13.

6.3K 380 88
                                    

Był już prawie gotowy. Zostały mu jeszcze tylko jedna rzecz do zrobienia. Podszedł do szafki nocnej przy swoim łóżku i ostrożnie otworzył drugą szufladę. Lekko drżącymi dłońmi sięgnął po kryjącą się tam zawartość. Czerń maski wpatrywał się w niego i przyciągała jak mistyczny stwór.

Schował ją do jednej z kieszeni i zatrzasnął szufladę. W chwili, kiedy chciał już wyjść w progu stanął Steve.

- Gotowy? - spytał, uważnie mu się przyglądając. Chciał upewnić się, że wszystko z nim w porządku, ale i tak nie zauważył tego, co powinien.

- Jak nigdy. - mruknął Barnes, przepychając się w przejściu.

Był gotowy na konfrontacje z HYDRĄ, na kolejne spotkanie z przeszłością i na ból, który będzie musiała, nie tylko on, znieść.

***

Clint obserwował cały budynek z góry. Natasha, Wanda i Vision zgromadzili na sobie wszystkie siły HYDRY, drobnym, ale przyciągającym uwagę wybuchem, a Tony i Thor z niecierpliwieniem czekali na skopiowanie się danych, odpierając drobne ataki wroga. Tylko Steve i Bucky wciąż siedzieli w samochodzie, ukrytym jedną przecznicę dalej, cierpliwie czekając na znak od innych, który pozwoli im na działanie.

- Myślisz, że to zasadzka? - zagadnął Steve, przerywając cisze między nimi.

- Nie wiem, Steve. Widocznie działanie HYDRY zmieniły się od czasu mojej ucieczki. Tak na prawdę możemy spodziewać się wszystkiego. - odparł, krzywiąc się nieznacznie. Cały czas męczyła go myśl, że coś się stanie. Irytowało go niezmiernie, że nie może przewidzieć ich kolejnego ruchu. Powiększało to ich szansę na porażkę, a na to nie mógł pozwolić.

Blondyn pokiwał głową i zanim zdążył zadać kolejne pytanie w ich słuchawkach rozległ się głos Tony'ego.

- Dziewczyna jest na szóstym piętrze pod ziemią, ostatnim, jakie tam jest. Drogę aż do drugiego macie czystą, dalej musicie poradzić sobie sami, ale sądzę, że nie będzie tam za wielu żołnierzy.

- Przyjęliśmy, już wyruszamy. - odpowiedział Steve i już po chwili wraz z Bucky'm szybkim marszem zbliżali się do budynku.

- Gotowy? - spytał Kapitan, stojąc przed tylnymi drzwiami. Chciał się upewnić, że nie zrobi czegoś głupiego i zapanuje nad sobą.

Barnes przeładował swoją broń i wyją swoją maskę z kieszeni. Wpatrywał się w nią kilka sekund, po czym szybkim ruchem założył ją. Znów poczuł jej gładką strukturę na skórze. Oddychanie stało się nieco trudniejsze przez jej mocne przyleganie do ciała, ale nie przeszkadzało to mu. Zdążył już się do tego przyzwyczaić.

Powód założenia maski był prosty. Chciał, żeby go rozpoznali, żeby widzieli, że nie jest już ich niewolnikiem i nie jest słaby. Chciał im pokazać, że ich własna broń może ich zniszczyć.

Widział pytające spojrzenie Steve'a, ale nie miał ochoty się z tego tłumaczyć. Chciał już wejść do budynku, zrobić, co mają zrobić i odzyskać wspomnienia. Skinął głową i bez słowa wszedł do budynku, trzymając broń w gotowości.

W pomieszczeniu panował półmrok. Nieliczne smugi światła przedostające się przez małe okienka oświecały im drogę, lecz i tak widzieli jedynie zarys ścian. Mogli tylko domyślać się, co stoi przed nimi, albo co odbija tak światło i wygląda jakby patrzył na nich krwiożerczy potwór o błyszczących ślepiach.

Steve sięgnął do włącznika świata i już po chwili oślepiło ich jasne światło. Zajęło im chwilę przyzwyczajenie się do niego.

Szare ściany jeszcze bardziej przytłaczały, a na podłodze, która miały taki sam kolor, widniały kawałki wybitej szyby z okien. To one sprawiały wrażenie groźnych oczu nocy. Budynek miał wydawać się opuszczonym, dlatego oboje nie przejęli się tym.

Ostrożnym i pełnym czujności krokiem ruszyli przed siebie do windy znajdującej się na końcu korytarza. Słyszeli ciche odgłosy walki toczonej przez pozostałych. Nie zwracając na nie uwagi wsiedli do windy.

- Banner, gdzie ona jest? - spytał Steve, kiedy już znaleźli się na odpowiednim piętrze.

- Na końcu korytarza skręcie w lewo, ostatnie drzwi. - Rozbrzmiał głos w słuchawce.

- Jest tu ktoś oprócz nas? - spytał jeszcze blondyn chcąc wiedzieć, czego mają się spodziewać.

- Tylko czterech żołnierzy pilnujący wejścia do pokoju dziewczyny. Wszelakie inne zabezpieczenia już wyłączyłem.

Jak tylko to usłyszał, Bucky ruszył energicznym krokiem do przodu nie zwracając uwagi na Steve'a, który usilnie próbował przekonać go, że powinni być ostrożni.

Skręcił w lewo i zanim zdążył cokolwiek zrobić zaczęły lecieć w niego pociski z zabójczą prędkością. Tylko dzięki Steve'owi, który zareagował od razu ciągnąć go za ścianę, uszedł z życiem.

- Obiecałaś, że nie dasz ponieść się emocjom, więc się tego trzymaj. - ostrzegł go stanowczy głosem kapitan, grożąc palcem.

- Postaram się. - odpowiedział zduszonym głosem spowodowanym założoną maską. Poniosły go emocje i nie był z tego dumny.

Strzały ucichły, co nie oznaczało jednak, że nie są na celowniku. Wystarczyło porozumiewawcze spojrzenie i już mieli plan.

Steve wybiegł na przeciw mężczyzn zasłaniają się tarczą, a Bucky, osłaniając się za nim, zaczął strzelać. Nie minęły dwie minuty, a już wszyscy czterej agenci leżeli na ziemi bez żywego ducha. Oboje zaczęli iść ku drzwi przyglądając się ciałom, a do ich głów wracały wspomnienia z wojny. Szybko jednak odrzucili je od siebie dochodząc do drzwi.

Bucky próbując powstrzymać szalejące serce, które tak nagle przyśpieszyło, złapał za klamkę i ze zdziwieniem stwierdził, że drzwi są otwarte. Spodziewał się czegoś odwrotnego. Pchnął je lekko i ich oczom ukazał się mały pokoik oświetlony jedynie jedną żarówką.

Po środku pomieszczenia stała ona. Była ubrana w strój na misje, a twarz zasłaniała jej maska. Spodziewała się tego. W dłoniach trzymała ostrza, które nie przypominały tych zwykłych. Wyglądały jak zrobione z fioletowego szkła, a dookoła nich świtała poświata tego samego koloru.

Kobieta przyglądała się w Bucky'ego, ani razu nie patrząc na Steve'a. Oboje byli zbyt zajęci sobą, żeby zwrócić uwagę na Rogers'a. Wpatrywali się w siebie, jak zaczarowani przez kilka sekund dopóki dziewczyna nie ocknęła się i rzuciła trzymanym ostrzem prosto w Barnes'a.

You're not alone || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now