ona na pewno ma jakieś powody, żeby zachowywać się tak, a nie inaczej. - Steve próbował bronić ich obydwu. Obiecał coś Barnesowi i chciał się z tego wywiązać, lecz bez skutku.

- Ta dziewczyna jest niebezpieczna. Sam widziałeś, co potrafi, Steve. Lepiej będzie trzymać ją w zamknięciu. - Rogers spojrzał ze zdziwieniem na rudowłosą. Nie spodziewał się, że poprze Tony'ego, ale nie odezwał się. - Decyzja należy do ciebie, Nick. - Dodała po chwili Natasha.

Wszyscy jednocześnie spojrzeli na czarnoskórego, który intensywnie nad czymś myślał.

- Myślę, że Stark i Romanoff mają racje. Trzeba ją zamknąć, a przynajmniej na jakiś czas. - odparł, co skutkowało zwycięskim uśmiechem Tony'ego, niepewnością swojego wyboru Natashy i rozczarowaniem Steve'a. - Zajmij się Barnesem, Rogers. Tylko ty jeden dasz radę przekonać go, że to dobry pomysł. - Dodał po chwili i udał się w kierunku pozostałej dwójki.

Kapitan spojrzał na swojego przyjaciela. Czuł się źle, że nie może pomóc mu i Karze, jednak wiedział, że się nie podda. Jego zdaniem oboje popełnili wiele błędów, ale nie z własnej woli. Może i Kara nie chciała wracać, ale na pewno miała ku temu swoje powody, które niedługo poznają. Wierzył w dziewczynę, bo Bucky jej ufał. 

Od dzisiaj rozdziały mogą pojawiać się nieco rzadziej, ponieważ skończyły mi się zapasowe rozdziały, ale postaram się pisać regularnie.

You're not alone || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now