– No pewnie. Darmozjada bym nie trzymała... – zaśmiała się, wywracając oczami.

– To dobrze. – Pokiwałam głową. – Mam nadzieję, że nie przywiozłaś mojego telefonu, Ness...

– Nie no...coś ty. – Machnęła ręką.

– A swój? – Uniosłam brew i wsunęłam frytki do ust.

Pokręciła głową, mając pełne usta. Uśmiechnęłam się lekko i ucieszyło mnie to. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że wróciłam do domu. Poza tym na pewno wydzwaniali do mnie szef i Harry...Ich bardzo chciałam unikać, tak samo jak Louisa. Zapewne, jak wrócę do Miami, to będę musiała poszukać innej pracy. Na głowie miałam teraz poważniejsze problemy.

– Vanessa, czy... – Spuściłam wzrok, czując niepewność, ale musiałam w końcu zapytać. – Czy on się odzywał?

Blondynka od razu odłożyła połowę kanapki i wytarła usta w białą chusteczkę do zestawu. Już nawet nie obchodziło mnie to, że denerwuje ja osoba Louisa.

– Nie powinnaś o tym myśleć, wiesz? – odpowiedziała, poprawiając się w miejscu. – Coś tam dzwonił...

Po tego typu słowach miałam wątpliwości, czy mówiła prawdę. Na tyle ile znałam Louisa mogłam się domyślić, że to nie było tylko telefonowanie.

– Nie uspokoisz mnie takimi słowami. Obiecałaś, że nie będziesz kłamać. Więc mów prawdę. – Złapałam ją za rękę i patrzyłam jej prosto w oczy, nie mogąc odpuścić.

Jęknęła głośno i odgarnęła wolna dłonią kosmyki włosów za uszy, patrząc to na mnie, to na nasze splecione ze sobą palce.

– Był parę razy w mieszkaniu. – westchnęła. – Odpuścił za którymś razem. Był też ten facet...z córką, która uczysz śpiewać. Na drugi dzień przyszedł sam i chciał pogadać, ale zagroziłam mu policja.

Wiedziałam, że Harry będzie pytał. W końcu widział mnie w klinice, ale czułam, że spełnił obietnicę i nikomu nie powiedział. Zwłaszcza Louisowi.

– Tomlinson ci groził? Był nieprzyjemny? – Przyglądałam jej się cały czas, by wiedzieć, czy kłamie.

– Nie... Po prostu był jak to Tomlinson. Rzucił kilkoma obelgami, uderzył pięścią w ścianę... – wzruszyła ramionami.

Pokiwałam głową i wzięłam do ręki papierowy kubek z colą. Nie byłam w stanie zjeść nic więcej, choć opakowanie frytek to niewiele. Przez chemię sporo schudłam, ale nie miałam niedowagi, na szczęście.

– Rodzice się ucieszą, że jesteś. – Oparłam głowę o ramię siostry. Poczułam, jak żal ściska mnie za serce i gardło. – Odwiedzaj ich często, gdy ja...

– Przestań. – wciela się od razu oburzona, więc tylko objęłam ja ramionami.

Musiała być świadoma tego, że kiedyś mnie zabraknie, prędzej czy później. Taka chorobą była męcząca i bałam się jedynie, że przy dłuższym leczeniu z wycieńczenia sama zacznę błagać o śmierć. A może to ja powinnam stać zamiast Vanessy wtedy za klubem? Może już miałabym to z głowy. Może byłoby łatwiej. Niewiele w życiu przeżyłam, dopiero co wkroczyłam w dorosłość, ale choroba odcisnęła się piętnem w mojej historii. Nie bałam się, że umrę. Bałam się, że sprawię przykrość moim bliskim. To było jedyne, co trzymało mnie wśród żywych. Chciałam po prostu widzieć ich uśmiechy. Zawsze chciałam założyć własną rodzinę, wieść życie bez żadnych komplikacji. Pomijając nawet nowotwór, Louis w moim życiu był jedną wielką niewiadomą i komplikacja. Mieszał mi w głowie i w sercu, a ja nie byłam gotowa na takie wątpliwości. On nie umiał okazywać uczuć, chował się za maskami drania i to, co robił innym ludziom... To było straszne. Ja nie miałam wyjścia, moje życie mogło być odebrane teraz, zaraz, jutro. A on brał broń i decydował. Dla niego wszystko było proste. Robił to, co chciał. I szczerze mówiąc odczuwałam satysfakcję, wyobrażając sobie, jak szlag go trafia, że nie może mieć pod kontrolą. A może mi się tylko tak wydawało? Może byłam obserwowana?

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now