zjełczałe mleko i róże

117 16 11
                                    

Biegniemy.
Kompletnie bez celu, po prostu biegniemy.

Przekrzywia głowę, przyglądając się kartce ozdobionej czerwonym pismem pani Witkowskiej. Ta kobieta uczy ich klasę przeszło drugi semestr, a wciąż nie przestaje zadziwiać swoimi komentarzami. Tym razem jest to dokładny spis dat, które spędziła poza placówką edukacyjną, choć chyba nie powinna, bo właśnie wtedy przerabiane były niezrozumiałe zagadnienia.

Życie to taki bieg, maraton z płotkami. Wyścig szczurów.

Możesz mi wyjaśnić, co się z tobą dzieje? — mówi kobieta, gniewnie poprawiając okulary. Naprawdę ciężko stwierdzić, by poprawianie okularów było zachowaniem gniewnym, pogardliwym czy też zdenerwowanym, ale w wypadku Witkowskiej wszystko jest możliwe. Można rzec, że przy niej kinezyka nie ma prawa bytu.

Nie jestem szczurem, nie będę biec.

Nie rozumiem, proszę pani.

— Właśnie widzę, że nie rozumiesz!

Kobieta stuka w kartkę, na którą przelano więcej czerwonego atramentu niż czarnego. Jest w tym coś cynicznego, choć tak naprawdę trudno sprecyzować co.

Wzrusza ramionami.

Nie będę biec, nie będę żyć.

Zawsze miałam cię za inteligentną istotę, Ofelio. Masz zamiar się wytłumaczyć?

Kolejna osoba usilnie udająca, że coś ją obchodzi. Że to nie tak, że dostaje za to pieniądze, a tak naprawdę ma ich głęboko w poważaniu. Że to nie tak, że mogłaby ją po prostu odesłać z lufą do ławki, zamiast przetrzymywać na przerwie.

Ofelia bezwiednie ciągnie za żółty rękaw komicznej sukienki. Komicznej, przyciągającej wzrok, skandalicznie dziwacznej, bo Ofelia uwielbia być skandaliczna i dziwaczna, nie musząc przy tym nawet otwierać ust. Całą sobą próbuje krzyczeć, pokazać kim dokładnie jest, choć sama nie ma pojęcia. Nie muszą przecież wiedzieć.

Nie ucieknę z toru dla gryzoni? Dobrze, więc będę oszukiwać.
Ścinać każdy zakręt albo stać w miejscu.
Nie jestem szczurem, nie będę biec.

Witkowska wbija w nią swój wzrok, a ona zdaje się wrzeszczeć "no dalej, oceń mnie".

— Poprawa jest w piątek.

— Nie przyjdę.

Nikt nie powiedział, że płotki trzeba pokonowywać górą.

— Nie proś o pomoc, jeśli na koniec roku okaże się, że wychodzi ci zagrożenie.

Czy Ofelia kiedykolwiek o coś kogoś prosiła? Nie przypominam sobie, ale jesteśmy pokoleniem sklerotyków, co pamiętają tylko o własnym problemie i braku wsparcia ze strony innych. Żywimy się zimnem reszty społeczeństwa, wzajemnie opluwany historiami o złośliwości własnego gatunku. Ślepcy głodni na wieczną żółć planety.

— Do widzenia.

Nie w tym życiu, nie w tym wcieleniu. A najlepiej to w ogóle do niewidzenia już nigdy, nawet za miliard lat świetlnych, uśmiechów, roztargnionych, radosnych poprawień okularów. 

jak w sufit z latarkąWhere stories live. Discover now