5. "Drogi dziadku..."

102 14 9
                                    

Zacząłem okładać bestię wszystkim, co miałem w malutkim koszyczku, krzycząc przerażony. Zastanawiacie się pewnie: Seokjin, durniu, co ty do cholery robisz w takiej sytuacji? Już tłumaczę:


Po męczących kilku dniach bycia królewną w końcu mogłem odespać. I byłoby miło obudzić się i zjeść porządne śniadanie, gdyby nie fakt, że ta głupia książka się na mnie uwzięła. Obudziłem się w... samym środku lasu. Fajnie jest sobie tak pospać na mokrej trawie wśród krzaków, prawda? Haha, nie. Gdybym powiedział, że była to dla mnie miła niespodzianka skłamałbym. Szybko wstałem otrzepując się z wszelkiego robactwa, jakie zdążyło na mnie osiąść i rozejrzałem się. Tu las, tam las, o, niespodzianka! Tam również las! Zauważyłem na ziemi koszyk pełen baaardzo interesujących rzeczy, a mianowicie jedzenia. Zeżarłbym to na raz, gdyby nie liścik rozpoczynający się słowami "Drogi dziadku...". Byłbym podły, gdybym zjadł jedzenie starszej osoby, więc zdecydowałem się na głód. Tym razem nie byłem ubrany jak byle ścierwo! Porządne spodnie, wysokie buty, które z chęcią bym sobie zachował i czerwone bluzo-podobne coś. Z kapturem oczywiście. Szybko przeanalizowałem fakty i doszedłem do wniosku, że znajduję się w bajce "Czerwony Kapturek". Dobra, pora ruszyć cztery litery i zanieść jedzenie temu całemu dziadkowi! Kto wie, może głoduje jak ja... Szybko wypatrzyłem ścieżkę i postanowiłem pójść w jaką bądź stronę, najwyżej wyjdę z tego buszu. 


"Podróż" mijała bardzo spokojnie. ZBYT spokojnie, powiedziałbym. Mój wzrok przykuła dość duża polana, pełna stokrotek. Tak, zdecydowanie było ich setki. Postanowiłem zrobić to, co każdy Czerwony Kapturek by zrobił na moim miejscu i nazbierać kilka. Już miałem zejść ze ścieżki, kiedy przede mną pojawił się chłopak z bodajże wilczymi uszami. Przerażony-- z-znaczy, zaskoczony odskoczyłem. Z krzykiem.

I tak właśnie dochodzimy do momentu, w którym zaczęliśmy...

wonderland |namjin|Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ