16.

6.1K 352 35
                                    

Bucky widział, jak dziewczyna chce coś powiedzieć. Już otwierała usta, a nawet zamierzała do niego podejść, lecz w tym samym momencie wbiegł Steve z Tony'm i Natashą u boku, co spowodowało błyskawiczne cofnięcie dziewczyny.

- Ktoś włączył alarm, za chwilę będzie tu cała armia HYDRY, więc musimy się zbierać, teraz. - powiedział blondyn, dokładnie przyglądając się szatynowi, a szczególnie jego ranie na policzku. Co chwila zerkał również na dziewczynę.

- Uwierz, chciałbym się już stąd wydostać, ale zaistniał pewien problem. - zaczął Barnes, ale nie skończył, bo przerwał mu Stark.

- To jest ta twoja dziewczyna? Dość ponura, zupełnie jak ty. - prychnął, podchodząc coraz bliżej kobiety.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, co przed chwilą zaszło i co może mu zrobić. W rękach Kary błyskawicznie pojawiły się ostrza, które po zaledwie kilku sekundach znalazło się dosłownie milimetry od odsłoniętej części szyi Tony'ego.

- Wynoście się stąd, natychmiast. - warknęła, napierając na niego, zmuszając go tym, do cofnięcia się, aż pod ścianę.

Wszyscy jak na zawołanie spięli się, z napięciem czekając, co będzie dalej. Chcieli jakoś zareagować, ale obawiali się, że mogą jeszcze bardziej sprowokować dziewczynę. Nawet Stark umilkł.

- Bucky, uspokój ją i uciekamy. - szepnął Steve, starając się, żeby kobieta go nie usłyszała. Nie miał zamiaru z nią walczyć.

- Próbowałem, ale to właśnie stanowi problem. Ona nie chce stąd odejść. - wyżalił się szatyn.

- Jak kto, nie chce? - Blondyn spojrzał na swojego przyjaciela, nie kryjąc swojego wielkiego zdziwienia.

Nie mógł pojąć, dlaczego chce tu zostać. W miejscu, w którym codziennie spotykają ją cierpienia i zostawić osobę, która jako jedyna starała się jej pomóc.

- Uwierz, też chciałbym wiedzieć. - odpowiedział, również spoglądając na niego.

Miał mętlik w głowie. Z całych swoich sił starał się zrozumieć dziewczynę, lecz nie potrafił. Dołowało go to, bo gdzieś w środku niego tliła się ta nadzieja, że ona jest tą osobą, której tak bardzo potrzebował. Osobą, która rozumiałaby jego demony nękającego każdego dnia i nocy. Pokochałaby go pomimo jego błędów, które popełnił i zła, które wyrządził innym.

Kara podobnie jak Bucky nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Wydawało się jej, że po tym, co razem przeszli nie zapomni o niej, albo przypomni sobie wszystko widząc ją przed sobą. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła coś. Małe ukłucie bólu uderzyło w jej serce zdezoriętowując ją. Straciła czujność rozmyślając nad tym, co przed chwilą poczuła.

Wystarczył tylko moment, żeby Natasha, stojąca najbliżej Kary, wykorzystała chwilową nieuwagę jej i Barnesa (Nie była głupia i nie zaryzykowałaby, gdyby obserwował dziewczynę. Mógłby ją powstrzymać, co nie skończyłoby się dobrze. ) i jednym, mocnym uderzeniem powaliła ją na ziemię. Z rąk kobiety znikły ostrza w tym samym momencie, kiedy zderzyła się z zimną powierzchnią betonu. Nie zdążyło do niej dojąć, co się właśnie stało, a Czarna Wdowa już zaciskała kajdanki na jej nadgarstkach. Szarpnęła ją energiczne za związane za jej plecami ręce, tym samym stawiając ją do pionu.

Starkowi nie trzeba było dwa razy dawać znaku. Odskoczył od kobiet i od razu założył swój hełm. Wolał nie ryzykować drugiej takiej sytuacji.

Kara zaczęła się wyrywać oraz szarpać i dopiero w tedy zwróciła uwagę pozostałej dwójki mężczyzn. Z każdym szarpnięciem lub próbą wyczarowania broni kajdanki same z siebie zaciskały się jeszcze bardziej, boleśnie wpijając się w jej nadgarstki. Poczuła się bezsilna.

Wypełnił ją gniew nie tylko na siebie, że dała się opanować nowym emocjom, dając się tak łatwo podejść, ale i na Bucky'ego. Może i miał chęci, by jej pomóc, ale nie zmieniało to faktu, że to przez niego znalazła się w tej sytuacji. Przyprowadził tu sowich przyjaciół, którzy może i dobrze traktowali jego, ale miała wątpliwości, co do siebie.

- Co ty robisz? - warknął Bucky, próbując uwolnić ciemnowłosą, lecz został powstrzymany przez Steve'a. Zmierzył go groźnym wzrokiem, lecz mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił, nadal pilnując, żeby nie poniosły go emocje, trzymając za ramie.

- Ona jest niebezpieczna, a nie mam zamiaru walczyć z jakąś mutantką. Naszym zadaniem było odbić ją i dostarczyć T.A.R.C.Z.Y. obojętnie, w jaki sposób i właśnie to robię. - odpowiedziała Natasha i wyszła z pomieszczenia zanim zdążył zaprotestować, prowadząc przed sobą dziewczynę. Za kobietami wyszedł Stark nadal się nie odzywając po przeżytym szoku.

Gdy tylko wszyscy oddalili się nieco, Barnes wyrwał się z uścisku Rogersa. Posłał mu pełne złości spojrzenie. Nie powinni jej tak traktować. To on miał to załatwić. Samemu miał ją stąd zabrać i ukryć w bezpiecznym miejscu. Liczył też, że przypomni sobie wszystko. Czuł jak powoli traci kontrolę nad emocjami. Nie mógł do tego dopuścić, bo w tedy w ogóle by go do niej nie dopuścili, dlatego wziął głęboki wdech i próbując zachować spokój w głosie syknął:

- Pamiętaj, co mi obiecałeś Steve. Mamy jej pomóc, a nie traktować jak przestępcę. - Nie słuchając już przyjaciela poszedł w stronę wyjścia, pozostawiając go samego.

Steve dopiero wtedy zrozumiał ryzyko, jakie podjął. Nie miał pewności, czy T.A.R.C.Z.A. wybaczy kobiecie wszystkie winy i tak po prostu pozwoli normalnie żyć. Zaczął obawiać się, że może skończyć się to w najgorszy sposób, jaki mógłby być: stratą kontroli przez Barnes'a.

You're not alone || Bucky BarnesOnde histórias criam vida. Descubra agora