18. When I'm in shadow

Start from the beginning
                                    

Oczywiście starszy w głębi duszy przeczuwał, że ich układ może się tak skończyć. Najmłodszy od pierwszego poranka w LA wysyłał mu sygnały, świadczące o tym, że liczy na coś więcej, ale Taehyung ignorował je na tyle długo, że w końcu sam uwierzył, iż nie posiadają właściwie żadnego znaczenia. I teraz, kiedy miał przed sobą namacalne dowody, że jest wręcz przeciwnie, powinien wreszcie wziąć się w garść.

Czuł w sercu palącą potrzebę powiedzenia Jeonowi, że ich relacja nie ma żadnej przyszłości. Że dla niego to był tylko seks, pozbawiony jakichkolwiek uczuć, a dalsze brnięcie w ten układ nie przyniesie nic innego, prócz bólu i rozczarowania. Chciał wykrzyczeć, że wcale nie jest zboczeńcem i wynaturzonym pedałem, a w przyszłości założy piękną, spełniającą koreańskie standardy rodzinę, śmiejąc się w twarz wszystkim homoseksualistom.

Dlaczego więc nie potrafił?

Im dłużej myślał, że za chwilę naprawdę zerwie wszelkie bliższe kontakty z Jungkookiem, tym bardziej coś go wewnętrznie powstrzymywało. Nie kochał go, nie był gejem, nie chciał związku, ale przy okazji nie potrafił zrezygnować z upojnych nocy, podrzucanych do pokoju herbat i tej satysfakcjonującej świadomości, że brunet po prostu jest. Że ma w nim oparcie nawet wtedy, kiedy zachowuje się jak gbur, cham i wiecznie niezdecydowany dzieciak.

To było tak cholernie samolubne. Nie miał prawa robić Jeonowi nadziei, a już szczególnie po tym, jak dowiedział się o jego miłości. Czuł się paskudnie ze świadomością, że bawi się uczuciami osoby, z którą spędził tak wiele lat swojego życia. Może i był nieco zafiksowany na punkcie zasad, ale wciąż posiadał serce, nawet jeśli przed najmłodszym udawał, że w jego miejscu znajduje się tylko pusta dziura.

Tkwił więc w wielkiej niewiadomej, wypełnionej pragnieniem zakończenia układu, a jednocześnie chęcią pozostania w nim. Pływał w morzu nienawiści do samego siebie, żalu z powodu własnego egoizmu oraz nieznośną potrzebą posiadania Jungkooka na wyłączność. Zachowywał się jak pies ogrodnika. Nie chciał z nim być, ale nie chciał go stracić.

I być może, po raz pierwszy od ich pamiętnej nocy w Los Angeles, wizja zbliżającego się wylotu za granicę bardziej go intrygowała, niż przerażała.

Czekał na dzień wylotu, wmawiając sobie, że to na pewno nie z tęsknoty. Na pewno nie z frustracji seksualnej. Na pewno nie dlatego, że brakowało mu dotyku Jungkooka.

Chciał znaleźć się w Bangkoku tylko po to, by sprawdzić, czy będzie w stanie kontynuować układ, jeśli przez przypadek poznał uczucia młodszego. Musiał się dowiedzieć, w jakim kierunku dalej pójść, bo ten brak zdecydowania zaczynał ciążyć mu odrobinę za mocno. W jego niecierpliwości nie było drugiego dna.

Bo Taehyung był przecież normalny.

Chyba.

~

Głowa Jungkooka raz za razem opadała na ramię Namjoona, powodując, że książka, którą lider trzymał w dłoni, co rusz uderzała o oparcie fotela. Brunet naprawdę chciał ekscytować się wyjazdem do Tajlandii oraz tym, że znowu choć przez chwilę będzie miał Taehyunga tylko dla siebie, ale paskudne samopoczucie znacząco mu to utrudniało. Od samego rana bolało go gardło, a z każdą godziną dochodziły do tego kolejne objawy, zwiastujące zbliżającą się grypę. Nerwowo zaciskał palce pod samolotowym kocem, modląc się, by do wieczora wrócić do normy.

Nie chciał marnować okazji na wyczekiwane zbliżenie z blondynem, ale doskonale wiedział, że jest sam sobie winien. Od kilku tygodni jego ulubionym zajęciem stało się bowiem przesiadywanie na balkonie i spoglądanie z daleka na miejskie życie, oddzielone od ściśle strzeżonego osiedla wysoką bramą oraz budkami ochroniarzy. Spędzał tak niemal każdą wolną chwilę, ponieważ w domu zwyczajnie się dusił. Dla Taehyunga ich nowoczesne mieszanie stanowiło bezpieczną ostoję – dla niego zaś zbyt wąską klatkę, wypełnioną oparami toksycznej miłości.

Grammys ♪ taekookWhere stories live. Discover now